11. Jedno pytanie

285 31 6
                                    

Minęły trzy tygodnie, a każdy już wbił się w swoją rutynę. Peter Parker znów latał po mieście w swoim stroju, który odzyskał od Tony'ego Starka. Zdarzało mu się czasem zerkać w stronę okien, które jeszcze niedawno należały do mieszkania Phoebe. Niestety za każdym razem widział ciemność w pomieszczeniach.
Phoebe Holt już przywykła do swojego nowego pokoju. Wpadła w rytm ćwiczeń i pracy. Tak bardzo, że dopiero po trzech tygodniach postanowiła pojechać do jej mieszkania w Queens. Domyślała się, że pewnie Stark chce je sprzedać, a ona musiała zabrać jeszcze kilka rzeczy, które tam zostały. Oczywiście mogli to zrobić ludzie pracujący dla Starka, co nawet mężczyzna jej proponował, ale ona się nie zgodziła. Nie lubiła się wyręczać ludźmi, jak wiedziała, że może coś zrobić sama. Zresztą, nie lubiła jak ktoś jej grzebał w prywatnych rzeczach.
Dziewczyna umówiła się z Happym, że on ją zawiezie. Przekupił ją mówiąc, że lubi z nią jeździć. Ona nie chciała się kłócić, a zresztą odpowiadało jej, że będzie miała towarzystwo.
— Na pewno chcesz już tak na stałe wrócić do siedziby? — zapytał Happy.
— A co? Nie chcesz mnie tam?
— Dobrze wiesz, że cię uwielbiam — powiedział. — Chodzi o to, że nie ma Natashy, a tu miałabyś Petera i innych znajomych.
— Jest dobrze, tak jak jest Happy — mruknęła i trochę spochmurniała.
Miała dość poruszania tych tematów. Natasha też ją zawsze o to męczyła. Phoebe rozumiała, że oni chcą, by miała normalne nastoletnie życie, ale dla niej to było niemożliwe.
— Obydwoje dobrze wiemy, że w siedzibie trzymała cię głównie Natasha, a teraz gdy...
— Wystarczy Happy — przerwała mu.
— Chcę, tylko żebyś była szczęśliwa i żyła jak normalna...
— Byłabym szczęśliwa, gdybyś skończył ten temat — powiedziała chłodno. — I pragnę ci przypomnieć, że jak jest się kimś nienormalnym, to nie da się żyć normalnie.
Razem z Happym, nie odzywali się do siebie już do końca drogi. Phoebe nawet zaczęła żałować, że jednak nie pojechała sama.
Kiedy tylko weszła do swojego byłego mieszkania, pierwsze co, to poszła zrobić sobie herbatę. W międzyczasie otworzyła też okno, bo było duszno. Mieszkanie stało puste i zamknięte od miesiąca, więc nie można było się dziwić, że trochę zatęchło.
Phoebe miała czas do jutra rana, więc nie śpieszyła się zbytnio. Dopiero po południu wzięła się za pakowanie swoich rzeczy. Nie było ich bardzo dużo, ale dwie walizki by się uzbierały na pewno. Choć jedną małą walizkę zajmowałaby sama broń. Phoebe miała duże zamiłowanie do broni i różnorakich sztuk walki. Uważała, że odziedziczyła to po swoim ojcu. Był on byłym żołnierzem i pasjonatem boksu.
Dziewczyna do tej pory pamiętała, jak była dzieckiem, a on uczył ją pierwszych ciosów i zabierał ją na strzelnicę. Jej matka nigdy tego nie pochwalała, ale on miał dużą umiejętność perswazji.

Kiedy tylko dziewczyna spakowała ostatnią walizkę, udała się do salonu. Uważała, że należy jej się odpoczynek. Wstawiła popcorn do mikrofali i podeszła do komody, gdzie zostało jeszcze kilka płyt z filmami. Nie spakowała ich umyślnie, wiedząc, że wieczorem najdzie ją ochota, by coś obejrzeć.
Phoebe zajęła się wybieraniem filmu, a w tle słyszała tylko strzelanie popcornu.
— Hejka!
Dziewczyna natychmiast wypuściła z rąk pudełko z płytą i odwróciła się szybko w stronę, z której dobiegł głos. Prawa ręka automatycznie dotknęła uda, szukając broni.
— Cholera, Parker! — zawołała dziewczyna.
Peter uśmiechnął się lekko pod maską i zeskoczył z parapetu do pokoju.
— Zdziwiłem się, widząc u ciebie światło — powiedział, zdejmując maskę. — Przyjechałaś dziś? Nie było cię tu z miesiąc.
Dziewczyna spojrzała na niego uważnie.
— Skąd to wiesz? Nie mów mi, że codziennie sprawdzałeś?
— Nie... — powiedział i uśmiechnął się zakłopotany. — Ja po prostu... Wiesz, po prostu, gdy robię zwiady, to widać czy... no wiesz...
Phoebe uniosłam brwi i uśmiechnęła się pod nosem.
— Tak, wiem, jak wygląda obserwowanie czyjegoś mieszkania.
— Ja nie...
— Nie tłumacz się, spokojnie — przerwała mu. — Mam tylko nadzieję, że nie robiłeś tego, jak jeszcze tu mieszkałam. Chociaż nawet jeśli, to wolę nie wiedzieć. Jeszcze bym się dowiedziała, że widziałeś mnie w bieliźnie, albo - co gorsza - bez. To by było zbyt niezręczne.
— Mogę przysiąc, że nie było takiej sytuacji — powiedział szybko Peter lekko skrępowany.
— Cieszy mnie to — powiedziała Phoebe. — Więc, co cię do mnie sprowadza?
— Em... Nic konkretnego. Chciałem tylko zapytać, jak tam u ciebie — powiedział.
— Stabilnie — odpowiedziała dziewczyna i ruszyła do kuchni. — Jak widzisz, żyje. Chcesz coś do picia? Od razu mogę powiedzieć, że kakaa nie polecam. Nie było mnie miesiąc, więc wolę nie ruszać mleka z lodówki.
— Może być woda — powiedział, podchodząc barku, który oddzielał kuchnię od salonu.
Gdy Phoebe zajęła się nalewaniem wody do szklanki i wyjmowaniem popcornu z mikrofali, Peter skorzystał z okazji i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie uszło to uwadze Phoebe, ale czekała aż chłopak coś powie.
— Po prostu zapytaj — powiedziała dziewczyna, gdy po dłuższej chwili Peter się nie odezwał.
— Co?
— Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Po prostu wyduś to z siebie — odrzekła, stawiając przed nim szklankę.
Patrzył się na nią przez chwilę i zapytał:
— Wróciłaś? Wiesz, tutaj. Znów będziesz tu mieszkała?
— Nie. Jutro w południe już mnie tu nie będzie. — wyjaśniła. — Przyjechałam się tylko zabrać resztę swoich rzeczy.
— Jasne... — mruknął Peter i dodał po chwili: — Nie chciałabyś zostać?
— Życie blisko normalnych ludzi nie jest dla mnie — powiedziała Phoebe.
Wzięła miskę z popcornem i wróciła do salonu, a Peter poszedł z nią.
— Dlaczego? — zapytał, siadając obok dziewczyny na kanapie.
— Długa historia — powiedziała, chcąc zniechęcić go do drążenia tematu.
— Mam czas.
— Peter...
— Mogłabyś mi w końcu coś więcej o sobie powiedzieć. Wiem tylko, że jesteś szpiegiem i masz siedemnaście lat.
— Znasz też moje imię i nazwisko, to już coś, nie uważasz?
— Ty wiesz o mnie dużo więcej — powiedział.
— Okej... Jedno pytanie — odrzekła Phoebe. — Zastanów się nad nim dobrze.
— Dlaczego tylko jedno? — zapytał.
— Nie lubię o sobie dużo mówić. No i tyle. Było jedno pytanie, a teraz możemy porozmawiać o czymś...
— Nie! To nie to pytanie!
— No cóż... — wzruszyła ramionami. — Miało być jedno i już je zadałeś.
— Phoebe!
Dziewczyna roześmiała się pod nosem, widząc jego zbulwersowanie.
— To nie jest śmieszne!
— Dla mnie jest.
Parker chwycił za poduszkę, która leżała obok niego i rzucił w jej stronę.
— Spokojnie — powiedziała, łapiąc ją tuż przed twarzą. — Niech ci będzie. Masz jeszcze jedną szansę. Tym razem pomyśl, zanim coś powiesz.
— Mam przynajmniej dziesięć pytań, ale niech będzie to jedno... Dlaczego powiedziałaś, że życie blisko normalnych ludzi nie jest dla ciebie?
— Normalni ludzie umierają — odpowiedziała.
— To tyle? Co to ma do rzeczy?
— Miałam odpowiedzieć tylko na jedno pytanie — przypomniała. — I to zrobiłam.
— Oj, daj spokój. Dlaczego po prostu nie możesz mi czegoś o sobie powiedzieć? Z tego, co zrozumiałem wcześniej, jesteśmy przyjaciółmi. Tym razem tak naprawdę.
Phoebe nic nie odpowiedziała na te słowa. Zapadła chwila ciszy.
Dziewczyna nagle wstała z kanapy i podeszła do okna. „Czy naprawdę uważam go za przyjaciela?" zapytała samą siebie. Trudno było jej to przyznać, ale odpowiedź była dość prosta – tak. Naprawdę go lubiła, był naprawdę w porządku. Gdy tak zaczęła analizować, to zdała sobie sprawę, że dużo ludzi, o których nie mogłaby tego powiedzieć, też o niej wie sporo rzeczy. Więc dlaczego nie mogłaby powiedzieć i jemu?
— Okej, niech ci będzie — odezwała się i odwróciła w stronę Parkera.
— Niech mi będzie? — zapytał.
— Tak, chodź — powiedziała, wychodząc przez okno na schody przeciwpożarowe.
Peter lekko zdziwiony podążył jej śladem.
— Słyszysz syrenę karetki? — zapytała dziewczyna, gdy Peter stanął obok niej.
— Co? — zapytał, marszcząc brwi.
Patrzył na nią jak na wariatkę.
—Słyszysz? — powtórzyła.
— Em... Tak.
— Dźwięk jest coraz głośniejszy, czyli jedzie w naszą stronę — powiedziała. — Jak obstawiasz, co się stało?
— Nie wiem — odpowiedział po krótkiej chwili, nie rozumiejąc do czego te pytania zmierzają.
— A domyślasz się, do jakiego miejsca konkretnie jadą? — zadała kolejne pytanie.
— Nie... Dlaczego o to pytasz? To... przerażające.
Słysząc, że karetka jest już dość blisko, dziewczyna odwróciła się plecami do ulicy i oparła o barierkę.
— A co jeśli powiem ci, że ta karetka jedzie do starszego mężczyzny, który właśnie umiera i znajduje się dwa bloki od nas — wskazała palcem budynek — dokładnie w tamtym.
Peter spojrzał na budynek, a potem na Phoebe z zaniepokojeniem.
— Skąd...? — zaczął, ale urwał, gdy zobaczył, jak karetka wyjeżdża zza rogu i zatrzymuje się tuż przy wskazanym przez Phoebe budynku.
Parker przełknął głośno ślinę.
Phoebe odwróciłam wzrok od niego i skierowała twarz w stronę ulicy.
— To niemożliwe — powiedział, wpatrując się w karetkę, z którego wybiegło dwóch ratowników. — Ty... Możesz czytać w myślach, tak jak mówiłaś?
— Nie — odpowiedziała spokojnie.
— Widzisz przyszłość? — zgadywał Peter.
— Nic z tych rzeczy — odpowiedziała Phoebe. — Chociaż w pewnym sensie można powiedzieć, że widzę przyszłość, niestety nie koniecznie taką, jaką bym chciała.
— Więc... — zaczął Peter, ale nie wiedział co właściwie chciał powiedzieć.
— Chciałeś wiedzieć, jaką mam moc, jeśli można to tak nazwać..., więc proszę bardzo, widzę śmierć. I właśnie z tego powodu nie lubię żyć blisko normalnych ludzi. Oni zbyt często umierają — rzekłam i dodałam z lekkim rozbawieniem: — Niektórzy nawet uważają, że to ja jestem śmiercią. Co oczywiście jest głupotą... Ale no cóż, niech wierzą w co chcą.
Peter się nie odezwał. Stał i wpatrywał się w jedno z okien budynku, gdzie było widać jak ratownicy klękają nad jakimś ciałem.
Dziewczyna odsunęła się od barierki i wymijając Petera, weszła z powrotem do środka.

Banshee | ,,Spider-Man"|ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz