8. Umiesz liczyć? Licz na siebie

296 27 0
                                    

Phoebe wróciła do siedziby jeszcze tego samego dnia, ale nie dzwoniła do Happy'ego. Po prostu wsiadła do swojego samochodu, nawet się nie pakując i pojechała do nowego budynku Avengersów.
Była zła, na siebie i na całą tę sytuację. Według niej była to złość tylko przez to, że nie wykonała swojego zadania i mogli ucierpieć niewinni ludzie, ale gdzieś w środku niej był też inny powód, którego nie chciała do siebie dopuścić. Gdzieś w sercu była też zła, że Peter dowiedział się o jej zadaniu w taki, a nie inny sposób. Polubiła tego chłopaka i Neda. Na początku irytowało ją, że musiała przebywać z nimi i niańczyć piętnastolatka, ale po kilku dniach, zaczęło jej to sprawiać odrobinę przyjemności.
Kiedy Phoebe dotarła już na miejsce, weszła na górę i przejrzała wszystkie sale treningowe. Wiedziała, że zazwyczaj o tej godzinie Natasha trenowała. Niestety nigdzie jej nie było. Phoebe uznała, że najlepiej będzie, jak kogoś zapyta.
— Hej, przepraszam, wiesz może gdzie jest Natasha Romanoff albo Tony Stark? — zapytała uprzejmie jakiegoś przechodzącego obok niej mężczyznę, którego widziała pierwszy raz na oczy.
Mężczyzna spojrzał na nią dziwnie i wskazał ręką na duże drzwi na końcu korytarza.
— Okej... — mruknęła dziewczyna, lekko zirytowana tym brakiem uprzejmości ze strony mężczyzny.
Phoebe weszła do środka pomieszczenia i zobaczyła Starka. Siedział przy wielkim stole, na który miał zarzucone nogi. W prawej dłoni trzymał szklankę z whisky, a w lewej trzymał papiery.
— Witam w domu, Holt — odezwał się, zerkając na nią znad papierów.
— Wiesz może, gdzie jest Natasha? Ma jakąś misję? Nie mogę jej znaleźć.
— Dołączyła do Rogersa — rzucił Tony.
— Co? Kiedy?
— Niedługo po tym, jak wyjechałaś. Teraz podróżują sobie gdzieś po świecie — rzucił obojętnie.
Dziewczyna dobrze wiedziała, że po ostatniej bitwie między Starkiem, a Steve'em nie było najlepiej, a właściwie było fatalnie. Steve został uciekinierem i zdrajcą, a cały rząd go ścigał. Znała Steve'a na tyle, by wiedzieć, że nie da się nikomu podporządkować. Nie sądziła jednak, że Natasha do niego dołączy, szczególnie że podczas ich małej wojny, stanęła po stronie Starka. Wracając do bazy, Phoebe cały czas myślała o tym, dlaczego Romanoff to zrobiła. Stęskniła się za nią i jedynego czego chciała, to rozmowy i treningu, by mogła się wyżyć i wyrzucić z siebie to wszystko, co zaprzątało jej głowę.
— Jak ci się podoba twój nowy pokój? — zapytał Stark, zręcznie zmieniając temat.
— Nie widziałam go jeszcze — odpowiedziała dziewczyna, wciąż myśląc o Natashy.
— Poproszę Happy'ego, by jutro zajął się twoimi rzeczami — oznajmił Tony, wstając z fotela. — Chyba że wszystko już ze sobą wzięłaś? To wtedy nie będzie problemu.
— Nie — odpowiedziała. — Nic nie brałam.
Zapadła chwila ciszy. Tony wbił swój wzrok w dziewczynę, widząc, że jej wyraz twarzy stał się jeszcze bardziej szary i nijaki, niż ten, który miała, gdy weszła do pomieszczenia. Domyślał się, że nie ucieszyła ją wiadomość o Natashy, ale nie chciał poruszać tego tematu. Nie lubił rozmawiać o uczuciach.
— Chyba zostanę tam jeszcze trochę — dodała po chwili Phoebe. — Polubiłam to mieszkanie, a zresztą zaraz koniec półrocza. Więc już mogłabym zostać tam do końca miesiąca.
— Na pewno?
— Tak... — potwierdziła. — Okej...em... pójdę poszukać Happy'ego. Wiesz gdzie może być?
— Powinien być przy magazynie.
Dziewczyna kiwnęła głową i już zrobiła krok w stronę drzwi, gdy usłyszała głos Starka za plecami:
— Holt... Wszystko okej?
— Tak, wszystko jest okej... tak jak zawsze — mruknęła.
Przed wyjściem rzuciła jeszcze Starkowi ostatnie spojrzenie. Stał na środku pomieszczenia i patrzył na nią uważnie do momentu, aż zniknęła za drzwiami.
Phoebe zdawała sobie sprawę, że Tony nie uwierzył w to, co powiedziała, ale wcale jej nie zależało, by uwierzył. Stark był człowiekiem, który nie lubił niezręcznych i ckliwych rozmów. Phoebe wiedziała, że Tony nie będzie drążył tematu i za to była mu wdzięczna.
Brunetka wyszła na korytarz i ruszyła w stronę schodów. Kiedy dotarła już do magazynu, zobaczyła, że był prawie pusty. Mogła się jedynie domyślać, że pewnie jeszcze nie przewieźli wszystkiego ze starej siedziby.
— Hej, Carter! — zawołała do mężczyzny, który właśnie wszedł do budynku. — Widziałeś może Happy'ego?
— Jest na dole, rozmawia przez telefon.
— Dzięki.
Phoebe wyszła na zewnątrz i podeszła do stojącego mężczyzny w czarnym garniturze.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Natasha dołączyła do Steve'a? — zapytała Happy'ego z lekkim wyrzutem.
— Tony ci powiedział? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
— Czy to ważne, kto mi powiedział? — odrzekła. — Zresztą wiesz co? Nie ważne...
Phoebe westchnęła i odeszła na dwa kroki, kierując się do swojego samochodu, ale potem nagle stanęła w miejscu i odwróciła się z powrotem do mężczyzny.
— Po prostu... — zaczęła, patrząc na Happy'ego. — Dobrze wiesz, jak jest to dla mnie ważne. Zazwyczaj to albo ty, albo Nat, mówiliście mi prawdę, nawet jak inni nie chcieli. Więc dlaczego teraz nie powiedziałeś? — zapytała, a po chwili dodała już spokojniej: — Dlaczego ona nic nie powiedziała?
— Przepraszam Phoebe, po prostu nie wiedziałem jak... Ona chyba też trochę inaczej to planowała na początku.
Phoebe tylko pokiwała głową, a potem odwróciła się i odeszła.

Dni mijały, a każdy zaczął w jakimś stopniu wracać do rutyny. Phoebe, co prawda, nie wróciła do siedziby, ani do swoich treningów z Natashą, ale znów powróciła do swojej natury samotnika. Rano wstawała, szła do szkoły, a potem wracała do domu, wykonywała swój trening i leniła się do końca dnia. Taki system stał się jej rutyną. Próbowała się w międzyczasie, jakoś skontaktować z Natashą, ale bez skutku.

W szkole Peter Parker i Ned Leeds zręcznie unikali dziewczyny, a ona nawet nie próbowała tego zmienić. Musiała przyznać, że jak ich widziała, to jakieś dziwne uczucie się w niej pojawiało, ale lekceważyła to. Przecież praktycznie zawsze była wyrzutkiem społecznym, więc czemu nagle teraz miało by się to magicznie zmienić. Nigdy nie miała jakiegoś przyjaciela czy przyjaciółki w swoim wieku. Najbliższymi osobami zawsze byli dla niej rodzina i osoby, z którymi pracowała.
Chcąc nie chcąc, zbliżyła się trochę do tego blondyna, który przysiadł się do niej jakiś czas temu w stołówce . Dowiedziała się, że ma na imię Logan. Naprawdę spoko z niego koleś, ale wiedziała, że chce utrzymać tą znajomość na poziomie szkolnym. Nie lubiła wprowadzać obcych ludzi do swojego życia prywatnego. Jest ono po prostu zbyt pokręcone i utajnione, by wprowadzać tam kogoś nowego. Prawie od zawsze dostęp do prawdziwej Phoebe mieli tylko jej rodzice i T.A.R.C.Z.A., ludzie, z którymi żyje i pracuje. Jakby się tak nad tym zastanowić, to od kilku lat z poza tego grona, tylko Peterowi udało się wyszarpnąć skrawek informacji o Phoebe Holt. W sumie jest to spowodowane tym, że Peter siedzi w tym samym świecie superbohaterów co ona, co w sumie czyni go jedną z osób z którymi pracuje.
Dziś był kolejny dzień, który nie różnił się niczym specjalnym od innych. Phoebe siedziała na lunchu przy pustym stoliku i jadła swoje pokrojone warzywa w paski. Jednak tym razem, jak się w ostatnich kilku dniach zdarzało, dosiadł się do niej ten sam chłopak, który próbował ją zaprosić na mecz footballu. 
— Słyszałaś o balu, który będzie w tym tygodniu? — zapytał Logan, siadając naprzeciw dziewczyny.
— Hm? — zapytała, wybudzając się z przemyśleń.
— Bal, słyszałaś o nim? — powtórzył Logan.
— A tak, jasne. Każdy o tym rozmawia w tej szkole — odparła znudzona, podnosząc z tacki kawałek marchewki.
— To tradycja, więc nic dziwnego... No i mamy mecz tego dnia, co jest równie ważne.
— Yhm... — mruknęła lekceważąco.
— Zamierzasz wpaść? — zapytał.
— Na bal czy na mecz?
— Na to i na to.
— Nie sądzę — odpowiedziała, biorąc kolejny pasek marchewki z tacki.
— Dlaczego?
— A dlaczego mam iść?
— To tradycja, jest świetne jedzenie, świetna muzyka i super atmosfera — wymienił Logan.
— Pomyślę nad tym.
— Serio? — zapytał z nadzieją.
— Nie — odpowiedziała Phoebe, a blondyn pokręcił głową.
— A co jeśli ktoś by cię zaprosił? Na przykład ja?
Phoebe podniosła wzrok z marchewki i spojrzała na niego uważnie.
— To ma być nieudolna forma zaproszenia?
— Tak — odpowiedział.
— Powinnam teraz z wielkim uśmiechem rzucić ci się w ramiona i powiedzieć „tak"?
— Coś w tym rodzaju. Możesz też udawać zaskoczoną, a potem wpaść mi w ramiona i pocałować.
— Lekko się zagalopowałeś — rzekła.
— Marzenia — skomentował rozbawiony Logan. — Więc...?
— Zastanowię się.
— O nie! Proszę o odpowiedz, teraz – tak czy nie? Muszę jeszcze dodać, że odpowiedzi negatywne są niemile widziane.
— Ale ty jesteś uparty — skomentowała.
— Czekam na odpowiedz — odrzekł i zapadła między nami chwila ciszy. — Tak jak mówiłem, będzie świetna muza i atmosfera. Potańczymy, świetnie spędzimy czas. Same plusy.
— Wciąż jestem na nie — powiedziała dziewczyna.
— Co cię powstrzymuje? Słabo tańczysz? Nie martw się, zawsze mogę cię nauczyć.
— Sądzę, że mogę tańczyć lepiej od ciebie, więc nie trzeba.
— Bez dowodu nie uwierzę — odrzekł, odchylając się na krześle.
Phoebe uśmiechnęła się pod nosem, widząc co chłopak kombinuje.
— Wiesz, że zdaję sobie sprawę z tego, że mnie podpuszczasz? — zapytała.
Logan uśmiechnął się szeroko, ale nic nie powiedział.
— Ale wiesz co? Niech ci będzie, wygrałeś. Zgadzam się.
— Sukces moi państwo! Sukces! — zawołał Logan, a kilka osób ze stołówki spojrzało się na nich dziwnie.
— Zaraz mogę zmienić zdanie — powiedziała Phoebe z poważną miną.

Banshee | ,,Spider-Man"|ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz