Przez ulice wypełnione ludźmi ciężko było się przepchać, szczególnie w godzinach popołudniowych. Niektórzy próbowali upchnąć słaby towar za wysoką cenę, inni próbowali swoich sił bawiąc się w kieszonkowców. Nikt nie zwracał na siebie szczególnej uwagi, wyższe osoby jednak z daleka mogły zauważyć, że coś niczym huragan przelatuje między tłumami.
Była to młoda, zdecydowanie za niska jak na swój wiek nastolatka. Ciężko było stwierdzić, czy była bardziej szczęśliwa, czy przerażona.
———Biegłaś przed siebie nie zwracając uwagi na nikogo. Przepychałaś się jak mogłaś i nawet Twoja zwinność niewiele tu pomagała. W ręku trzymałaś kopertę; zwykły kawałek papieru, który miał przesądzić o Twoim losie. Pomimo szybkiego tempa nie pozwalałaś mu nawet na minimalne zgięcie rogu. Byłaś sparaliżowana od stóp do głów, czułaś, jakby to Twoje nogi same prowadziły Cię do domu. Nie chciałaś tego otwierać sama; musiałaś mieć przy sobie swojego ojca, który swoją drogą za moment miał wyjeżdżać. Był szanowanym lekarzem, co chwila przemieszczał się od Muru Marii aż po centrum Siny.
Niezdarnie wymijając ludzi skręciłaś w uliczkę po swojej prawej, przez co znalazłaś się w dobrze znanych Ci regionach. Nie miałaś innej opcji jak wybranie tej drogi na skrót. List wzięłaś usta,a sama wskoczyłaś na kontener, następnie wspinając się po rynnie. Z lekką zadyszką wzięłaś list w rękę i ponownie ruszyłaś przed siebie, biegnąć po nierównych dachach. Z każdym kolejnym skokiem zbliżałaś się coraz bardziej do swojego celu. Po chwili sprintu zmieniłaś kierunek trasy skręcając w lewo, następnie zeskakując na niższy dach, aby za chwilę znaleźć się z powrotem na ziemi. Mogłaś już zobaczyć miejsce docelowe; mały, drewniany domek na górce. Był naprawdę piękny, z żadnej strony nie przylegały do niego sąsiednie domy. Biegnąc po ścieżce prowadzącej prosto do celu, mało nie wywróciłaś się o własne nogi. Jak burza wleciałaś do domu i na samym progu zatrzymałaś się i podparłaś o kolana, żeby złapać oddech.
-Tato! Jestem, mam list! - krzyknęłaś i zmartwiłaś się, kiedy odpowiedziała Ci cisza. Ściągnęłaś buty i odłożyłaś je na drewnianej półce zaraz przy drzwiach. - Tato? - rzuciłaś pytaniem. Ponownie odpowiedziała Ci cisza. Zmartwiona skierowałaś się do małej, jasnej kuchni. Nie było tam nikogo. Ruszyłaś w stronę salonu, zmuszona do zakrycia ręką twarzy przez wpadające słońce. Wchodząc do pomieszczenia rozejrzałaś się, ale tam również było pusto. Kiedy chciałaś przekroczyć próg sypialni swojego ojca, ktoś popchnął Cię do przodu, przez straciłaś równowagę i prawie upadłaś.Odwróciłaś się przodem do sprawcy, a następnie uśmiech wkradł się na Twoją twarz.
-Prawie umarłam na zawał! - krzyknęłaś pretensjonalnie i przytuliłaś swojego tatę. Był wyższy od Ciebie o dwie głowy, dlatego kochałaś się do niego przytulać. Mężczyzna zaśmiał się przyjaźnie i odwzajemnił Twój gest.
-Musze zaraz wychodzić. - powiedział smutno odrywając się od Ciebie. - Masz list? - zapytał z nadzieją. Kiedy uśmiechnęłaś się i pomachałaś kartką papieru przed jego nosem, jego identyczne jak twoje (e.c) oczy zaświeciły się jak małemu dziecku. Szybko ruszyliście ku kanapie i usiedliście. Spojrzałaś na niego odrobinę przestraszona, na co posłał Ci pocieszający uśmiech. Odwzajemniłaś go i jednym ruchem rozerwałaś kopertę, która aż się o to prosiła od momentu jej odebrania.
———
-Co ty robisz w wojsku nic nie warty dzieciaku?! Szybciej! - pierwszy trening, nie ma to jak słowa zachęty przełożonych.
Zdecydowałaś się dołączyć do wojska. To nie był dziwny wybryk, żadna chwilowa zachcianka. Chciałaś coś osiągnąć, jak Twoi rodzice. Twoja matka była lekarzem, jak Twój ojciec. Ot się dobrali. Miałaś niecałe dziesięć lat, kiedy zginęła na Twoich oczach.
CZYTASZ
Przykryci Nocą | Levi x Reader |
FanfictionNa oko zwykła kadetka- w ogóle nie przypominająca zwiadowcy - zawsze uśmiechnięta, pocieszająca. Zawsze miała problemy ze snem, w nocy jej ulubionym zajęciem było wymykanie się i oglądanie gwiazd. Pierwszej nocy zupełnym przypadkiem spotyka najsiln...