Tego samego wieczoru, po zjedzeniu kolacji chciałaś iść prosto do pokoju. Miałaś dość tłumaczenia znajomych co, jak i gdzie się stało. Rozumiałaś, że byli ciekawi, ale pytania stały się strasznie męczące.
Korytarze o tej porze dnia były przepełnione ludźmi; nie tylko zwiadowcami, ale również posłańcami, którzy przywozili kolejne wieści z muru Shina. Podejrzewałaś, że Erwin wraz z innymi miał mnóstwo roboty. Myśląc o nim przypomniało Ci się coś, co miałaś zrobić po powrocie z treningu; odniesienie mu płynu odplamiającego. Niby nic ważnego, jednak chciałaś wywiązać się z danego słowa. Zrobiłaś zwrot na pięcie i ruszyłaś w stronę wyjścia z budynku.
Wychodząc na świeże powietrze przystanęłaś na chwilę. Zamknęłaś oczy i wzięłaś głęboki wdech. Kiedyś robiłaś to co wieczór; kiedy Twój ojciec był w domu, towarzyszył Ci. Teraz mając pełne ręce roboty zapomniałaś, że miałaś odpisać mu na list, który został dostarczony kilka dni temu, jeszcze w korpusie treningowym. Szczerze nie wiedziałaś, jak zareaguje na wieść o dołączeniu do zwiadowców.
Otworzyłaś oczy i ruszyłaś w kierunku stajni. Droga była słabo oświetlona, ale zapamiętałaś trasę i bez problemu trafiłaś do budynku. Podeszłaś do bosku swojego siwka i podrapałaś go za uchem. Zareagował wesołym zarżeniem, na co się zaśmiałaś. Podeszłaś do miejsca, w którym zostawiłaś buteleczkę, ale ku Twojemu zdziwieniu jej tam nie było. Rozejrzałaś się i przeszłaś obok wszystkich boksów. Nie było po niej ani śladu. Postanowiłaś przejść się jeszcze wokół stajni. Za wszelką cenę nie chciałaś podpaść Erwinowi drugiego dnia. Wyszłaś na zewnątrz i mimo słabego światła przeszukałaś cały teren. Wszystko na nic. Poddałaś się i postanowiłaś wybrać się w miejsce, w którym spędziłaś wczorajszy wieczór.
Wskoczyłaś na murek i zrezygnowana spojrzałaś w gwiazdy. Niebo tej nocy było piękne. Nie było na nim ani jednej chmury, a księżyc mimo tego, że nie było pełni świecił jak lampa. Wzięłaś głęboki oddech i schowałaś twarz w dłoniach. Nie chciałaś długo wracać do głównego budynku, bo to oznaczałoby konfrontacje z Erwinem. Był dla Ciebie miły i nawet pożyczył Ci płyn, a Ty go zgubiłaś. Nie mogłaś uwierzyć w pecha, który prześladował Cię tamtego dnia.
Słysząc za sobą kroki odwróciłaś się i zauważyłaś, że wolnym krokiem zbliżał się do Ciebie Levi. Jego czarne włosy w świetle rzucanym przez księżyc lekko połyskiwały, wydawały się naprawdę zadbane. Tak samo jak Ty ubrany był w mundur tylko, że miał na sobie dodatkową kurtkę. Żałowałaś, że też na to nie wpadłaś; robiło się coraz zimniej.
Nie odzywając się, mężczyzna usiadł metr od Ciebie. Podniósł swój wzrok w stronę gwiazd. Nie byłaś do końca pewna, czy zaczynać rozmowę. A może warto byłoby zapytać o prawdopodobną wyprawę za mury? Tak naprawdę miałaś wąski zasób bezpiecznych tematów do rozmowy, a ten- zdecydowanie do niego nie należał. Byłaś prawie pewna swojej racji. Reakcję można by było chociażby przypuścić, ale nie w tym wypadku, nie z tym człowiekiem. Mimo wszystko po dłuższym namyśle postanowiłaś zaryzykować.
-W najbliższym czasie odbędzie się wyprawa za mury, prawda czy fałsz. - powiedziałaś prosto z mostu. To nawet nie brzmiało jak pytanie- potrzebowałaś tylko potwierdzenia. Gra w podchody mogłaby w tym przypadku mieć gorsze skutki.
Cały czas wpatrywałaś się ze spokojem w gwiazdy, ale kiedy poczułaś na sobie wzrok Levia również skierowałaś go ku niemu. Mężczyzna miał uniesioną jedną brew do góry.
-Prawda. - tym razem to Ty uniosłaś brwi. Jak widać, obrał Twoją taktykę; prosto z mostu. Po kilku sekundach na Twoją twarz ponownie wpłynął spokój. Urwałaś kontakt wzrokowy i spojrzałaś na trawę. Czyli Twoje przypuszczenia były słuszne. Tylko że.. dlaczego się tym nie zestresowałaś? Tylu zwiadowców ginie na każdej wyprawie, a Ty przyjęłaś tą informację ze stoickim spokojem.
CZYTASZ
Przykryci Nocą | Levi x Reader |
FanfictionNa oko zwykła kadetka- w ogóle nie przypominająca zwiadowcy - zawsze uśmiechnięta, pocieszająca. Zawsze miała problemy ze snem, w nocy jej ulubionym zajęciem było wymykanie się i oglądanie gwiazd. Pierwszej nocy zupełnym przypadkiem spotyka najsiln...