broń, idioci i autobus

11 1 54
                                    


Hefajstos wykuł dla nas w jeden calutki dzień bronie. Każdy z nas otrzymał swoje. Wojna - ognisty miecz, gdy akurat się nie pali ma kolor krwisto czerwony, głód - srebrny łańcuch z którego trzaskają sople lodu, śmierć złota kosa emanująca mroczną energią, oraz ja 2 zwykłe colty wzór 1911, ZARAZ CO ?!

- en hefajstos ?- zapytałem niepewnie

- hm ? - odpowiedział

- ale ja miałem rewolwery

- właściwie mogłeś mieć jeden nie pamiętam nawet ale przekuty w Broń Pogromu zawsze da 2 takie colty. Tak już jest z twoją bronią.

- aha okej - chłopaki oglądali swoje nowe bronie, machali nimi jak debile, oczywiście śmierć od razu zaczął walczyć z wojną jak debil tylko o to żeby przetestować broń, chuj że mogliby się zabić nawzajem.

- HALLLLT KURWA STOP POJEBY ZBIÓRKA !- na mój okrzyk zebrali się w szeregu - dobra wyruszamy czas komuś wpierdolić tak uzbrojeni możemy iść na wojnę z tymi zjebańcami! Będzie krew pot i łzy!

- e przerwie - mlaśnięcie oczywiście to był głód wpierdalający burrito - ty nie umiesz płakać

- zamknij się i słuchaj - zkwitkowałem - będziemy walczyć! Możliwe że któryś z nas nie wróci. będziemy walczyli z bogiem to nie przelewki

- e zaraza - wtrącił się śmierć - skończ pierdolić

- dobra, dobra już kończę

- w sumie po chuj nam to gadałeś ? i tak to wszyscy wiemy lol - dodał wojna

- chciałem jakiś klimat zrobić...

- chuja zrobiłeś - głód powiedział oczywiście mlaszcząc to głód przecież-.

- ehhh po prostu chodźmy wpierdolic komuś okej ?

- NO W KOŃCU MÓWISZ Z SENSEM ! - zakrzyknął śmierć

- DOKŁADNIE ZAJEBMY KOGOŚ W KOŃCU - zawtórował wojna

- moje kochane ostrze łaknie krwi wrogów - powiedział śmierć głaszcząc swoją kosę i całując w ostrze

#co kurwa ?A dobra śmierć, nieważne

- okeeeeej? - powiedziałem przeciągle - dobra guys go, dzięki fajko że nam broń wykułeś jakoś się odwdzięczymy

- spoko, ZARAZ NAZWAŁEŚ MNIE FAJKĄ !?

- daswidania ! - wybiegliśmy jak poparzeni z pomieszczenia, okazało się że wybiegliśmy na ulicę nowego jorku a nie do baru Aresa, no cóż bywa.

- to do los angeles ? - zapytał śmierć

- dokładnie - odpowiedziałem stawiając pierwszy krok ku nowej przygodzie i podróży aleeeee

- miasto upadłych aniołów no nie ? - zapytał śmierć

- nom tak się tłumaczy

- ale to tak dosłownie czy chodzi o dziwki które były wcześniej uznawane za anielice, przez swoje piękno

- ehhh jedno i drugie

- aha, to fajnie

- a co ?

- a nic skorzystam z tego co mówisz

- śmierć czy ja wiem o czym myślisz ?

- zdecydowanie - walnąłem facepalma. No ale teraz ruszyłem już majestatycznym krokiem w kierunku nowej przygody, walki, wrażeń a może i wygranej. No i wylądowaliśmy w zatłoczonym pks-ie na którego czekaliśmy 30 minut w skwarze słońca stojąc sami na ulicy bo nikomu w 39 w cieniu nie chciało się wychodzić, okazało się że to że nikt nie wychodził nie znaczy że autobus był pusty, wręcz kurwa przeciwnie, staliśmy tak gęsto ściśnięci jak śmieci w śmietniku gwiazdy śmierci ( dla niewiedzących śmieci są tam zgniatane na najmniejszą objętość). Bite 4 godziny w temperaturze 50 stopni celsjusza jak nie więcej z grażynami, sebixami, menelami itp, możliwe że wieźliśmy trupa, nie wiem jebało tak, że nawet by nikt nie wiedział o tym, wszyscy mokrzy spoceni, ale grażynki nie otworzę okien bo im kurwa wieje, ścisk taki że nie mogłem ruszyć żadną kończyną, tylko głową. Zatrzymaliśmy się w jakimś małym miasteczku gdzie poszliśmy odpocząć w barze popijając woja - wódka, głód - shake'a proteinowego z whisky, śmierć - czysty spirytus, ja - zielona herbata. Ten autobus powinien być albo naszym narzędziem podczas apokalipsy albo torturą w piekle...

Jeźdźcy Apokalipsy i Boska WojnaWhere stories live. Discover now