Wstałem i wyciągnąłem moje 2 colciki.
- to się nie pobawisz - wypaliłem z obydwu pistoletów, które przecinały powietrze błyskawicznie docierając do celu. JEdnak ten skurwysyn zaczął już uskakiwać. zdołałem jedynie zranić go w lewy brak.
- od razu przechodzisz do rzeczy zaraza- rzucił kąśliwie bóg złodziei i rzucił we mnie nożem, którego ostrze minęło o milimetry mój policzek. Nagle ni z tego ni z owego zniknęły mi pistolety, zobaczyłem że trzyma je bożek. Zaśmiał się i wyrzucił je gdzieś w cholerę. z jego lewego ramienia zaczęła się rozchodzić infekcja. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, moje moce bardzo skutecznie zaczęły działać na bogów ale muszę trochę zmienić użycie i zwiększyć zabójczość. Może wymyślę jakąś swoją chorobę specjalnie na bogów ? Wróciłem do chwili obecnej i zrobiłem przewrotkę w lewo.
- Walcz jak facet zaraza !
- no ta kurwa jak ty masz laske
- zatruwasz mysle ze nie da mi to - z laski wysunęły się ostrza - przewagi - uśmiechnął się złośliwie
- nosz kurwa mać... - powiedziałem pod nosem. Ustawiłem się do walki z normalną gardą jak dla mnie czekając na atak, który niechybnie nadszedł, złodziejaszek błyskawicznie zaatakował jedynie dlatego, że jako jeździec będę miał za zadanie wszystkich zajebać więc wyposażono mnie w odpowiedni refleks i zdążyłem, aczkolwiek ledwo ledwo, uchronić się przed ostrzem kucając. Pierdolnąłem z lewego haka bożka. Znaczy próbowałem. Skurwysyn się uchylił i chciał ciąć z góry ale skoczyłem do przodu unikając serii ciosów za mną. Próbowałem kopać. Takiego chuja. za szybki był. Zacząłem zarażać powierzchnie paraliżem układu nerwowego. Jako, że walczyłem z bogiem bez broni zaczęło go to tylko spowalniać. Ale to wystarczyło. ZAmachnął się na mnie uskoczył w bok i lewym sierpowym walnąłem go w morde spróbował uciec ale zacząłem go masakrować ciosami naładowanymi chorobami osłaniającymi tkanki. Bożek spróbował mnie walnąć w desperaci swoją laską i pięścią uchyliłem się wiedziony przeczuciem. Spowodowało to, że przeciwnik wbił sobie ostrze w dłoń natomiast ja docisnąłem przez co wbiło mu się w krtań. zacząłem szukać moich pistoletów. Mogłem to zakończyć tylko dzięki nim. Jakiś agent od furego podniósł jeden z moich pistoletów i powiedział:
- he ? a co to tu robi ?
- odłóż to ! - wycelował we mnie
- kim ty jesteś?
- możesz mnie zastrzelić tylko odłóż ten pistolet ! Błagam cię kurwa ! - niepewnie go odłożył
- ufff
- coś za jeden ?
- kapitan Steve Rogers
- o przepraszam sir
- odmaszerować do dyrektora Furego
- tak jest ! - agent wybiegł z pomieszczenia. Podniosłem pistolety i wycelowałem prawym w bożka.
- szybciej strzelaj zarazo bo zginiesz... - wychrypiał zanim pociągnąłem za spust i rzucił się na mnie jednak dostał w czoło i padł na ziemię odrzucony siłą strzału.
- faktycznie za wolno - stwierdziłem, zabrałem bronie i pobiegłem przez tajne przejście do łysej enigmy zamykając je za sobą. Wyjaśniłem Fury Emu co się stało i agent został od razu skierowany do szpitala, znaczy najpierw zabrałem mu chorobę ale poczyniła i tak duże szkody. Ale ogólnie wszystko skończyło się dobrze. Wróciłem do tego samego baru, w którym nas ojumali, niestety wróciłem autobusem…
Wszedłem do środka i powitał mnie widok 3 skruszonych mord, na których malowały się szczere przeprosiny.
Sorry zaraza, to moja wina… postaram się tego więcej nie odjebac…
Nie umiesz przepraszać śmierć - roześmiałem się i poszliśmy się napić. W końcu było co świętować! Udało mi się!
YOU ARE READING
Jeźdźcy Apokalipsy i Boska Wojna
FantasyJechałem z braćmi na naszych kochanych rumakach przez równinę Edenu. Nigdy jeszcze nikt się tak daleko nie zapuścił, a na pewno nikt kto zdołał o tym opowiedzieć. Zobaczyliśmy nagle duży budynek, zrobiony był on z granitu, wokół niego nic nie rosło...