𝟮𝟵: tresowane pieski

595 45 0
                                    


— Zostało zaledwie kilka dni! No powiedz, z kim idziesz na bal? — spytała rozanielona Tracey, którą zaledwie kilka godzin wcześniej zaprosił Teodor Nott. Zamknęła gwałtownie książkę do transmutacji, którą niedbale rzuciła na pościel i zerwała się z łóżka, by zacząć wirować po małej przestrzeni dormitorium, a jej szmaragdowa koszula nocna wraz z nią. Do Balu Bożonarodzeniowego pozostał zaledwie kilka dni - nauczyciele trochę odpuścili uczniom, opiekunowie domów wzięli się do pracy, by ich podopieczni jak najlepiej pokazali się na balu, a Flitwick wraz z Hagridem (podobno z małą pomocą Dumbledore'a i Madame Maxime, ale ta informacja mogła być zaledwie plotką) wylewali siódme poty przy przygotowaniu całego wystroju i dekoracji. Nawet Snape niczym profesjonalista, z kamienną miną uczył swoich mniej szlacheckich Ślizgonów podstaw tańca. Oczywiście, jak to on, nie szczędził przykrych, wręcz bolesnych uwag, ale wężowe uszy były już do nich na tyle przyzwyczajone, aby wyłapać z nich bardziej troskę o dobro domu, niż chęć zniszczenia czyichś marzeń o cudownym, wieczornym tańcu. — Nie wiadomo z kim idzie Krum. I podobno Potter też jeszcze nie wie. Ja wam to mówię, przyjdzie z którymś rudzielcem, na bank. Stawiam dziesięć galeonów na płeć męską.

— Nie masz dziesięciu galeonów. Rodzice odcięli ci kieszonkowe, za ucieczkę z domu w wakacje — westchnęła cicho Fong, przewracając oczami. Usiłowała naprawdę dobrze napisać swoje wypracowanie z transmutacji, ponieważ profesor McGonagall z coraz większym zawodem patrzyła na jej prace. Nie dziwiła się temu, ponieważ w ostatnim czasie większość jej czasu zjadała czarna magia oraz eliksiry, które starała się opanować w jak najbardziej zadowalającym ją i Nietoperza stopniu. Chciała dobrze napisać SUM-y w przyszłym roku i dać sobie szansę na przyszłość. A także na szóstą i siódmą klasę spędzoną w lochach przy kociołkach. Akurat w tej kwestii, Snape wykazywał się wielką sprawiedliwością. Ślizgoni mogli mieć u niego dobre oceny za nic, ale on obserwował i zawsze wiedział, kto co umie. Nikt kto systematycznie nie pracował i nie podnosił swoich umiejętności, nie dostałby szansy, aby spędzić następne dwa lata w jego sali. Nieważne z jakiego domu pochodził.

— No Lyss, wiesz o co chodzi! Jestem pewna, że Potter albo jest tak zapędzony w kompleks bohatera, że masturbuje się do siebie, albo jest gejem. No po prostu nie ma innej opcji. Przecież ta ruda, jak jej tam? Ta od Weasleyów. Od zawsze robi do niego maślane oczy, od kiedy tylko pierwszy raz zobaczyła go w Wielkiej Sali, albo i wcześniej. Wybraniec ma naprawdę słaby wzrok, skoro tego nie widzi. — Zatrzymała się raptownie, robiąc naprawdę okropną minę. Tracey zazwyczaj robiła za tą miłą część Ślizgonów, dopóki nie przyszło jej wyciągać na wierzch swoje niestworzone teorie, których niekiedy nie dało się słuchać. Jednak w tej chwili, słowa przyjaciółki trafiały do Fong jakby przesiane przez sito o naprawdę drobnych oczkach. Wolała się skupiać na właściwościach przetransmutowania przedmiotu martwego w istotę żywą, niż na tych pierdołach, które opowiadała blondynka. — No chyba, że po prostu nie chce tego widzieć.

— Mhm. Jasne, że nie chce — przytaknęła Millicenta. Bulstrode stanowiła ciekawy ewenement Slytehrinu. Nigdy nie była uważana za piękność - chociaż miała naprawdę cudowne, kasztanowe włosy i ciepłe spojrzenie - ale za to całą sobą pasowała do tego domu. Okrutna i brutalna dla Gryfonów (I Malfoyów z jakiegoś powodu.), przy Tracey i Pansy prezentowała sobą wręcz formę aniołka, który wychwala swego pana. Fong prychnęła cicho i niezauważalnie dla swoich współlokatorek. Ta czarownica idealnie prezentowało psychikę Wężów. Szczycili się niezależnością, lojalnością i sprytem, ale żaden z nich nie pochwaliłby się tym, że jest również niewdzięcznym kundlem ze schroniska, który potrzebuje by zakuć go w kaganiec i kazać mu wykonywać sztuczki. Tym, który robił to już przez ponad pół wieku, był nie kto inny jak Czarny Pan. I chociaż kundle bywają niewdzięczne - podczas tresury nieraz gryzą i szczekają, a także kombinują jakby tu uciec na własną rękę - to jednak ten proceder musiał być opłacalny, skoro Lord ciągle wyciągał swoje dłonie ku swojej dawnej przystani.

Ale zdarzają się przypadki, że w schronisku pojawiają się nie tylko kundle, ale także psy czystej rasy. Jest ich niewiele, zaledwie jeden na setki. Wprawdzie bez rodowodu, ale dalej jasno da sięa się powiedzieć, że jest to na przykład Cocker Spaniel czy też Wyżeł lub Chart. Te są zazwyczaj już wytresowane, gotowe by oddać serce, ciało i duszę na służbę jedynemu, słusznemu władcy.

Tym właśnie dla Alyssy był teraz Slytherin. Zaledwie schroniskiem, któremu jeden opiekun wystarczyłby za wszystko, ale z pewnych powodów na chwilę musiał wziąć sobie zwolnienie i zostawił swoje pieski bez opieki. Te zdążyły się rozmnożyć, a następne pokolenie już zapomniało o nim. O Czarnym Panie, jedynej Władzy i Potędze na tym świecie.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz