𝗱𝗼𝗱𝗮𝘁𝗲𝗸 𝟮: nieodwzajemnione miłości

461 26 1
                                    

Alyssa przetarła oczy, wyrównując stos kartek i ze zmęczeniem spojrzała na wschodzące powoli słońce, które pięknie było widać przez okno znajdujące się na ścianie po jej prawicy. Gabinet Lucjusza był dla niej niezwykle piękny o tej porze, gdy na jednej ze ścian tańczyły promienie wschodzącego słońca, spowijając swoją jasnością wielki, magiczny gobelin przedstawiający całe drzewo genealogiczne magicznych rodzin. W nim samym i dla niej znalazło się odrobinę miejsca, tak samo jak - ku zdziwieniu Alyssy - Harry'ego Pottera. Chłopak, jak się okazało kilka lat wcześniej, był ich dość bliskim kuzynem, oczywiście ku ich niezadowoleniu. Ono jednak zniknęło, gdy Wybraniec stał się współpracownikiem Draco - jako Szef Departamentu Prawa Czarodziejów miał dość bliskie kontakty z Szefem Departamentu Aurorów. Nawet ich gabinety znalazły się na jednym i tym samym piętrze. Co do reszty Gryfonów nie była już taka pewna - wprawdzie Ron i Luna Lovegood okazali się doskonałym małżeństwem, które już teraz miało dwójkę uroczych bliźniaków, Hermiona z wielką rozkoszą wyemigrowała na południe Francji, pisząc kolejną pracę naukową o niczym, a Dean i Seamus podobno otwierali już kolejny "wielki" interes, który miał (jak każdy inny!) splajtować po przetrwaniu mniej więcej połowy roku. Nawet po tylu latach wciąż nie była w stanie powiedzieć co siedziało w głowach ludzi z Gryffindoru.

Czwarta filiżanka gorzkiej, herbacianej cieczy ledwie przechodziła przez jej gardło, które było mocno nadwyrężone przez ostatnie egzaminy, które zdała w ciągu tygodnia. Na każdym z nich musiała wykonać kilka skomplikowanych rytuałów lub operacji. W przypadku tych pierwszych, czar wymagał zwykle najdłuższej inkantacji jaką się dało, a podczas operacji trzeba było jednocześnie wydawać polecenia personelowi medycznemu, jak i opowiadać egzaminatorom co się w danej chwili robi. Było to dla niej aż nazbyt wymagające, zwłaszcza, że musiała robić to po chińsku - dalej nie znała tego języka zbyt dobrze, ale było i tak o niebo lepiej niż przed dziesięcioma laty, gdy umiała powiedzieć zaledwie "cześć" i "dziękuję" z okropnie angielskim akcentem, na którego dźwięk większość Chińczyków krzywiła się nieznośnie.

Z uśmiechem spojrzała na Grzebyka, który przyniósł jej tacę z ciepłym kakao oraz goframi polanymi sosem truskawkowym i posypanymi gorzką czekoladą. Nie przepadała za słodyczami - ową dysfunkcję społeczną odkryła w sobie już w Hogwarcie, gdy przełknięcie jakiejkolwiek czekolady kończyło się nieznośnym krzywieniem się i wymiotami. Nigdy nie jadła ich za dużo, ale jej ciało dopiero po śmierci Barty'ego reagowało w tak stanowczy sposób. Do tej pory nie odkryła w sobie powodu - nawet jeśli była już uzdrowicielem, który ukończył akademię z najwyższym wyróżnieniem i zaliczonymi wszystkimi dodatkowymi przedmiotami. Szczególnie dobrze wspominała akupunkturę, która mimo bycia balansowaniem na krawędzi, dawała jej sporo frajdy. Była legalnym krzywdzeniem innych i dobrze łagodziła zarówno ją, jak i pacjenta.

- Dziękuję, Grzebyku. Rodzice lub Draco już wstali? - Skrzat rozpłynął się w powietrzu, aby wrócić z informacją, że Malfoyowie jeszcze śpią, prawdopodobnie ze względu na wczesną godzinę. Alyssa przeciągnęła się mocno, aby zabrać się do jedzenia smakowitego śniadania - pierwszego od bardzo dawna, ze względu na to, że przez ostatnie miesiące bardzo mocno zgłębiła stereotyp biednego studenta. Na pierwszych latach udawało jej się pracować i odkładać jakieś niewielkie oszczędności, ale dwa lata temu prawo zostało zaostrzone i studenci już nigdzie nie mogli liczyć na zatrudnienie. Nieważne czy byli czarodziejami, czy mugolami. Przez ponad pół roku żyła z zaoszczędzonych pieniędzy, nieraz będąc na skraju załamania - ostatecznie załapała się na etat na uczelni, ucząc dzieciaki z pierwszych lat jakichkolwiek podstaw run, które były od samego początku wymagane w stopniu co najmniej zaawansowanym. To odrobinę pozwoliło jej odbić się od dna, zwłaszcza, że nazwisko Fong w Chinach robiło ogromną robotę.

Odłożyła sztućce na pusty talerz, wstając od biurka. Dokumenty, nad którymi zeszłej nocy siedział Lucjusz były uzupełnione, a goście rozsadzeni według swoich preferencji. Także reszta rzeczy, które tej nocy miał zrobić jej ojczym, zostały odnotowane na małej karteczce jako wykonane. Z zadowoleniem wyszła z pomieszczenia. Zmierzała w kierunku głównego holu, aby przejść się odrobinę. Powietrze było letnie, ale rześkie i odświeżające. Miała zamiar je skosztować, zanim spotka się z matką i bratem, a także jego narzeczoną, która prawdopodobnie już rozgościła się w Malfoy Manor. Pansy od zawsze była tą osobą, która leciała na przystojną twarzyczkę, znany ród, ale i pieniądze. Nie wykluczała istniejącego pomiędzy nimi romantycznego uczucia, ale musiało się ono skądś wziąć, prawda?

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz