𝟰𝟱: czarna kurtyna

484 44 3
                                    


— Imperio! Zaatakuj Fleur i Cedrika. Nie tykaj Pottera. — Jej różdżka drgnęła od niechcenia. Już po chwili oczy Wiktora zrobiły się dość puste, a jej uśmiech poszerzył się. Oparła się o mur z roślin, który wchłonął ją w siebie. Cały labirynt nie wyglądał zbyt trudno i przyjaźnie, poza faktem, że był labiryntem. Dlatego Alyssa postawiła na kilka udogodnień w postaci magicznych stworzeń, które ukradła Hagridowi, przerażającej mgły, która tak naprawdę pochłaniała większość magii użytej do zaklęć, jak i same czary, które rzucone obszarowo sprawiały, że rośliny przemieszczały się. Sam labirynt i szaleńcza gonitwa do celu w postaci świecącego pucharku, jakoś jej się nie podobały. Cieszyła się, że Barty'emu udało się jej wpuścić ją tu kilka godzin przed zadaniem, a zarazem tuż po sprawdzeniu labiryntu, aby mogła wprowadzić swoje porządki, które prezentowały się o wiele ciekawiej niż wcześniejsza forma. Problem polegał jednak na tym, że Krum mógł wygrać. Jego naturalnie wysportowane ciało było czymś, co w tej konkurencji przydawało się o wiele bardziej niż różdżka i czarodziejskie myślenie. Dlatego musiała go jakoś spowolnić. Nie była jeszcze tak doświadczona w używaniu tego czaru, by samą siłą woli przekazywać polecenia, dlatego musiała użyć formy ustnej, która sprawdzała się tylko na bliskich dystansach. Niestety.

Labirynt przekazał jej, że Potter dotarł do sfinksa, a ona pewna, że Barty ją widzi, uśmiechnęła się pocieszająco, pokazując na migi, że wszystko idzie zgodnie z planem. Przemieściła się na tył labiryntu, gdzie stał puchar, a później dotknęła mniejszego świstoklika, który teleportował ją na tył trybun, do małego składzika. Ona skończyła swoją robotę, pozostało jej czekać na efekty w postaci zwycięstwa nad ikoną jasnej strony. Wszystko poszło gładko, ale ciągle w jej głowie odbijała się rozmowa z wczoraj, podczas której ułożyli też plan, według którego mieli postępować na wypadek, gdyby jednak szczęście Pottera zbyt bardzo przewyższyło jego rozum i pojmowanie świata. Naprawdę nie chciała postępować według niego. Plan ten zakładał, że po zadaniu on weźmie Pottera do swoich komnat i to tam dokończy dzieło. Ona zaś, jeśli zostanie przyłapany, ma udawać, że cały rok była pod Imperiusem, trenowana na zabawkę czarnego pana. Powinna rozpłakać się i rzucić Potterowi na szyję, dziękując za wybawienie od tego potwora. Na początku się nie zgodziła, później on podstępem wymusił na niej przysięgę, że właśnie tak postąpi. Z zamyśleniem patrzyła na małą bransoletkę, którą owinięte były jej palce. Westchnęła głośno, zmierzając w stronę swojego dormitorium, naprawdę chcąc, aby wszystko się udało.

Barty odetchnął cicho, doskonale wiedząc jak ten wieczór się potoczy. Od zawsze lojalnie wierzył w swojego Pana, ale ten od jakiegoś czasu wydawał się trwać bezczynnie, zamiast zwoływać swoich popleczników. Rozumiał, że do tego trzeba było ciała, ale mógł użyć jego, albo Glizdogona. Kogokolwiek. Czemu więc akurat Potter? Będąc z nim przez rok w szkole, zauważył jak niewiele trzeba, by chłopak zniknął. Wystarczyłaby kropla odpowiedniego eliksiru w jedzeniu lub uszkodzona miotła, by zniknął raz na zawsze. A jednak Lord uparł się, że musi zabić go właśnie on, w jakiś wybrany i wymyślony przez siebie sposób. Nie wyobrażał sobie, że gdy Potter wróci - a był pewny, że wróci - nie zapytałby go, czy jego Pan wezwał wszystkich. Czy wezwał te szumowiny, które wymówiły się Imperiusem i zniknęły, czy też nie?

Pociągnął sporawy łyk z swojej piersiówki, nie krzywiąc się już ani trochę. Eliksir wielosokowy przestawał działać już po piętnastu minutach, a jego smak przestał być dla niego odczuwalny. To znaczyło tylko jedno - nie ważne co się stanie, on i tak zostanie złapany prędzej czy później. Mógł więc zrobić to tylko w pełnej chwale, mordując przy okazji nemezis swojego Pana. Tego wieczora postanowił na zawsze poświęcić się tylko temu. Nie chciał myśleć o Alyssie. Robił to wczoraj, myśląc o jej bezpieczeństwie, a gdy nie chciała się zgodzić na jedyną dla niej opcję na normalne życie, wyciągnął różdżkę i zmusił ją do tego. Czas, który z nią spędził, był dla niego najpiękniejszym okresem w życiu. W końcu czuł się jak normalny człowiek, któremu pozwolono kochać i być kochanym. Jednocześnie żałował i cieszył się, że nie dane im był zasmakować własnych ciał. Byłoby trudniej, a jednocześnie łatwiej, a jego ukochana nie musiała martwić się zostaniem wdową w wieku piętnastu lat. Trudniej byłoby też wmówić Imperiusa, gdyby podjęła się tak dobrowolnego aktu miłości. Przeklął cicho, widząc jak na trawie pojawia się Potter z martwym Diggorym, ściskając jego wynalazek. Pokuśtykał w jego stronę, tak samo jak Dumbledore.

W tej właśnie chwili wiedział, że jedynym pocałunkiem jakiego jeszcze kiedykolwiek zasmakuje, będą zimne, łaknące jego duszy usta dementora.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz