Rozdział 4

398 39 28
                                    


Horace wstał z podłogi. Plecy bolały go niemiłosiernie. Każdy mięsień palił się żywym ogniem. Mężczyzna miał ochotę umrzeć. Po co w ogóle kładł się na podłodze, zamiast na ciepłym, miękkim, wygodnym łóżeczku? 

A, no tak. Przecież Will się uparł, że nikt nie ma prawa spać w jego łóżku, prócz niego samego! Przecież Horace był w jego ciele, więc praktycznie nie byłoby różnicy! No, ale cóż, trzeba było zachować pozory normalności, więc Horace musiał spać w chacie zwiadowcy.

Przeciągnął się leniwie i ziewnął. Znowu czuł się nieswojo. Pomyślał, że to niedługo przejdzie, a tymczasem powinien zjeść śniadanie. Poszedł do kuchni. W chatce był już kilka razy, więc orientował się, co gdzie jest. Otworzył parę szafek, w poszukiwaniu jedzenia.

- Kawa, miód, kawa... czy on coś ma, prócz kawy i miodu? - mruknął. Był głodny, chciał jeść, a pić dopiero później!

Zajrzał do ostatniej szafki. Tam dojrzał kilka jajek, bochenek chleba, butelkę mleka, kilka plastrów boczku i kawałek sera, czyli to, czym żywi się samotny mężczyzna. Horace postanowił zjeść jajecznicę na bekonie.

Zdziwił się, gdyż po zadziwiająco małej porcji był bardzo najedzony. Wzruszył ramionami i po małych przygotowaniach wyszedł z chaty, uprzednio zabierając ze stajni Wyrwija. Chciał ograniczyć jazdę na koniku do minimum, więc drogę do miejsca spotkania z Willem przebył pieszo, prowadząc wierzchowca za uzdę.

Zastał przyjaciela drzemiącego pod drzewem dębu. On specjalnie wybiera tylko te drzewa? Will otworzył oczy i spojrzał na Horace'a. Skrzywił się, gdy wstawał, by przywitać przyjaciela. 

- To twoje wielkie cielsko niezbyt nadaje się, do spania pod drzewem. - mruknął.

Horace tylko wzruszył ramionami.

- Ja zwykle drzemię w łóżku, nie pod dębem - odparł, podkreślając ostatnie słowo.

- Co masz do dębów? To bardzo majestatyczne drzewa.

- Ta, bardzo - mruknął Horace. - Chodźmy już. Chcę jak najszybciej odzyskać swoją formę. Mam dość bycia na wszystko za niskim.

Will uśmiechnął się, ale o dziwo nie wygłosił żadnego komentarza na ten temat. Też tęsknił za swoim normalnym życiem. Wsiadł sprawnie na Kickera i spojrzał wyczekująco na przyjaciela.

- Wsiadasz? Chyba nie zamierzasz wlec się za mną pieszo? A, załóż pelerynę i broń.

Horace nadal stał obok Wyrwija i bił się z myślami. Już i tak czuł się niesamowicie nieswojo, udając przyjaciela. W końcu sięgnął po pochwy z nożami, które przytroczył do pasa. Niezdarnie próbował założyć kołczan, wysypując z niego wszystkie strzały. Will westchnął ciężko i pomógł mu przerzucić przez ramię łuk, oraz kołczan.

- Dzięki - mruknął Horace i narzucił na siebie pelerynę. Wsiadł na Wyrwija, mało przy tym nie spadając z konia.

W końcu ruszyli, ku nowej przygodzie. 

Horace myślał, że po jakimś czasie zacznie boleć go tylna część ciała. O dziwo, w siodle Willa czuł się całkiem dobrze. Podobało mu się też, że czuł się tak lekko. Było to niecodzienne, lecz bardzo miłe uczucie. Po przebyciu paru kilometrów przyszedł czas na wymianę wyposażenia. Will podał Horace'owi jego miecz, pod ciężarem którego mężczyzna niemal zaliczył zderzenie z ziemią.

- Czy on nagle zrobił się o tonę cięższy?! - zawołał Horace, przypinając sobie oręż do pasa.

- Nie, po prostu ty zrobiłeś się... - Will urwał, zastanawiając się, co powiedzieć, by nie dać przyjacielowi powodów do docinków.

- Mniejszy? - dokończył Horace, posyłając Willowi ostrzegawcze spojrzenie, ostatecznie kończące rozmowę.

Po kilku minutach, Horace zdjął z pasa miecz i położył go przed sobą, na grzbiecie Wyrwija. Will, gdy to zobaczył, westchnął ciężko i odpiął pochwę z saksą.

- Masz - powiedział, podając przyjacielowi nóż.

Horace spojrzał na niego z wdzięcznością.

- Dzięki.

I tak oto, Horace przestał nadawać się na rycerza.

Nowa Twarz | Zwiadowcy Fanfiction | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz