Otworzył oczy. Był w jakimś małym, skromnym pomieszczeniu. Rozpoznał w nim jedną z izb chaty Makcolma. Spojrzał czym prędzej na swoje ręce, by sprawdzić, czy są małe i drobne, czy raczej wielkie i potężne.
Te dłonie należały do Willa.
Odetchnął z ulgą. Znowu był w swoim ciele. Rozejrzał się niepewnie po pokoju.
A gdzie Horace?
Oblał go zimny pot. A co, jeśli coś mu się stało? Uciekł, albo wystąpiły jakieś komplikacje?
Jednak wtedy poczuł zapach smażonego boczku. Gdyby Horace'owi coś się stało, nikt by nie przygotowywał w tym czasie posiłku. Will wstał z łóżka na którym leżał i poszedł w stronę kuszącego zapachu.
To, co zobaczył, sprawiło, że nie mógł powstrzymać uśmiechu.
W kuchni stał Horace i przygotowywał śniadanie. Gdy zobaczył przyjaciela, nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Horace! Obudziłeś się! - zauważył, a Willowi krew odpłynęła z twarzy.
Czyli jednak...?
Jednak wtedy Horace wybuchnął gromkim śmiechem. Gdy się uspokoił, otarł z policzka niewidzialną łzę.
- Spokojnie, Willu. Nic mi nie jest.
Jego przyjaciel spojrzał na niego morderczym wzrokiem.
- Siadaj - powiedział Horace, wskazując na mały stół po przeciwnej stronie kuchni.
Will spełnił jego polecenie, a Horace nałożył na dwa talerze kromki chleba z boczkiem.
Do kubków nalał kawy, którą posłodził dwiema łyżkami miodu, a następnie sam usiadł przy stole.
- Malcolm wyjechał do wioski. Opowiedziałem mu o Genoweńczykach. Dowiedziałem się, że spaliśmy dzień i noc.
Will skinął głową i zaczął jeść. Westchnął błogo, biorąc kolejny kęs boczku.
- Jak dobrze być znów w swoim ciele, prawda? - spytał radośnie.
Horace spochmurniał. Skinął głową, odsuwając od siebie prawie pełny talerz.
- Nie jestem głodny. Chcesz?
Will spojrzał na niego podejrzliwie, ale zgarnął leżące na talerzu plastry boczku.
Horace nigdy nie był najedzony. A tym bardziej po tylko jednej kanapce.
- Horace, czy ty żałujesz? - spytał Will. Nie umknęło jego uwadze, że gdy zadał to pytanie, jego przyjaciel westchnął dyskretnie.
- Czego? - spytał, uśmiechając się sztucznie.
Will położył ręce na blacie, niczym skryba.
- Horace, nie rób ze mnie durnia. Doskonale wiesz, czego.
Horace westchnął ponownie. Już nie udawał. Przybrał zawstydzoną minę i spojrzał na swoje buty, które nagle stały się niezwykle ciekawe.
- No... Tak troszeczkę? - odpowiedział niepewnie.
Bał się reakcji przyjaciela, do którego w końcu nalerzało wspomniane ciało.
Will podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.
- Dlaczego? - spytał, zmuszając Horace'a, by spojrzał mu w oczy. Ten jednak, nie ulegał i uparcie trzymał wzrok przy butach.
- No bo... ty jesteś taki niski i nie musisz się wszędzie schylać, nie jesteś na wszystko za ciężki, nie boisz się wejść wysoko na drzewo, u ciebie czułem się tak lekko...
Will był kompletnie zaskoczony. Czyżby nie doceniał swojego ciała?
- Horace...
- I nie jesteś wiecznie głodny! - Horace wreszcie spojrzał na Willa. Ten dopiero teraz zauważył, że jego przyjaciel ma łzy w oczach. - Ja jestem wielki, niezgrabny, ciągle walę głową o prawie każdy sufit i nie mogę wspiąć się na głupie drzewo, bo gałęzie ciągle się pode mną łamią! - zawołał, uderzając pięścią w stół. Ten, mimo że z twardego, ciężkiego drewna, zatrząsł się w trwodze. - JESTEM, KURWA, DO NICZEGO! - krzyknął, zalewając się łzami.
Will stał, jak zamurowany. Wszystko działo się tak szybko... Wiedział jednak, że musi pocieszyć przyjaciela. Przytulił go i milczał. Czekał, aż się uspokoi, by z nim porozmawiać.
CZYTASZ
Nowa Twarz | Zwiadowcy Fanfiction | Zakończone
FanfictionCzęść 1. To była zwyczajna misja. Horace i Will mieli pokonać kilku bandziorów, rabujących małe wioski. Nasi bohaterowie wykonaliby zadanie, napisali raporty i zapomnieli o całej sprawie, gdyby nie dwóch Genoweńczyków... 1 w #trucizna 12.7.2019 4 w...