Próba Sprzedaży

458 35 3
                                    

- Zostaw go! - Krzyknął niski brunet.

Przestałam chwilowo bić złodziejaszka i zaczęłam ilustrować wzrokiem bruneta.

Wykorzystał to ten złodziej.

_______________

[T.I] straciła chwilowo czujność, wykorzystał to właściciel baru, przywalił jej sakiewką z monetami w szczękę na co momentalnie straciła przytomność.

Dobiegł do nich brunet, syn właściciela. Ściągnął ze swojego ojca [T.I] i pomógł mu wstać.
- Nic ci nie jest ojcze? Kto to jest?! - Zapytał.

- Nie wiem, nie wiem, napewno nie jest z tąd, to widać. Chciała wynająć pokój za... Jedną sakiewkę monet, pomyślałem że to żart, ale gdy zaczęła się wykłucać...

- Starczy tato, wiem już, chciałeś ją okraść?

- Tak, ale...

- Znów ci się nie udało? - Przerwał brunet.

- Tak. - Właściciel opuścił głowę.

- Eh, ale za to mi się udało. Jedna sakiewka monet i dwa jabłka. - Brunet wyciągnął z kieszeni dwa zielone jabłka.

- Ty chyba nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać.

- Wiem, ale co z nią zrobimy?

- A co mamy zrobić? Zostawi się ją tutaj, napewno ktoś się na nią natknie. Idziemy.

- Nie możemy jej tu tak zostawić, mam lepszy pomysł...

Obaj mężczyźni z nieprzytomną [T.I] udali się do ich domu. Przywiązali ją do krzesła w piwnicy i zaczęli realizować swój plan.

_______________________
(T.I)

Obudziłam się w słabo oświetlonym pomieszczeniu, z jednymi drzwiami, biurkiem, przywiązana do krzesła.

Nosz kurw* jebany dziadek. Niech ja tylko się stąd wydostanę! Wykastruję tą kur*ę osobiście!

- Chodź tu jebany skurwielu! Pogadamy sobie trochę! - Krzyknęłam.

Nic. Żadnej odpowiedzi.

- Kurwaaaa!  Słyszysz mnie!? Ktoś w ogóle mnie słyszy?!
- Ja cię słyszę :3
- Mówiłam ci już kiedyś, jak bardzo cię nienawidzę?
- I to nie raz.

* Ktoś schodzi po schodach*

- A ładna chociaż? - ?

- Nawet bardzo ładna, mówię Panu, klienci nią niepogardzą. Gwarantuję.

- Zobaczymy. Obyś się nie mylił. - ?

Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął brunet którego widziałam wcześniej i jakiś łysy typek.
Mężczyźni podeszli do mnie i zaczęli mierzyć mnie wzrokiem.

- To? To chciałeś mi sprzedać? - Ten łysy szturchnął moje ramię i delikatnie uniósł moją twarz w górę.
Na co momentalnie otworzyłam usta z zamiarem ugryzienia go.

- Ten badyl? To przecież po dwóch razach by padło.

Cooo!? Jakich dwóch razach! Zajebię!

- Ty wieśniaku niewychowny! Tylko się stąd wydostanę! Znajdę ciebie, twoją rodzinę, kuzynów i zabiję! Chory skurwie... - Łysol przyłożył tą swoją brudną łapę do moich ust.

- Jaka pyskata na dodatek. No młody, ciężko ci będzie ją upchnąć. - Zaśmiał się.

- Nawet nie jest taka ładna jak mówiłeś. - Dodał jeszcze.

- No ale zobacz. - Brunet przybliżył się do mnie i rozpuścił mi włosy, czym spisał na siebie wyrok śmierci.

Bardzo, ale to bardzo cenię sobie przestrzeń osobistą, a ta dwójka  naruszyła ją już kilkakrotnie!

- Teraz to co innego, wziął bym ją może, ale za jeden worek monet.

- Jeden? Nie ma mowy, jest warta co najmniej sześć.

- Czyli niepotrzebnie tu traciłem czas? - Pan pozbawiony włosów podniósł bruneta za koszulę i rzucił o ścianę.

- A to za marnowanie mojego czasu. - Uderzył go jeszcze w brzuch po czym poszedł w kierunku wyjścia.

- Pa maleńka, może się jeszcze spotkamy.

- Znajdę cię! A jak już to zrobię, zabiję!  - Krzyknęłam.

- Cholera. - Jęknął ciemno włosy.

- Ty, ty, ty chciałeś mnie sprzedać temu oblechowi! Z jakiej racji!?

- Cicho siedź. - Oparł się o ścianę.

- Oj słoneczko, nie będziesz mnie uciszał. Ucieszę się, jak będę chciała, a ty możesz mi gówno zrobić. - Posłałam mu wredny uśmieszek.

- Ah, czy aby napewno? - Brunet wstał nadal pojękując i poszedł w moją stronę.

Kici kici, no chodź tu.

- HA. - Wyjął z kieszeni scyzoryk i przyłożył mi go do gardła.

- Może powtórzysz, bo nie dosłyszałem. - Uśmiechnął się wrednie.

- No błagam... Bawiłam się takim jak miałam dziesięć lat bitch.

- My się chyba nie zrozumieliśmy. Jak się nie uciszysz, to ja ci w tym pomogę, tylko że wtedy zamilkniesz na AMEN. - Podkreślił ostatnie słowo.

- Próbuj szczęścia.

- Jak sobie życzysz. - Zaczął robić nacięcie wokół mojej szyi.

- Jesteś martwy.

- Co?

Jedną ręką wyrwałam mu nóż, a drugą z pięści przywaliłam mu twarz, aż upadł na ziemię.

- Co?! Ale jak?! - Wstał po chwili.

- Lata praktyk i doświadczeń robią swoje.

- Nie zmienia to jednak faktu, że masz szyję i nogi przywiązane do krzesła.

- Słoneczko, to tylko chwilowe.

Jednym sprawnym ruchem przecięłam sznur obowiązany wokół mojej szyi, a gdy miałam przeciąć sznur którym były obowiązane moje nogi... Rzucił się na mnie ten pojebaniec.

Ja, on i krzesło polecieliśmy do tyłu.
W efekcie wbiłam mu scyzoryk w lewe ramię.

Haahahahah i co teraz powiesz?

Dwa światy  (Levi x Reader/ Oc)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz