08 Kłopoty, Edith i trochę o miłości

1K 74 85
                                    





P E T E R

Przyjaźń z Michelle jest trudna, ciężka do rozumienia i wspaniała jednocześnie.
Trudna, bo Michelle ma dosyć specyficzny charakter i osoba, która nie ma do siebie dystansu z pewnością przestałaby się z nią zadawać po drugim dniu znajomości.
Ciężka, ponieważ do Michelle czasami nie da się dotrzeć. Płacz z jej strony to znak, że ufa ci w zupełności.
Wspaniała, bo Michelle jest bardzo wyrozumiała, potrafi walczyć o osoby, które są dla niej ważne i co najlepsze, może, dosłownie, napluć w twarz osobie, która zaszła ci za skórę

— Jak to jest mieć w sobie pajęczynę? — pyta po raz setny tego dnia Michelle, gdy siedzimy we dwoje przy stole w kafejce, popijając gorącą czekoladę.

Kręcę głową, rozsiadając się wygodniej na skórzanym krześle. Rozglądam się na boki, by sprawdzić, czy nikt nas nie podsłuchuje i przysuwam twarz do twarzy dziewczyny.

— Czy mogłabyś zadawać pytania trochę dyskretniej? — szepczę, po czym się od niej odsuwam.

Michelle patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami, jakby przetwarzała to, co przed chwilą powiedziałem. Posyłam jej najbardziej uroczy uśmiech na jaki mnie stać. Muszę wyglądać naprawdę zabawnie, bo zaraz Michelle ze znudzoną miną każe mi się popukać w czoło.

— Głupi jesteś. Jeżeli chciałeś zrobić minę kota ze Shreka to ci się nie udało; wyszedł ci srający pies — mówi, pociągając łyk czekolady.

Zakłada nogę na nogę i jakby nigdy nic zaczyna czytać kolorowe czasopismo, które leżało na blacie stołu.

Zerkam na barek, stojący parę metrów za Michelle. Nacieram na palący wzrok faceta w czarnym kombinezonie. Wygląda łudząco podobnie do tego, który miał na sobie mężczyzna, wchodzący do białego busa dwa dni temu.

— Czyżby pies się zaciął? — sarka Michelle.

— Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne — odpowiadam, nadal podążając wzrokiem za wysokim mężczyzną, który przed chwilą z zainteresowaniem przypatrywał się moim ruchom. Idzie w stronę wyjścia z lokalu, zaciekle rozmawiając przez telefon.

Cholera jasna. To ten sam facet.

Spoglądam na swoją przyjaciółkę, która patrzy na mnie z wielkim znakiem zapytania, wymalowanym na twarzy. Wstaję. Łapię ją za łokieć, aby zrobiła to samo, po czym prowadzę do korytarza z łazienkami dla klientów lokalu. Otwieram drzwi jednej z nich i upewniwszy, że nikogo nie ma, wchodzę, ciągnąc za sobą Michelle. Nachylam się do jej ucha.

— Nie wychodź stąd. Chyba mnie znaleźli — mówię.

Michelle marszy brwi.

— Kto?

Prycham. Jakby naprawdę nie widziała. Przerabialiśmy ten temat chyba ze sto razy, zanim wybraliśmy się we dwoje na gorącą czekoladę.

— Hydra, a kto inny? Nie wychodź stąd. W razie czego wołaj.

Wyciągam z kieszeni spodni, okulary pana Starka, które ostatnimi czasy coraz częściej nosiłem.

— Trzymaj — wpycham w jej otwartą dłoń. — Załóż je, Edith będzie wiedziała co robić, słuchaj jej — mówię jak najbardziej uspokajająco, bo już widzę malującą się panikę na twarzy Michelle. Słyszę za drzwiami wrzaski kobiet, nastolatków i odgłosy rozbijających się szyb. Czyli to na sto procent Hydra. — Będzie dobrze — dodaję.

danger is close; spidermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz