04 Okres i fajna altana

1.3K 97 62
                                    



P E T E R

Idąc za Michelle, obmyślam tysiące scenariuszy naszej rozmowy, gdzie bez problemu wywiązuję się od prawdy o moim podwójnym życiu. Niestety prawie każdy z nich kończy się kłótnią i nieodzywaniem się do siebie. No może zakończenie pojedynczych jednostek jest inne, bardziej filmowe i romantyczne.

Kręcę głową, odpędzając od siebie kudłate myśli, które nawet nie powinny zaistnieć. Ale gdy czuję delikatną dłoń Michelle, trzymającą mnie za rękę, mój mózg nie może przestać wymyślać ckliwych historii, w których mulatka wpada w moje ramiona, a jej filigranowa figura obwija się wokół mojego ciała, przyciskając się, jakbyśmy byli jednością.

Jesteś okropny, Peter, zbesztam siebie, gdy zdaję sobie sprawę do czego podążają moje męskie fantazje.

Bycie osiemnastolatkiem jest cholernie ciężkie, kiedy osoba taka jak Michelle jest blisko, co więcej; wręcz na wyciągnięcie ręki.

Moje przemyślenia przerywa skrzypnięcie drzwi. Unoszę wzrok, który wcześniej spoczywał na zaciśniętej wokół mojej ręki dłoni Michelle. Znajdujemy się na pustym korytarzu. Zapewne wszyscy bawią się w moim, Abe i Jasona pokoju. Nawet nie chcę wiedzieć, jak będzie wyglądać pokój po imprezie. Wymiociny, porozrzucane chrupki i wylany alkohol nieciekawie brzmią.

— Gdzie idziemy? — pytam Michelle, która stoi odwrócona do mnie plecami. Widzę jedynie jej pukle brązowych, kręconych włosów, które teraz związuje w niesforną kitkę.

Dziewczyna rzuca mi krótkie spojrzenie.

— Gdzieś gdzie wszystko mi wytłumaczysz, Parker — mówi, wchodząc do ciemnego pomieszczenia. Puszcza moją rękę, co zbytnio mi się nie podoba, po czym odwraca się na pięcie i włącza światło. Okazuje się, że jesteśmy w szklanej, niezwykle gustownej altanie. Prawdopodobnie jest tak samo kosztowna co obrazy powieszone nad moim hotelowym łóżkiem.

Omiatam każdy element niebywałej konstrukcji, by w końcu stwierdzić, że jest idealna na romantyczne spotkanie dwójki kochanków. Gdyby nie sytuacja, w której się znajduję, na bank pomyślałbym, że Michelle coś do mnie czuje i właśnie tutaj chce mi o tym powiedzieć. Niestety jej zacięta mina wyraża zupełnie coś innego.

Ogarnij się z tymi swoimi zapędami, zboczony pająku, powtarzam sobie jak mantrę.

Michelle siada na żółtej kanapie, patrząc na mnie z założonymi rękoma. Jej grzywka spada kaskadami na czoło, a w spojrzeniu można dostrzec troskę i smutek przez moje kłamstwa. Gdy na nią patrzę, kraja mi się serce, że to przeze mnie jest w takim stanie.

Choć wcześniej miała bardziej podkrążone oczy jakby od płaczu i gniazdo na głowie to właśnie teraz ze świadomością, że czuje się gorzej przeze mnie, najchętniej dałbym sobie z liścia w twarz.

Opadam na fotel koło niej.

— Co chcesz wiedzieć, Michelle? — pytam, czując coraz większą gulę w gardle, która niesamowicie mi ciąży i przeszkadza w sensownym skleceniu zdania.

— Wszystko, Peter. Wszystko — odpowiada, nazywając mnie po imieniu. Gdy to robi zazwyczaj jest wkurzona.

Splatam swoje palce i kładę je na zgięte kolana.

— Ile słyszałaś z mojej rozmowy?

Michelle prycha, po czym podkula nogi. Kładzie na nich swoją brodę.

— Wystarczająco wiele, abym wiedziała, że znasz założyciela TARCZY, tego nowego Hulka i rodzinę Starków od strony, której... której nikt nie zna. Do tego pytałeś o Neda i czy wszystko z nim okej. Peter, to nie jest normalne.

danger is close; spidermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz