Spotkanie

40 4 0
                                    

Krople deszczu spływały po moim czole, skapywały z moich palców prosto we wzburzone fale jeziora.
Wiatr plątał moje włosy i usilnie próbował zabrać mi wzrok.
Chciałam utonąć. Wzięłam głęboki wdech i wtedy ich zobaczyłam. Śmiali się pomimo deszczu. Biegali dookoła samochodu, wyciągali z niego różne rzeczy.
Nie mogłam utonąć w takim momencie. Obserwowałam ich w zupełnej ciszy. Złapałam swoje włosy, musiałam ich widzieć. Minęło już tak wiele czasu... nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam tu ludzi.
Tak bardzo chciałam wrzeszczeć. Chciałam iść do nich i wszystko powiedzieć. Nie powinno ich tu być.
Wyglądają tak niewinnie... banda dzieciaków. Nie powinni tu przyjeżdżać. Powinni się spakować i zwiewać.
Nie mogłam niczego zrobić. Co miałabym im powiedzieć? Prawdę? Nigdy by w nią nie uwierzyli. Nikt nie wierzył. Dlatego, co jakiś czas, ktoś tu przyjeżdżał.
Nie odstraszały ich krzyże, znicze, kwiaty. Nie odstraszały ich stare gazety, archiwalne wydania wiadomości. Niczego nie mogłam zrobić.
Wzrok jednej z dziewczyn spotkał się z moim. Była taka śliczna. Drobna blondyneczka o śmiejących się oczach.
I wtedy do tych wszystkich kropli dołączyła jeszcze jedna, wypływająca prosto z moich oczu. Odwróciłam się i rzuciłam prosto w fale. Płynęłam w kierunku brzegu, jeszcze nie pora tonąć. Nie pozwolę jej zabić ich wszystkich. Nie tym razem.

***

Ogień trzaskał w kominku. Uwielbiałam cienie, które płomienie rzucały na wnętrze chaty. Zupełnie jakby wszystko płonęło. Wystawiłam skostniałe stopy do ognia.
Za plecami usłyszałam głębokie westchnięcie. Mój ojciec pewnie znowu zastanawiał się, gdzie popełnił błąd, że wyrosłam na taką wariatkę. Cóż, on może i był pożądnym człowiekiem, ale tego samego nie można było powiedzieć o kobiecie, która mnie urodziła.
Jeśli ja jestem wariatką, to nie mam pojęcia jak ją nazwać.
Tata już dawno przyzwyczaił się do moich dziwactw i kiedy stanęłam dzisiaj w drzwiach cała mokra i trzęsąca się, nawet się nie odezwał. Rzucił mi tylko ręcznik i wrócił do swoich książek.
Tak, książki były w jego życiu najważniejsze. Potrafiał spędzać z nimi całe dnie, nie jedząc i nie pijąc. Z nimi i wszystkim, co trzymał w piwnicy, cokolwiek to nie było.
- Tato?
Głucha cisza, znowu czytał, nie zwracał już na mnie uwagi. Spojrzałam z nadzieją na naszego psa, ale on zdecydowanie wolał siedzieć w swoim koszyku niż przytulać się do mnie.
Objęłam swoje nogi.
- Tato? - powtórzyłam trochę głośniej.
Ciągle nie odpowiadał. To nie ma sensu. Nagle zrobiło się strasznie zimno. Ogień nie przygasł, wiatr nie wiał mocniej przez szpary w deskach. Zrobiło mi się smutno. Znowu byłam ignorowana. Powinnam się przyzwyczaić, ale tak to nie działa.
- Tak?
Jak zawsze. Jakby nic się nie stało, a czas stanął w miejscu. Takie zwyczajne.
- Widziałam dzisiaj ludzi na plaży.
Okładka uderzyła o blat stołu.
- Może byli przejazdem, często tak robią. To miejsce przyciąga dziwnych ludzi.
- Nie. Rozkładali namioty.
Najpierw zaskrzypiał fotel, potem podłoga. Usiadł na podłodze tuż obok mnie.
- Jedna dziewczyna wyglądała zupełnie jak Ania. Jej oczy... - zdziwiło mnie drżenie mojego własnego głosu.
- To nie mogła być Ania.
- Wiem, ale i tak...
Łzy. Po prostu się pojawiły i nie mogłam ich powstrzymać. Nie mam pojęcia skąd się wzięły. Nie chciałam się rozpłakać.
Niczego nie powiedział. Po prostu mnie przytulił. Zupełnie jak wtedy. Kiedy to wszystko się zaczęło. Wspomnienia nagle zaczęły wracać. Nie słyszałam już deszczu ani wiatru, nie mogłam przestać.

JezioroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz