Plaża

20 1 0
                                    

- Gdzie ty ciągniesz tego biednego psa?
- Na spacer.
- Od kiedy nasz pies wymaga spacerów?
- Od dzisiaj.
Zamknęłam drzwi i ciągnąc Ira za sobą ruszyłam prosto w las. Po wczorajszej nocy nie miałam już żadnych wątpliwości. Jeśli im nie pomogę, to ona ich najzwyczajniej w świecie zamorduje. Tak samo jak zrobiła to wcześniej.
Szłam w kierunku plaży, moje buty zapadały się w lepkim błocie. Od razu stanęły mi przed oczami stopy, które szorowałam przed wyjściem. Wzdrygnęłam się na samą myśl o nich. Nienawidziłam tej kobiety, świadomość tego, że była zdolna do takich rzeczy wykręcała mi flaki na lewą stronę.
Żeby poprawić sobie choć trochę humor, odwróciłam się i spojrzałam na Ira, ale to wcale nie pomogło. Patrzył na mnie najbardziej zdegustowanym wzrokiem na jaki tylko potrafi się zdobyć żywy mop. Biedak nienawidził się brudzić, a ja ciągnęłam go przez największe leśne błota w okolicy. Trudno, przynajmniej w końcu się na coś przydał. Jeśli ktoś mnie spotka, to wyprowadzając psa będę o wiele mniej podejrzanie wyglądać. A naprawdę nie chcę ściągać na siebie uwagi.
Im bliżej byłam jeziora, tym wyraźniej słyszałam ich głosy. Z każdą chwilą zbliżały się coraz bardziej, widocznie wybrali się na spacer. Idealnie.
Minęłam zakręt i stanęliśmy twarzą w twarz. Mój nawpół martwy pies nagle stwierdził, że znowu jest szczeniaczkiem i zaczął szczekać jak opętany.
Jedna z dziewczyn, ruda i pulchna, odskoczyła z piskiem.
- Nie masz gdzie szlajać się z tym kundlem?
Warknął niezbyt przyjemnie wyglądający blondyn. Zignorowałam go. Gdyby tylko wiedział, co próbuję zrobić, śpiewałby zupełnie inaczej.
- Oj, daj jej spokój - wtrąciła się blondynka z wczoraj - ładny pies, jak się nazywa?
Ją też zignorowałam. Na jej twarzy odmalował się wyraz zdumienia, potem pociągnęła ją za sobą ta ruda.
- Marta, chodź, spadamy, jakaś chora ta dziewczyna.
Ruszyli przed siebie głośno rozmawiając. Przez chwilę stałam z Irem i próbowałam usłyszeć o czym mówią, ale niczego nie mogłam zrozumieć.
Pociągnęłam Ira, który po tej niesamowitej przygodzie wrócił do swojej zdziadziałej formy i ruszyłam przed siebie. Prawie biegłam, nie wiedziałam jak dużo mam czasu. Przecież w każdej chwili mogli wrócić.
Kiedy w końcu wpadłam na plażę, nie miałam nawet czasu zastanowić się nad tym, co planowałam. Otworzyłam pierwszy z brzegu namiot i wyrzuciłam z niego wszystko, potem kolejny. Zaciągnęłam ich śpiwory do wody. Na sam koniec wyciągnęłam z kieszeni scyzoryk i porobiłam im dziury w namiotach.
Byłam pewna, że teraz po prostu odjadą i nic im się nie stanie.

JezioroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz