Polana

18 1 0
                                    

Nieśmiałe promienie słońca przedzierały się przez gałęzie, tylko po to aby zginąć w porannych mgłach wciąż unoszących się pomiędzy gałęziami. Ścieżka, którą szli robiła się coraz węższa i Marta powoli zaczynała wątpić w to, że zaprowadzi ich dokądkolwiek. Reszta wydawała się pozytywniej nastawiona. Tak przynajmniej wnioskowała po ich podnieconych głosach.

- A co jeśli ta laska była duchem?

Marta nie wątpiła już teraz tylko w sens ich spaceru, ale również w inteligencję Zośki.

- Nie przypominam sobie, żeby ktoś z nich miał psa – stwierdził Piotrek.

„Oczywiście, że nikt nie miał psa!" – pomyślała zirytowana Marta – „byli bandą takich samych kretynów jak my".

Przez chwilę szli w zupełnej ciszy, dziewczynę zaczęły już boleć nogi, a fakt, że komary zaczęły się już budzić wcale jej nie pomagał. Droga zrobiła się tak wąska, że w końcu musieli iść noga za nogą. Marta przodem, reszta za nią. I kiedy dziewczyna była już praktycznie pewna, że za chwilę będą musieli zawrócić, nagle znalazła się na niewielkiej polanie. Zatrzymała się wpół kroku, Irka wpadła na nią, prawie ją przewracając.

- O cholera! – krzyknęła Zośka.

Marta kiwnęła głową, w ciszy przyznając Zośce rację. Nie spodziewała się, że cała ta historia będzie prawdą, cóż... przynajmniej ta część.

Na samym środku polany stała nadpalona chata. Połowa porośniętego mchem dachu wpadła do środka. Wiatr poruszał poszarpanymi firankami wciąż wiszącymi w pozbawionych szyb oknach. Czerwone drzwi zwisały smętnie na jednym zawiasie, skrywając to, co znajdowało się we wnętrzu chaty.

Ciarki przeszły po plecach blondynki na samą myśl o tym, co się tutaj wydarzyło. Reszta chyba nie brała tego tak poważnie jak ona.

- To co, idziemy? – zapytała Zośka.

- Jasne!

Piotrek ruszył przed siebie dziarskim krokiem, Irka tuż za nim nieco mniej pewnie. Zośka spojrzała na Martę, która nie wyglądała jakby miała się ruszyć i przewróciła oczami, po czym dołączyła do pozostałej dwójki.

Marta nie miała zamiaru sprawdzać co jest w chacie. Wolała nie wiedzieć. Nagle usłyszała trzaskającą gałązkę tuż za plecami. Natychmiast spojrzała w tamtym kierunku, ale niczego nie zobaczyła. Wstrzymała oddech, poczuła pot spływający po plecach. W tym samym momencie usłyszała wrzask od strony chaty, odwróciła się i zobaczyła trójkę swoich przyjaciół wybiegających przez drzwi.

- Spadamy! – krzyknęła Zośka.

Blondynka jakby wrosła w ziemię. Zośka złapała ją za rękę i po prostu pociągnęła ją za sobą. Marta czuła się jakby obserwowała całą tą scenę zza mgły. Jakby nie była sobą. Zupełnie nie zwracała uwagi na to, co się dzieje. Z otępienia wyrwał ją dopiero okropny ból w kostce. Zanim zdążyła zareagować, leżała na ziemi. Podniosła wzrok, spojrzała prosto w oczy przyjaciółki, ale dziewczyna się nie zatrzymała. Po prostu pobiegła przed siebie i ją zostawiła.

Serce zachowywało się, jakby miało wyskoczyć z jej piersi. Nie mogła złapać oddechu, odruchowo przekręciła się na brzuch, chciała wstać i pobiec za wszystkimi. Ale to, co zobaczyło, sprawiło, że znowu zamarła. Otworzyła usta, ale słowa zamarły jej w gardle. Przed nią stała sina kobieta, której twarz skrywały rude loki. Takie same jak dziewczyny z psem.

JezioroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz