Rozdział 27.

977 45 7
                                    


Natalia, a jak tam Emilka? - Zapytał Szymon, przerywając ciszę.
- Dobrze. Z tego, co mówił mi lekarz, wiem, że jutro wychodzi. - Powiedziałam, uśmiechając się delikatnie. - Niedługo będę musiała iść do domu Łukasza, bo muszę wziąć parę jej rzeczy... Na jej powrót ze szpitala.
Dodałam po chwili.
- Sama będziesz się z tym męczyć? Nie zgadzam się na to. Daj mi chwile, ja się przebiorę i pojadę z tobą. - Powiedział Szymon, wstając z kanapy.
- Ale... Ja sobie mogę sama poradzić. - Powiedziałam, spoglądając na Szymona.
- Nie, Natalia. Byłaś dziś w pracy i na pewno jesteś zmęczona. Jak ogarniemy wszystko we dwoje to, będzie łatwiej.

Po kilkunastu minutach jechaliśmy już do mieszkania Łukasza, po ubranka i zabawki Emilki.
- Boję się tam wchodzić. - Powiedziałam, gdy zaparkowaliśmy. - Nie dam rady. Tu wszystko mi o nim przypomina.
Odparłam, patrząc na dom, który kiedyś należał do Łukasza.
- Natalia. Spójrz na mnie. - Powiedział, na co odwróciłam się w jego stronę. - Ja wejdę tam z tobą. Jak będziesz miała dosyć to, wyjdziesz i ja sam spakuję Emilki rzeczy. Co ty na to?
- Dobrze. Możemy tak zrobić. Dziękuję.
Wyszliśmy z samochodu, a następnie podeszliśmy do drzwi. Wyciągnęłam z torebki pęczek kluczy i otworzyłam drzwi.
- Gdzie pokój Emilki? - Zapytał Szymon, zaraz po tym, jak wszedł za mną do domu Łukasza.
- Tam. - Powiedziałam, wskazując na drzwi.
Chwile później pakowaliśmy już ubranka Emilki.
- Oni byli tacy szczęśliwi. - Powiedziałam, chwytając w dłonie ramkę ze zdjęciem Emilki i Łukasza.
- Natalia... Spokojnie, daj mi to zdjęcie. - Odparł Szymon, wyciągając rękę po ramkę. - Nie możesz się zadręczać. Uwierz w to, że kiedyś razem z Emilką, będziecie szczęśliwe.
Szymon posłał mi ciepły uśmiech.
- A co jeśli ja sobie nie poradzę? - Powiedziałam, siadając na łóżku.
- Ale nie ma takiej opcji, żebyś sobie nie poradziła. A jak będziesz potrzebowała pomocy, to masz mój numer, prawda? - Powiedział, chwytając moją dłoń.
- No tak. - Otarłam łzę z policzka, podnosząc się z kanapy. - Dobra. Skończmy pakować, te rzeczy.
Chwilę później zapakowaliśmy już wszystkie potrzebne rzeczy, a następnie wyszliśmy z domu Łukasza.

Gdy byliśmy już w moim mieszkaniu, rozpakowaliśmy ubranka i zabawki, w pokoju gościnnym, który od jutra miał należeć do Emilki.
- Szymon, może napijemy się teraz kawy? - Zapytałam, gdy skończyliśmy pracować.
- Jasne. - Odpowiedział Szymon, siadając na kanapie. - Z mlekiem poproszę.
Gdy kawa była gotowa, wróciłam do salonu. Wręczyłam mu kubek, posyłając w jego stronę ciepły uśmiech.
- Dzięki, za pomoc Szymon.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Natalio. - Powiedział, uśmiechając się przy tym.
- Może, masz ochotę obejrzeć, ze mną jakiś film?
- No... Chętnie.

Kilka godzin później, skończyliśmy oglądać film.
- Podobało ci się? - Spytałam, wyłączając telewizor.
- Bardzo. - Odpowiedział, chociaż nie byłam przekonana, że nie uciął sobie małej drzemki.
- Szymon... Dziękuję, że mi tak dużo pomagasz. - Powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie ma sprawy. Wiem, że przyda ci się teraz wsparcie. - Odwzajemnił moje spojrzenie.
W pewnym momencie Szymon przybliżył swoją twarz do mojej i lekko musnął moje usta swoimi. Odwzajemniałam. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że to wszystko za szybko się dzieje. Więc szybko odepchnęłam go od siebie, po czym wstałam z kanapy.
- Wyjdź z mojego mieszkania! - Krzyknęłam, wskazując na drzwi.
- Natalia... Przepraszam...
- Wyjdź! - Powtórzyłam.
Po chwili Szymon wykonał moje polecenie i opuścił moje mieszkanie. A ja usiadłam, na kanapie i zaczęłam płakać. Z jednej strony byłam na siebie zła za to, jak potraktowałam Szymona, ale z drugiej to cieszyłam się, że skończyło się tylko na pocałunku. Wiedziałam też, że po śmierci Łukasza, nie byłam jeszcze gotowa na nowy związek.

Następnego dnia rano jak najszybciej wybrałam się do szpitala, aby odebrać Emilkę. Postanowiłam, że cały dzisiejszy dzień spędzę tylko z nią, więc trzeba było sobie załatwić wolne.
Poza tym, to po wczorajszej sytuacji z Szymonem, nie chciałam go na razie widzieć. Musiałam sobie to wszystko przemyśleć.
- Mogłabym wziąć na dzisiaj wolne? - Zapytałam naczelnik wydziału, podczas rozmowy telefonicznej.
- Stało się coś?
- Nie... Po prostu Emilka wychodzi dziś ze szpitala i chciałam troszeczkę z nią pobyć.
- Rozumiem. To w takim razie nie ma problemu. Miłego dnia.
- Dziękuję. To do zobaczenia. - Powiedziałam z wdzięcznością, a następnie rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki.

Kilkanaście minut później, byłam już w szpitalu. Siedziałam w poczekalni, czekając na lekarza, który miał dać mi wypis Emilki.
- Dzień dobry. Jak tam Emilka? Może już wyjść do domu? - Podeszłam do lekarza, gdy go zauważyłam .
- Tak, już z nią jest bardzo dobrze. Może wracać do domu. - Uśmiechnął się do mnie serdecznie.
- Dobrze. Dziękuję. - Udałam się od razu do sali, w której leżała Emilka.
- Hej Słoneczko. - Przywitałam się radośnie, siadając obok niej.
- Hej... - Odpowiedziała mi smutnym głosem.
- Ej... Mała nie smuć, się... - Gładząc jej rączkę, nie spuszczałam wzroku z jej małych, przepełnionych smutkiem oczek. - Dziś wychodzisz, ze szpitala.
- Ale, ja nie chce.
- Czemu?
- Boję się, że oddasz mnie do Domu Dziecka. - Powiedziała nagle chowając twarz, w swoich rączkach.
- Słoneczko... Nigdzie cię nie oddam... - Przytuliłam ją do siebie delikatnie. - Nigdy. Więc, co? Pakujemy cię? Hm?
Zapytałam cicho, gdy poczułam, jak dziewczynka rozluźnia się w moich ramionach.
- Dobrze. - Dziewczynka, w znacznie lepszym humorze, zeszła z łóżka. - To chodź.
Po tym, jak spakowaliśmy Emilkę, poszliśmy do lekarza, odebrać wypis, a następnie powoli udałyśmy się w stronę domu.

- Choć Emilka, zaprowadzę cię do twojego pokoju. - Powiedziałam, gdy weszłyśmy do domu.
Chwilę później, byłyśmy już w jej pokoju.
- Za jakiś czas kupię ci, jakieś ładne łóżeczko i mebelki. Dobrze?
- Yhm. - Uśmiechnęła się do mnie.
- Jest ładna pogoda. Może pójdziemy na plac zabaw? Co ty na to? Hm? - Usiadłam obok Emilki na łóżku.
- No dobra. - Przytuliła się do mnie.
- Ale najpierw, może coś zjemy... Co byś sobie zjadła?
- Obojętnie. - Odpowiedziała mi krótko.
- Hmm... To, co powiesz na naleśniki? - Zaproponowałam, odczuwając coraz większy głód.
- Tak! Bardzo lubię naleśniki! - Zawołała radośnie.
- To w takim razie chodźmy do kuchni.

Po jakimś czasie nasze naleśniki były już gotowe.
- Z czym byś chciała zjeść? Z sosem czekoladowym, z posypką czy z syropem klonowym? - Spytałam, siadając do stołu, obok dziewczynki.
- Z sosem czekoladowym. - Odpowiedziała, bez zastanowienia.
- Wiedziałam. Bardzo dobra decyzja. - Uśmiechnęłam się szeroko, przygotowywując dla dziewczynki naleśniki z wybranym przez nią dodatkiem. - Proszę bardzo.
- Dziękuję. - powiedziała Emilka, biorąc do ust pierwszy kęs naleśnika. - Pyszne są!
- Cieszę, się, że ci smakują. Też uważam, że są pyszne. - Odparłam, zaczynając również jeść.

Po zjedzeniu naleśników zgodnie z tym, co obiecałam, Emilce, poszłyśmy na plac zabaw. Chciałam z nią jak najlepiej, spędzić czas, żeby nie myślała za dużo o Łukaszu.
- Tatuś, zawsze ze mną chodził na ten plac zabaw. - Powiedziała Emilka, gdy stanęliśmy przed bramą od placu.
- Słoneczko... Nie bądź smutna... - Przytuliłam dziewczynkę do siebie. - Spróbuj teraz o tym nie myśleć, masz się dobrze bawić. Dobrze?
- No dobrze...
Następne parędziesiąt minut spędziłyśmy na dobrej zabawie. Niestety, nie mogłam za bardzo skupić się na zabawie, bo ciągle nachodziły mnie obawy, że nie poradzę sobie z wychowywaniem Emilki. Nie wiedziałam jak mam z nią rozmawiać na temat Łukasza. Wiedziałam, że potrzebuję kogoś, kto by mi z tym wszystkim pomógł. Wiedziałam też, że teraz zostałam z tym wszystkim zupełnie sama. Kuba miał dziewczynę, a więc nie chciałam mu przeszkadzać. A Szymona bałam się poprosić o pomoc, ze względu na to, co wczoraj się stało między nami.

Nigdy nie będzie tak jak kiedyś - Gliniarze Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz