Rozdział 38.

543 28 16
                                    


- Skończyłam. - Emilka wyszła ze swojego pokoju, trzymając w dłoni swój plecaczek wypełniony zabawkami.
- Spakowałaś wszystkie, które chciałaś? - Spojrzałam na córkę.
- Tak. - Uśmiechnęła się szeroko i usiadła na kanapie.
- Ja też. - zamknęłam walizkę córki i się do niej uśmiechnęłam. - To co będziesz robić z dziadkami?
- Ciasteczka!
- Ooo... - Odstawiłam walizkę na podłogę. - A zostawisz dla mnie jedno?
- Dla ciebie mamo, nawet dwa. - Skończyła, pokazując mi trzy paluszki.
- Jesteście gotowe? - Szymon wyszedł z łazienki.
- Ja muszę jeszcze na chwilę do łazienki. Dajcie mi minutę. - Powiedziałam szybko i poszłam do łazienki.

- Jestem gotowa. - Wyszłam kilkanaście minut później.
- Dłużej się nie dało? - Mężczyzna odłożył książeczkę, którą oglądał z Emilką i wstał z kanapy.
- Musiałam się umalować, żebyś mnie się nie wstydził. - Pocałowałam go w policzek. - Idziemy?
- Tak! - Emilka wzięła plecak i podbiegła do drzwi.
- Nie zapomniałaś o czymś?
- Ah, buciki. - Usiadła na podłodze. - Pomóż.

- Dobry wieczór. - Przywitałam się z mamą, Łukasza, gdy otworzyła nam drzwi.
- Cześć. - Kobieta przytuliła mnie na przywitanie.
- Baw się dobrze słoneczko. - Uklękłam przy Emilce. - Po weekendzie cię odbierzemy. I bądź grzeczna.
- Pa mamusiu. - Emilką przytuliła mnie, a następnie dała mi mokrego buziaka w policzek.
- Wszystko w porządku? - Podniosłam się z kolan i, spojrzałam na dziadka Emilki, który wydał mi się dość zdenerwowany.
- Tak. - Usłyszałam zdecydowaną odpowiedź.
- To ja już będę szła. Miłego wieczoru. - Posłałam rodzicom Łukasza, delikatny uśmiech, a następnie wyszłam z mieszkania.
- To, co robimy? - Zapytał Szymon, gdy wróciłam do samochodu.
- Nie wiem... Jedziemy do restauracji? - Zasugerowałam.
- Możemy jechać. - Mężczyzna położył swoje dłonie na kierownicy. - Nie będziemy się sprzeczać o to, czyja dziś kolej, przy robieniu kolacji.
- Tak. Właśnie. - Zaśmiałam się, wyglądając przez okno na miasto, w którym robiło się coraz ciemniej.

Siedzieliśmy we włoskiej knajpce, czekając na nasze jedzenie.
- Natalia?
- Słucham. - Podparłam podbródek o swoją dłoń.
- W moim mieszkaniu skończył się już remont. - Powiedział, patrząc mi w oczy. - Muszę jutro jechać tam i wszystko załatwiać.
- To chyba dobrze, nie?
- Yhm, ale czeka mnie mnóstwo formalności. Może pojedziesz ze mną?
- Ooo nie. Jutro mam wolne, Emilka u dziadków, ciebie nie będzie, to sobie zrobię domowe spa. I odpocznę.
- Proszę. - Przy naszym stoliku zjawił się kelner i postawił nam talerze pełne jedzenia przed naszymi oczami. - Życzę smacznego.
- Dziękujemy. - Uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam na Szymona. - To jest porcja dla jednej osoby?
- Wiesz, kochanie... Włosi lubią dużo i smacznie zjeść. - Spojrzał na mnie. - A ty ostatnio schudłaś i trochę tłuszczyku ci nie zaszkodzi.

Po zjedzonym posiłku, potoczyłam się do naszego auta, o które się oparłam.
- Rany, to zły pomysł. - Oparłam dłoń na brzuchu, drugą wyciągając telefon z kieszeni. - Tragedia.
- Co robisz?
- Dzwonię do mamy Łukasza. Chcę się upewnić, że jest wszystko w porządku.
- Ale jest. - Zabrał mi telefon z dłoni. - Jakby nie było, to by do ciebie zadzwonili. Nie bądź kwoką.
- Ale...
- Emilce nic nie grozi. - Objął mnie do siebie i pocałował w czoło. - A my mamy weekend dla siebie, więc go wykorzystajmy. Tak, jak się należy.

Dochodziła siedemnasta. Ja już byłam po długiej, przyjemnej kąpieli, a Szymona, jak nie było, tak nie było. Postanowiłam coś zrobić sensownego i nie siedzieć tak bezczynnie i się nudzić. Ubrałam się i zamówiłam taksówkę, która zawiozła mnie na osiedle, na którym mieszkała Łucja.
Pamiętałam, z opowieści Krystiana, gdzie ona mieszka i jak był zachwycony jej nowoczesnym wystrojem mieszkania byłej naczelnik.
Stanęłam w końcu pod drzwiami i zastukałam.
- Natalia? - Łucja otworzyła drzwi. - Co cię tu sprowadza?
- Chciałam porozmawiać. Mogę wejść?
- Jasne. - Uśmiechnęła się i odsunęła mi się z przejścia. - Czuj się, jak u siebie. Chcesz kawy?
- Poproszę. - Uśmiechnęłam się i usiadłam na kanapie, przyglądając się jednocześnie wnętrzu jej mieszkania.
- Nie zwracaj uwagi na ten bałagan. - Łucja usiadła obok mnie na kanapie i podała mi filiżankę kawy. - Jutro wyjeżdżam do Hiszpanii. Muszę załatwić tam jakąś sprawę i muszę się spakować, ale mi się tak piekielnie nie chce, że sobie nie wyobrażasz.
Przeniosłam wzrok na walizki, których wcześniej nie zauważyłam. I zdałam sobie sprawę, że jak nie zapytam o to, co mnie męczy, to nie będę mogła tego zrobić w najbliższym czasie.
- To ja może powinnam już iść... Masz dużo pracy. Nie chcę ci przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz. - Uśmiechnęła się do mnie.
- Dobra kawa. - Powiedziałam, biorąc kolejny łyk kawy. - Umiesz robić kawy.
- Lepszą niż Szymon? - Zażartowała, stawiając na szklanym stoliku talerzyk z ciastkami.
- No... Chyba lepszą. Ale to przez ten rodzaj kawy. Skąd ją przywiozłaś?
- A skąd... - Zaśmiała się i usiadła obok mnie. - Z Francji. Jak się ma Emilka?
- W porządku. Szybko rośnie, nie ma już koszmarów o Łukaszu. Jest dobrze. - Spojrzałam na nią. - A jak ci się pracuje w Interpolu?
- Jest dobrze. Czasami za dużo wyjazdów, ale tam mi dobrze.
- Naprawdę? Nie tęsknisz za nami?
- Ty nie bądź taka mądra. - Usiadła do mnie przodem, ramieniem opierając się o oparcie kanapy. - To o czymś chciałaś porozmawiać?
- O Dorocie. O partnerce Kuby.
- A dlaczego o niej?
- Bo się o ciebie martwię. - Usiadłam do niej przodem, chcąc być z nią szczera. - I słyszałam waszą rozmowę w archiwum.
- Ale... - Odstawiła swoją filiżankę na stolik. - Powiem ci, ale jeśli to zostanie tylko między nami. Nie powiesz nic, nawet Szymonowi.
- W porządku. - Spojrzałam prosto w jej oczy. - Słucham.
- Dorotę poznałam w Gdańsku. Byłyśmy na jednej akcji z jej zespołem i z moim. Doszło do strzelaniny. I Dorota oberwała, bo zasłoniła mnie swoim ciałem. Opłaciłam jej leczenie i rehabilitację, ale... - Westchnęła ciężko. - Ona o tym się dowiedziała i jej się to po prostu nie podoba. Uważa, że się nad nią lituje i chcę mi oddać za to pieniądze. A ja nie potrafię do niej przemówić, że nie musi.
Podczas słuchania jej historii, odstawiłam na stolik swoją filiżankę. Spojrzałam w jej zełzawione oczy i złapałam ją za dłoń. Już drugi raz, gdy tak się przede mną rozkleiła i od czasu jej opowieści o pomocy dla Domu Dziecka, tak szczerej i bezbronnej jej nie widziałam.
- Ale czemu ona tak uważa?
- Nie wiem. Ale musiałam, chociaż tyle zrobić. - Pociągnęła nosem, moją dłoń zaciskając w swoją. - Ta kula była skierowana w moją stronę i...
- Już dobrze. - Objęłam ją do siebie na chwilę i westchnęłam. - Ciężko mi uwierzyć, że ta groźna Wilk ma dobre serce.
Zaśmiała się, jak się ode mnie odsunęła i otarła wierzchem dłoni policzki z łez.
- Już z wami nie pracuje, więc mi lepiej.
- Zabawne. - Zaśmiałam się cicho. - Ale ciesze się, że to to. Szczerze mówiąc, to naprawdę się bałam, że wpadłaś w jakieś kłopoty.
Spojrzała na mnie i się tylko uśmiechnęła.
- Przepraszam. - Wyciągnęłam z kieszeni dzwoniącą komórkę. - Nie wypij mi mojej kawy.
Odeszłam do stołu, by odebrać połączenie od mamy Łukasza. Gdy usłyszałam, co się stało i jedynie wydukałam, że zaraz będę. Zakończyłam połączenie i upadłam na kolanach, twarz chowając w swoich dłoniach.
- Natalia? - Poczułam zapach jej drogich, intensywnych perfum przy mnie. - Co się stało?
- Ktoś porwał Emilkę. - Spojrzałam na brunetkę, nie mogąc opanować łez. - Nie przeżyje tego drugi raz...
- Ale jak?
- Byli w kinie. Jej dziadek poszedł do domu przygotować kolację, a moja córka z babcią zostały na placu zabaw. Ona się odwróciła, by wyrzucić papierek od cukierka do kosza i Emilki już nie było.
- Dobra. Jedziemy. - Pomogła mi wstać z podłogi. Dała mi jeszcze moją kurtkę. - Nic jej nie będzie. Nie pozwolę na to.
- Ale twój wyjazd. - Spojrzałam na jej walizki i na nią. Ubrała już kurtkę i brała ze stolika kluczyki do auta. - Łucja, ja nie chcę...
- A pieprzyć ten wyjazd. Chodźmy.
Wyszłam z mieszkania Łucji. Bałam się, że ktoś może skrzywdzić moją córkę, ale z drugiej strony byłam spokojniejsza, jak Łucja ze mną była. Wiedziałam, że mogę jej zaufać...

Nigdy nie będzie tak jak kiedyś - Gliniarze Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz