Kwaśna radość, niedociągnięty uśmiech i zmęczenie spowodowane mocnym, życiowym ciosem zmieszały się na twarzy chłopaka zaraz po tym, jak usłyszał spokojny oddech po drugiej stronie, a tyle kosztująca go wizja brutalnie została przerwana. Świat wokół mieszał się z ciemnymi centkami i pręgami, które niczym larwy przemieszczały się wijąc przed jego oczami. Oddychaj mały, po prostu oddychaj, doradzał mu z oddali taehyung zadziwiająco czułym jak na siebie tonem. Ale Kim nie pragnął go posłuchać. Pragnął ponownie stracić dech, jeśli to by oznaczało przebywanie koło osoby, której chęć życia nieświadomie go przysłała.
Nie wiedział o niej za wiele. Był to chłopak z kasztanową czupryną, spiętą matką i starym samochodem. Jechał w jego kierunku, ale niewykluczone, że przy najbliższym zjeździe skręci całkowicie na zachód. Taehyung czuł jednak, że tak się nie stanie. Jego imię zaczynało się na ,,J", wypowiedziała je kobieta, ale chaos panujący w wizji uniemożliwił mu baczne włuchanie się i finalnie poznanie najciekawszych szczegółów. Blondyn patrząc nie tylko swoimi przyszłościowymi oczami, ale także przez moment tymi należącymi do bruneta, zorientował się, że tak naprawdę, jeszcze nigdy nie dostał po twarzy tak gwałtowną prośbą i jednocześnie nigdy nie wydał sobie tak surowego rozkazu natychmiastowej mobilizacji. Jasne, zawsze starał się odczytać i przyzwyczaić do nadnaturalnego ogłoszenia jak najszybciej, jednakże w tym przypadku nie było czasu na zastanowienie czy wzięcie ubezpieczającego oddechu. Tym razem to wizja rządziła nim, a nie on rządził wizją. Przeszła przez niego bez współczucia, z niewyobrażalną siłą, miotając wszystkim co miał w środku i po prostu odeszła nie bacząc na jego bezgłośny wrzask.
Blondyn zakaszlał niekontrolowanie i po chwili przyłożył wierzch dłoni do nosa, czując na niej ciepłą ciecz. Gdy spojrzał na swoją skórę, czerwona krew niespiesznie sunęła w kierunku jego knykci, a ta na twarzy w kierunku górnej wargi, którą po sekundzie splamiła. Szesnastolatek poczuł słodki, metaliczny posmak, a po domu rozniósł się dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.
-Kochanie, wróciłam! Zejdź proszę!- Sijin zrzuciła z siebie buty i z szerokim uśmiechem udała się do salonu. Pomieszczenia, gdzie codziennie spędzała czas z synem.
Chłopak, na dźwięk jej słów, spanikowany począł szukać chusteczki bądź kawałka materiału, by wytrzeć krzepnącą już krew. Miał dokładnie minutę, zanim zaniepokojona matka przyjdzie na jego poddasze i zobaczy szkarłat na jego twarzy.
Nie chciał, aby go widziała.
W końcu dojrzał papierowy ręcznik, który po zamoczeniu w stojącej na biurku wodzie, pozwolił oczyścić mu okolice nosa oraz dłoń.
Kanapa w salonie trzasnęła.
-Już idę, mamo!- odkrzyknął, doskonale wiedząc, że jego bezpieczne sześćdziesiąt sekund minęło.
Ponowne trzaśnięcie.
Usiadła.
Niczym duch, bezdźwięcznie przemieszczał się po schodach w kierunku pokoju dziennego. Od progu widział już rozłożone ramiona i tę łagodność bijącą z mętnych, brązowych oczu.
-Nawet nie wiesz, jaki mama miała ciężki dzień w pracy- westchnęła ociężale, czekając aż przyzwyczajony do tego blondyn, bez polecenia usiądzie koło niej na sofie i położy swoją głowę na okryte jeansami kolana.- Ale mama bardzo, bardzo za tobą tęskniła, wiesz słoneczko?
Zawsze zwracała się do niego jak do małego dziecka, choć dziecinność stracił już wieku pięciu lat. Było to dla niej kojące i Taehyung dobrze o tym wiedział, dlatego też na to przyzwalał, tak samo, jak na matczyne serie słodkich całusów i dotyk, którym uraczała go nawet w tym momencie, delikatnie głaszcząc go po policzku i nosku.
Kim uśmiechał się do niej z dołu i mrużył oczy, do momentu, aż wzrok Sijin na coś nie padł i zasnuł jej oczy szklaną powłoką.
-C-co ci się stało w wargę, Taehyungie?- spytała szeptem, a wysunięty przez szesnastolatka koniuszek języka natrafił na zaschniętą plamkę krwi. Zapomniał o wardze.
Cała postura pani Kim nieopanowanie zaczęła drżeć, a nastolatek wiedział, że musi działać taktownie, jeśli nie chce być świadkiem histerycznego płaczu. Niezauważenie zlizał pozostałości wcześniejszego, delikatnego krwotoku i ułożył się bokiem, mając twarz zwróconą ku ekranowi telewizora.
-Jestem zmęczony, mamo- mruknął sennie i pierwszy raz od dawna musiał przyznać, że naprawdę nie kłamie. Pragnął zasnąć.
Mimika kobiety jak na zawołanie się rozweseliła, a jej chude palce wplątały się w jego blond włosy. Taehyung przymknął oczy, czekając na to, co zaraz nastąpi.
-Spójrz na mnie, a opowiem o podróżach ze snu. Spójrz na mnie, a opowiem, jak wiele zdarzyć może się tu- zaczęła cichutko śpiewać, przeczesując złote pasma. Nie śpiewała za pięknie, jej głos był drżący, jednak wkładała w to tyle serca, że przebijała w uszach szesnastolatka nawet najznakomitsze śpiewaczki.- Bo widzisz, ma gwiazdeczko, świat pełen jest kłamstw i przeciwności. Lecz wiedz, mój mały, mama da ci jedynie radości. Uchyli kawalątek samiuśkiego nieba, ukoi, ucałuje i wysłucha, jeśli tylko trzeba. Bo widzisz, mój kwiatuszku, twoja mama jest wieczna. Ona zadba o rodzinę a...- Tekst wymyślonej przed czterema laty kołysanki nagle się urwał, żeby kobieta mogła wziąć głębszy oddech i pozwolić pierwszym łzom na spłynięcie po jej policzkach- Aby była bezpieczna...
Następnie Taehyung słuchał zduszonego szlochu i czuł drżenie jej nóg. Tak było codziennie. Codziennie ten sam rytuał, jednak tym razem różniło go jedno. On też zapłakał paroma łzami i zasnął.
Utonął w morzu własnej oraz cudzej rozpaczy.
CZYTASZ
Paper Planes | Taekook
FanfictionUlica ludzkiego mroku i papierowe samolociki niosące w sobie życiowe historie oraz bezgłośną prośbę o niemożliwe wyzwolenie. Angst, fluff, Top!jk