Samolocik 5

152 29 9
                                    

Kiedyś myślałem, że ubranie się w odwłok i milionową ilość odnóży rozwiąże wszystkie moje problemy. Jako pająk, strach wielu i szpieg kochanków nocy, byłbym agentem mroku, zabójcą na zlecenie i dyrygentem kobiecych, ale i niekiedy męskich krzyków. Wyciągałbym z nich najwyższe noty, a następnie wysysał do ostatniej kropli całą ich życiową energię. Wyczuwając zagrożenie, czmychałbym w zakamarki cienia, widząc próbę oporu bez niepotrzebnego żalu kneblowałbym albo więził we własnych pajęczych torturach. Jedni chwaliliby mój koszmarny wygląd, drudzy za to miotani zazdrością obrzucaliby mnie błotem, jaki z gracją omijałbym raz za razem.

Cały komfort bycia najpopularniejszym z pajęczaków wyparował, gdy zauważyłem ile smutku przyjmuje on do siebie, kiedy w pozostawioną sieć przez długi czas nie złapie się wymarzony, niekoniecznie kąsek.

Mihye Jin była osobą, na której oparłem całą swoją rezygnację.

Ta w przeciwieństwie do dziewczyny, z którą dzieli niewielkiego bliźniaka, życie już od pierwszego głośnego płaczu miała usiane słodkimi, nigdy nieusychającymi kwiatami. Młoda, lecz gotowa na macierzyństwo matka, która najwyższe uczelnie zostawiła dla sielankowego życia w domowym zaciszu i odpowiedzialny, dobrotliwy ojciec, pracujący, aby utrzymać, ale nie zaniedbywać kontaktu z dorastającym aniołkiem i ukochaną żoną, byli podporą od początku podtrzymującą jej moralny fundament. Codzień otulał ją do snu aksamitny głos rodzicielki oraz zapach wręcz nadopiekuńczej miłości wypływający z każdej kupionej zabawki, książeczki czy potrawy przyrządzonej z należytą szczyptą pasji. Mihye przez lata karmiona uśmiechem i obdarowana cząstką urody samej Afrodyty, wyrosła na dziewczynę tak śliczną i tak ciepłą, że nawet najchłodniejsze serca zdołały się wnet roztopić pod wpływem jej skrytego spojrzenia. Niczym wspomniany przeze mnie pająk nieświadomie plotła sieci i łapała wszelkie przelatujące, naiwne muszki.

Jednakże wbrew jakimkolwiek wyniosłym myślom wraz z urodą dostała również dożywotni zapas nieśmiałości i skrytości, jakie często sprawiały, że razem z szerokim uśmiechem szelmowskiego zalotnika pojawiał się histeryczny skurcz żoładka i łzy niepozwalające jej wypowiedzieć choćby słowa. I chociaż tak jak czarna wdowa swoje usta zawsze pomalowane miała na krwistą czerwień w celu ostrzeżenia i odstraszenia, tak jak i w jej przypadku zamiast unikać, ludzie garneli się tłumami, po krótkim czasie lądując w nieodwzajemnionej i bezgłośnej nieważkości porzuconej sieci.

Wszystko zmieniło się, gdy jej dwa bystre ślepia zauważyły najpiękniejszą z dotąd widzianych ćmę, a bijące spokojnym rytmem serce rozszalało się na wietrze najszybszego w historii zauroczenia.

Wszystko zmieniło się, gdy jako szukająca ciszy osiemnastolatka wprowadziła się do jednej z części domu i poznała najbliższą sąsiadkę, jaka, w odróżnieniu do niej, chciała od ciszy uciec.

Wszystko zmieniło się, gdy zielone włosy i smutne spojrzenie Miry zrobiło na niej ogromne wrażenie przeganiające nawet dręczącą ją do tej pory zabójczą niepewność.

Dwa przeciwieństwa, dwie różne dusze, dwie osoby z pozoru nie połączone żadną z możliwych, wspólnych nici. A jednak impuls przesłany w powietrzu i żarliwe, pojedyncze myśli płynące naprzemiennie. Niestety potem powrót zamknięcia, braku pewności siebie i emocji, jakie dotąd nie miały najmniejszej szansy na wykiełkowanie.

To wszystko, cały początek nieszczęśliwego i niewytłumaczalnego uczucia zaczął się sześć lat temu. Od tamtej pory, dwie skrajne istoty rzucają jedynie znikomymi słówkami i spojrzeniami. I choć pająk chce utulić ćmę w swoich delikatnych, niesprawiających krzywdę sieciach, tak ćma zaślepiona niemocą w poderwaniu się w powietrze i ewentualnej ucieczce, za bardzo się boi zaryzykować. Boi się ukojenia bez osiągnięcia zamierzonego celu.

Boi się jeszcze krwawszego odrzucenia.

Bo miłość międzygatunkowa, tym bardziej tej samej płci, jest czymś, czego natura i ludzie popierać nie mogą. Bo przyjacielski z trudem wysłany uśmiech, nie może być wystarczającą bronią, rozwalającą mur nagromadzonej rozpaczy i obojętności. Bo uzależniające, a jednocześnie godzące ostrzem pokrytym emocjonalną trucizną, wspólne oddechy nie mają wystarczającej siły, by tchnąć życie w dwa tak zniszczone ciała.

Bo, przecież miłości pomiędzy drapieżnikiem a jego ofiarą nie ma prawa bytu.

Prawda?

Paper Planes | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz