Rozdział 1: PIERWSZE SPOTKANIE

8.5K 351 19
                                    

Spoglądam w przestraszone oczy tych biednych ludzi i w duchu cieszę się z tego, co widzę. Od zawsze byłem skurwielem, nawet własna matka mi to wielokrotnie powtarzała. Tak naprawdę to miałem na to wyjebane. I muszę przyznać, że nawet cieszyło mnie to. Oczekiwałem perfekcji, niczego więcej. Każdy, komu się to nie podobało, mógł odejść. Nikogo nie trzymałem na siłę. A za pracę, jaką wykonywali, płaciłem dwa razy więcej niż jakikolwiek inny szef. Więc miałem prawo wymagać dużo.

Siedzę właśnie w pokoju konferencyjnym w swojej firmie z dziesięcioma osobami, które srają w gacie. Bo nie wiedzą, jakim, kurwa, sposobem o mało nie straciłem przetargu na nowy obiekt, który jest wart dziesięć milionów dolarów. Dziesięć pierdolonych Milionów! Wiem, że mam tyle, a nawet więcej kasy, niż mógłbym wydać w swoim pierdolonym życiu. I nic by się nie stało, gdybym ich nie zyskał, ale to jest nieważne. Ktoś zjebał, a ja mam zamiar dowiedzieć się, kto to był.

Swoją fortunę zdobyłem poprzez determinację i ciężką pracą. W wieku siedemnastu lat dostałem spadek po dziadku, który powiększyłem siedmiokrotnie w niecałe cztery lata. Kochałem swoją pracę, swoje życie. A już na pewno to, jakim potrafiłem być skurwielem. Kupowałem, naprawiałem lub burzyłem budynki. I zmieniałem je w cudowne rezydencje, hotele, restauracje czy biura. Wszystkiego, czego się dotknąłem, zamieniało się w złoto. Obecnie walczyłem o kawałek ziemi niedaleko Hampton, na którym chcę wybudować luksusowe mieszkania dla starszych bogatych ludzi, marzących o ciszy i spokoju.

Słyszę, jak debatują nad strategią, nad pomysłami, nad tym, co ma być wykonane, zanim zaczniemy demolować nowy obiekt. Podnoszę rękę, bo mam już dosyć ich wszystkich. I w chwili, w której opuszczam dłoń na ogromny dębowy stół, w sali konferencyjnej nastaje cisza. Jeśli teraz leciałby komar, na pewno byśmy go usłyszeli.

– Dosyć. Wracajcie do swoich biur, do końca dnia mam dostać wasze pomysły. – Po chwili dodaję: – Mailowo, nie chcę was widzieć. Zrozumiałe?!

Pośpiesznie kiwają głowami i wychodzą. W sali zostaje tylko mój zaufany i tak naprawdę jedyny przyjaciel, Thomas Harrison. Znamy się od pierwszego roku na Harvardzie. Dzieliliśmy pokój w bractwie przez pierwszy rok, na drugim oboje zamieszkaliśmy w jednym z moich budynków i od tego dnia jesteśmy prawie nie rozłączni, tylko on i moja osobista asystentka tak naprawdę się mnie nie boją. I jako jedyni potrafią mnie doprowadzić do pionu, kiedy zdarza mi się przesadzić. A zdarza mi się to dosyć często. Spoglądam na Thomasa, który siedzi cicho przy stole i lekko kiwa głową z głupim uśmiechem.

– Co jest, kurwa! Co ciebie tak bawi, palancie!

– Nic stary... Tylko to, że o mało Peterson nie posrał się ze strachu, kiedy krzyknąłeś. Wyrazu jego twarzy nigdy go nie zapomnę. Biedny gościu na bank szuka teraz spodni na zmianę.

Uśmiecham się na słowa Thomasa. I może faktycznie zrobiłoby mi się ich żal, tyle że, kurwa, płaciłem im kupę kasy, żeby takie akcje nie miały miejsca.

– Mogliśmy stracić ten kontrakt. Gdyby nie fakt, że pieprzyłem się z jedną z urzędniczek, pewnie nie wiedzielibyśmy, że ktoś inny wystąpił z większą ofertą. A wiesz dobrze, że ja nie przegrywam.

– Dzięki Bogu, że Pan szef się tak poświęcił. I pieprzył śliczną kobietę. Co za wyrzeczenie. – Kiedy tylko Thomas podnosi ręce w geście obronnym, spoglądamy na siebie i wybuchamy śmiechem.

– Faktycznie, było ciężko. Emma jak na swoje metr pięćdziesiąt i czterdzieści kilo była bardzo wymagająca.

Nadal się śmiejąc, słyszymy ciche pukanie. I ktoś wchodzi do sali bez czekania na proszę. I już wiem, że to może być tylko jedna osoba. Moja prywatna asystentka Jennifer. Spoglądam na kobietę, zatrudniłem ją zaraz, jak tylko otworzyłem Kane Development, czyli jakieś pięć lat temu. Jennifer ma burzę ciemnych loków na głowie. Jej karnacja jest oliwkowa, co zwala na swojego ojca pół Amerykanina, pół Kubańczyka. Kiedy tylko przyszła na rozmowę kwalifikacyjną, zaczęła rządzić ludźmi, zanim jeszcze zdążyła wejść do mojego biura. Byliśmy w fazie remontu. I już wtedy wiedziałem, że jest idealna, ale kiedy weszła, powaliła mnie na glebę. Mówiąc, że szuka pracy jako osobista asystentka, ale nie jako osobista seks-zabawka. Później dodała, że nie będzie kłamać ani owijać w bawełnę, jeśli chodzi o nasze relacje, a decyzja należy do mnie, czy chcę pracować z kimś takim, czy nie. Od tamtego momentu ona i Thomas stali się moimi przyjaciółmi, a nawet rodziną. Moja własna rodzina to nic niewarte pasożyty, z którymi na szczęście uciąłem wszelki kontakt już parę lat temu.

Asystentka na święta - 6.12.2021 ZOSTANIE WYDANE jako ANTOLOGIA !!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz