Rozdział 6

94 8 4
                                    



Leżałem dysząc na ziemi, kark cholernie bolał. Co ja mówię, wszystko mnie boli. Z rąk ścieka mi krew, tak samo jak z brwi i wargi. W brzuchu mam sensacje. A prawą kostkę mam nieco skręconą, ale najgorszy był kark. Ciekawe czy gdybym nie odpuścił to by mnie udusił, chociaż mógł też złamać mi kręgi szyjne...

Na dodatek czułem, również jego obrażenia. Mój kopniak w splot słoneczny i dźwignia na nodze najbardziej doskwiera alfie, ale jego twarz również była obita i zakrwawiona.

Dobrze, że doszliśmy do wniosku, że trzeba to zakończyć. Oboje zgodziliśmy się na remis i przerwaliśmy walkę, mailiśmy dość. Ale ja wiedziałem kto wygrał...

Wyplułem krew z ust, walcząc z mdłościami, chyba mam wstrząs mózgu. Dla wilka nic wielkiego przejdzie, ale kręciło mi się w głowie i byłem zdezorientowany. Wokół nas była cała wataha, ale nie przejmowałem się nimi, miałem ochotę zasnąć. Byłem zbyt wyczerpany i obolały, żeby przejmować się takimi rzeczami.

Znów wyplułem krew z ust, dotknąłem wargi i zamarłem.

- Cholera mój kolczyk! - wykrzyknął macając rozbitą wargę. W dolnej wardze nie miałem swojego ulubionego kolczyka, dostałem go od Krisa na gwiazdkę. Zacząłem nerwowo macać ziemię wokół siebie.

- Masz – usłyszałem alfę i z jękiem podszedł do mnie kulejąc. Spojrzałem na niego, na jego otwartej dłoni, leżał mój kolczyk był brudny od ziemi i krwi.

Podniosłem wzrok na alfę, odebrałem kolczyk i trzymałem go w dłoni. Nie wiedziałem co powiedzieć, trochę było mi głupio. Cała wataha poznała mnie od tej gorszej strony, ale Derek sobie zasłużył...

- Naprawdę? - jęknął urażonym głosem – Aż tak?

Spojrzałem na niego, masował wciąż kolano. Chyba coś zrobiłem ze stawem, może głowa kości została uszkodzona? Może łąkotka lub rzepka. Ale nie to mnie zastanawiało, on najwyraźniej czytał mi w myślach...

- Jak chcesz jechać, nie będę cię zatrzymywać – powiedział z powagą w głosie - Kluczki gdzieś tam leżą – wskazał ręką obszar po prawej.

Spojrzałem we wskazanym kierunku. I szybko opuściłem wzrok, bo widziałem twarz tamtego kolesia, który chciał mnie zatrzymać i Scotta, rozmawiali o nas.

Ja tu nie pasuje... Oczy wypełniły mi się łzami smutku, ale nie płakałem tylko tak siedziałem z pełnymi oczami.

Usłyszałem jak Derek wciąga powietrza, zamyka i otwiera usta, chciał coś powiedzieć, ale najwidoczniej zmieniał co chwilę zdanie i dlatego nie mówił. Siedzieliśmy tak obok siebie, nie patrząc w swoją stronę. Ja odciąłem się na więź. Nie chciałem znać jego myśli to byłoby dla mnie za wiele. Już z wilczycą mam problem i z samym sobą, jeśli doszły by do tego myśli Dereka, to chyba bym oszalał...

Nie pasuje tu, nie spełniam oczekiwań jego i jego matki... Nie pochodzę z watahy, nie znam się tradycji i historii wilkołaków... Będzie lepiej jak odjadę, co ma być to będzie. Jak będzie boleć to trudno, nawykłem... Jakoś to będzie...

Z takimi czarnymi myślami wstałem z trudem i zacząłem stawiać kroki w stronę kluczyków. Tak będzie lepiej...

- Kiba, proszę cię zostań – powiedział Derek, usłyszałem jak wstawał ze swego miejsca. Przystanąłem, czułem się zmęczony i nie miałem sił na kolejną trudną rozmowę. Miałem zwyczajnie dość...

- I co? Zostanę i zrobisz ze mnie potulną kurę domową?! - powiedziałem w myślach głośno tak, aby mnie usłyszał. Nie chciałem robić scen, kłótni przed obcymi ludźmi – Mam siedzieć w domu i nic nie robić? Olać swoje studia, zawód? Tego chcesz, prawda? Abym żył pod twoim i jej pantoflem – kiwnąłem głową w stronę jego matki, która była blada i nie spuszczała z nas wzroku – Nie usunę tatuaży, nie będę się inaczej ubierał i ...

Śnieżna wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz