Rozdział 7

114 9 2
                                    


Szykowałam z mamą obiad na tarasie. Było gorąco, w domu nie dało się wysiedzieć. Dlatego też postanowiłyśmy naszykować posiłek na zewnątrz. Taras za domem głównym był ogromny. Do tego zadaszony. Cień i lekki wiatr znad jeziora przynosił ulgę w upale. Dopiero za parę dni zapowiadane są burze. Puki co wszystkie wilki męczą się, godziny pracy w lesie zostały skrócone, ze względów bezpieczeństwa.

Rozmawiałam nieco z mamą na temat Kiby, nie wdawałam się w szczegóły, lepiej aby Derek jej powiedział lub Kiba.

Gdy wszystko było już naszykowane, ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Chciałam zawołać brata na posiłek. Wczorajsze wydarzenia dość wstrząsnęły watahą. Męskiej cześć walka Kiby zaimponowała, ale żeńskiej niezbyt się spodobało, że alfa stada w ten sposób potraktował swoją mate. Derek jest dobrym przywódcą, ale brak seksu wpływał na jego wybuchową, agresywną naturę alfy. Nigdy nie podniósł ręki na żadną z samic stada, zawsze je szanował i nie był nachalny w podrywach, kiedy jeszcze wilk Dereka pozwalał mu na zbliżenia.

Samice w stadzie zaczęły się bać. Wiem dlaczego. Główna para nadaje prawo i obyczaje. Dopuszcza co jest dozwolone, a co nie. Więc jeśli alfa zacznie prać Kibę lub w inny sposób źle go traktować, to będzie oznaka na przyzwolenie na takie zachowanie w stadzie...

Nasza wataha jest bardzo szanowana i silna. Jako jedna z nielicznych pozwalała samicą z wyższych szczebel hierarchii pracować, a nawet mamy dwie wojowniczki. Jeśli Derek nie dotrzyma danego słowa, a co gorsza zacznie go siłą ustawiać, to samice z naszego stada też to poczują...

To była oczywiście wyjątkowo czarna wizja...

Najpierw poczułem, potem usłyszałem chichot, a następnie zobaczyłam jak Derek wchodzi na taras niosąc Kibę jak pannę młodą.

- O kurwa – wyrwało mi się z ust na ten widok.

Może jednak jest nadzieję dla tej dwójki?

Kiba się uśmiechał w bardzo uroczy sposób. A kolorowa koszulka w kolibry nadawała mu łagodnego omegowego wdzięku. Kiba omegą, to jak Mike Tyson który zostaje baletnicą...

- Hej, miała iść cię zawołać – zwróciłam się do brata, wyrywając się z szoku.

Mama stanęła obok mnie. Jej twarz była rzeźbą z kamienia. Derek odwrócił się do mnie, jakby dopiero Co mnie zauważył. Widocznie instynkt alfy nim mocno zawładną, bo nie chciał puścić swojego mate.

- Dzięki za podwózkę! - powiedział wesoło Kiba, wyskakując z jego uścisku. Zgrabnie wylądował na nogach i poprawił odzienie. Derek zawarczał na niego. Takim zachowaniem Kiba igra z zaborczą naturą samców. Kiba olał zachowanie Dereka i podszedł do nas. Derek był jak jego cień.

- Przepraszam za wczorajszą nocna pobudkę – powiedział nieco zmieszanym głosem omega, drapiąc się w kark – Ale jest już lepiej...

- Cieszy mnie to – powiedziała wolno moja matka – Jesteś na pewno bardzo głodny, zaraz przyniosę dodatkowe nakrycie.

- Konam z głodu – westchnął Kiba – Zjadłbym całe karibu...

Mama podniosła brwi, a ja uśmiechnęłam się przez zaciśnięte usta.

- Ale takie mniejsze... - dodał niepewnie Kiba widząc naszą reakcję.

- Dobrze, że apetyt ci dopisuje – uśmiechnęła się mama. I wyszła.

Wiedziałam, że nie był to szczery uśmiech. Mama chciała dla Dereka skromnej, drobnej kobiecej omegi. Samicy z dobrej rodziny, wychowanej po staremu, tak jak ona. Za to Wielka Wilczyca złączyła jej syna z męską omegą, która nie jest delikatna, a jej charakter jest dość wyzywający. Do tego Kiba nie pochodzi z watahy...

Śnieżna wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz