Rozdział 16

820 40 2
                                    

I nagle padł strzał. Ale to nie był mój. 

Kula leciała w moją stronę, a ja nie potrafiłam wykonać najmniejszego ruchu. Stałam jak zaklęta. Patrzyłam się prosto. I wiedziałam, że to mój koniec. Ostatnie słowo będące przeprosinami skierowanymi do Harry'ego, a jednocześnie moją udręką. "Obiecałam". Wyszeptane, ale słyszalne tylko dla niego. Zrozumiałe tylko dla niego. Piekące tylko mnie. Nie pozwalające złapać oddechu tylko mnie. Przynoszące rozpacz jedynie nam. Obietnice, dlatego nigdy im nie ufam. Jeśli jednak, zawsze kończą się tym samym. Mianowicie śmiercią. Miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Wszystkie moje przeczucia do tego prowadziły. Niepierwszy raz się na nich zawiodłam. Już nigdy nie spojrzę w jego szmaragdowe oczy. Dlaczego? Odpowiedź jest banalna: Bo umrę. Ostatnia myśl. "Żegnaj Harry". 

-Anali!- usłyszałam głos jak odbijające się echo. Jego głos. Czy jestem już w niebie? Coś we mnie uderzyło i spowodowało, że poleciałam w bok. Uderzyłam w zimną posadzkę. To nie była kula, to był Harry. Na czole pod lokami, widniały małe kropelki potu. W oczach panował istny chaos, przerażenie. Przybliżył swoje usta do mojego ucha i wyszeptał.

"Zapamiętaj. Jestem tuż za tobą. Zawsze Cię uchronię." 

Ciepły oddech owionął moją twarz. Na znajomą chrypkę w głosie, przeszły mnie dreszcze. Odsunął się o parę milimetrów i spojrzał prosto w moje oczy. W których lśniły iskierki szczęścia. Dobrze znane szmaragdowe źrenice, zapewniły mnie, że nadal żyję. A ich właściciel jest tu dla mnie. Krzyk. To on spowodował powrót do rzeczywistości. Oderwaliśmy od siebie wzrok i skierowaliśmy go na dwie osoby, a raczej na jedną. Lucy. Jej ramie ociekało krwią. Krwawiła. Została postrzelona. Z moich oczu wypłynęły długi powstrzymywane łzy. Płynęły po moich policzkach, a następnie kapały na betonową posadzkę. Harry podniósł się ze mnie i natychmiast skierował pistolet w stronę Paul'a. To wydarzyło się tak szybko. Jeden strzał, wystarczył na zabicie mężczyzny. Jeden strzał spowodował ogromny wylew krwi. Miałam ochotę się odwrócić i wymiotować, ale zamiast tego mojego nogi pokierowały mnie w stronę blondwłosej. Nie zwracałam uwagi na rozkazy Harry'ego, abym została na miejscu. Nic się nie liczyło, poza wyciągnięciem mojej przyjaciółki z tego gówna. Nogi się pode mną uginały, a ciało drżało. Przed oczami widziałam miliard czarnych plamek. Obraz miałam rozmazany. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Marzyłam, aby szok minął. Chciałam dojść do siebie. Klęczałam nad Lucy i zrozumiałam, że nie potrafię jej pomóc. Dotarło do mnie, iż musimy zabrać ją do szpitala. Tak ja i Harry. Niestety, ale prawda jest taka, że nie poradzę sobie bez niego. Opuszkami dotknęłam jej przedramienia. Krew. Był cały we krwi, podobnie jak ona sama. Mimowolnie moje oczy spoczęły na martwym mężczyźnie. Widok był straszny. On cały w czerwonej cieczy. Oczy otwarte. Utkwione w nie wiadomo jakim punkcie na suficie. Wargi rozchylone i sine. Odwróciłam wzrok. Wbiłam go w ziemie i od razu tego pożałowałam, ponieważ w chwili gdy to zrobiłam, zdałam sobie sprawę, że klęczę w kałuży krwi. Nie tylko Lucy, ale i- w większej części- Paul'a. Z moich ust wydobył się udręczony krzyk, a zaraz po nim szloch. Wszystko we mnie było w rozsypce. Powoli umierałam. Umierałam w inny, gorszy sposób. Ze świadomości, iż przeze mnie Lucy może zginąć. Nawet człowiek, który wiódł własne życie- być może nie najnormalniejsze, ale jednak życie- zginął z mojej winy. Mógł mieć rodzinę, żonę, dzieci. Kto wie? A teraz będą go opłakiwać. Nawet nie wiem ile miał lat. Co jeśli był młody? Co jeśli miał przed sobą tak wiele lat istnienia? Co go jeszcze czekało? Nigdy się nie dowiem, tak jak on. Może i chciał mnie zabić, może i stał po stronie Jerry'ego, ale nikt nie jest czarny albo biały. I nikt nie zasługuje na śmierć. Nawet on. Każdy ma prawo żyć, lecz nikt nie ma prawa odbierać temu komuś jego życia. Wszystko przez tą pieprzoną grę! Czy Paul w ogóle spodziewał się, że zginie? Czy Jerry powiedział mu, iż jest taka możliwość? Nie wiem... Rodzice Lucy dostaną kolejną dawkę kłamstw- kto wie może będą w żałobie, podobnie jak moi dziadkowie? Do jasnej cholery, jak potoczy się nasz los? Kolejny raz, masa kłamstw od okrutnej i bezdusznej wnuczki oraz przyjaciółki ich córki. Na litość boską! W dodatku nie potrafię w własnych myślach znaleźć odpowiednich słów, określających taką kreaturę człowieczo podobną, którą- na nieszczęście- jestem. Wszyscy cierpią, mają problemy, są oszukiwani wyłącznie z mojej winy. Świetnie! Jestem żałosna. Postanowione. Zaczynam nowe życie. A raczej stare. Już nie sprawię nikomu przykrości, ani nie ucznie krzywdy. Muszę się wydostać z tego pomieszczenia, w którym utknęłam. Tylko czy w nowym- dawniejszym- życiu jest miejsce dla Harry'ego? Jeśli chcę uciec od teraźniejszych problemów, muszę również uciec od niego. Tylko czy potrafię? Nie jestem pewna. Poprawka ja niczego nie jestem pewna. 

Time- Harry Styles FanfictionWhere stories live. Discover now