9.

142 18 1
                                    

- Nie jestem pewien - odpowiedział Paul na pytanie ojca, który był ciekawy co słychać u sąsiadów. - Jenkins'owie tu nie mieszkają. 
- To jeszcze wiem. Pomagałem im z Jenny, twoją matką przy przeprowadzce. Jenny i Sophia pakowały razem walizki. Ta dziewczyna ma jakiegoś faceta, chyba są zaręczeni. 
- Gloria? - dopytał zaskoczony Paul. 
- Ta starsza - machnął ręką. - Ale Connie ma żonę, wiedziałeś o tym? 
- Coś mi się obiło o uszy - wzruszył lekko ramionami mężczyzna. 
- Straszna jędza - zaśmiał się William Beckett. - Biedak nie trafił w miłości. Chyba był w porządku? - zapytał. 
- Chyba tak - mruknął Paul pijąc  kawę. 
- Frank Jenkins wiedział jak wychować dzieci - zanurzył się w przemyśleniach ojciec pisarza. 
- Jego żona chyba też? 
- Sophia też była w porządku i często umawiały się na plotki z twoją matką. 
- Nie pamiętam, żeby wcześniej się przyjaźniły. 
- Zaczęło się chyba jak już wyjechałeś. Gadały o wszystkim. Takie babskie pogaduszki, wiesz jak to jest.  

Paul wiedział i pokiwał tylko głową. Z Glorią też dało się pogadać o wszystkim. To taka zwykła kobieta, stwierdził Paul. 

- Chyba zaraz muszę wziąć się za pisanie - chciał zmienić temat. 

William Beckett kochał słuchać swoje dzieci. Był bardzo dumny, że każde z nich miało jakieś pasje i kierowały się nimi w życiu. U Paula zdecydowanie było najbardziej widać tę pasję. Miał pełno energii do pisania. Cieszył się jak małe dziecko, kiedy o tym opowiadał. 

- Pisałeś pół dnia. Możesz odpocząć - tak jak myślał ojciec Paula, syn odmówił. 
- Mam wenę, muszę to wykorzystać - zaśmiał się pisarz. 
- Potrzebny jest odpoczynek, zobaczysz na starość. 
- Wiem tato. Nie będę już długo pisał, tylko muszę to skończyć. 
- Powodzenia! - powiedział William, ale Paul już nie słyszał wchodząc po schodach. 

    

                                                                                               ***

W drzwiach Glorii pojawił się razem z jej siostrą młody chłopak wyglądający jak chłopiec. Długa, brązowa  grzywka opadała na jego czoło. Podczas uśmiechu na jego dziecięcej twarzy pojawiały się dołeczki w policzkach. Miał gładką twarz, jakby zarost jeszcze go nie dotyczył. 
Chłopak był przeciętnej postury i średniego wzrostu. Wydał się Glorii bardzo przystojny. 
Niebieskie oczy chłopaka cały czas się śmiały. 

- To Darshan Baker - przedstawiła Roni. - Znajomy Luke'a. 
- Miło mi - Gloria starała się wyjść jak najbardziej sympatycznie. - Macie pizze... Wejdźcie - zaśmiały się z siostrą. 

- Niedawno wróciłam z biblioteki. Nie miałam czasu czegoś przygotować. 
- Wystarczy, że zrobisz nam kawę - odezwał się Darshan i wygodnie rozsiadł się w fotelu w rogu. 

Jego głos był niski i przyjemny. Bibliotekarka uśmiechnęła się do niego na te słowa i z uśmiechem na ustach skierowała się do kuchni. Roni i Luke zaczęli dyskutować o pogodzie i dosiedli się do stołu. 

- Jednak ci pomogę - Darshan w mgnieniu oka znalazł się w kuchni za Glorią. 
- Dałabym sobie radę - kobieta czuła skrępowanie, ale żeby się rozluźnić wzięła głęboki wdech i znów uśmiechnęła się do faceta. 
- To tylko kawa - dokończyła. 
- Ile masz lat? - zagadnął. 

Jest bardziej śmiały niż Paul, pomyślała. 

Zaraz skarciła się w myślach. Dlaczego w ogóle ich porównała? Oni nie mają ze sobą nic wspólnego. 

- Dwadzieścia, a ty? 
- Dwadzieścia sześć - mruknął wycierając rozsypaną kawę. 
- Skąd się tu wziąłeś? - pytała Gloria, ale chciała, żeby jej głos zabrzmiał obojętnie. 
- Przyjechałem z twoją siostrą i jej narzeczonym. Jego samochodem - chciał zażartować. 
- Wiesz o co mi chodzi - prychnęła Gloria i modliła się, żeby odruchowo nie wywrócić oczami. - Nigdy wcześniej o tobie nie słyszałam. 

- Luke to mój przyjaciel. Czasem chodziliśmy na imprezy. Pracujemy razem. 
- Mieszkasz gdzieś tutaj? 
- O tak! - zaśmiał się. - Właśnie niedawno  się wprowadziłem do własnego mieszkania. Jest kilka przecznic dalej od domu Roni. Poprzednio mieszkałem z bratem. 
- Postanowiłeś wydorośleć? - mruknęła teraz kobieta z ironią. 

- On postanowił wyjechać na studia. Nie chciałem mieszkać sam - zaśmiał się, chociaż nie powiedział nic śmiesznego. 

Darshan wydawał się sympatyczny i przyjacielski. Wpadł bibliotekarce w oko, ale nawet nie wiedziała jak się zachować przez nieśmiałość. 
Wyszli razem z kuchni, ale Roni i Luke nie wydawali się być nimi zainteresowani. Siostra bibliotekarki zawzięcie o czymś opowiadała pokazując zdjęcia w telefonie. 

Mężczyzna postawił kawę na stół. Gloria mogła poznać, że mężczyzna był schludnym człowiekiem. Wytarł rozsypaną kawę, wszystko odstawiał na miejsce, uważał nawet, żeby chusteczka wpadła idealnie do kosza, albo kawa stała odwrócona w dobrą stronę. 
To dobrze, sprząta po sobie, nie lubi bałaganu, zupełnie jak ja, stwierdziła bibliotekarka. 
Zauważała w nim coraz więcej plusów. 

Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy mężczyzna ustawiał kubki na stół. Uważał, żeby nic się nie rozlało i żeby wszystkie stały równo. 
Podniósł wzrok i puścił jej oczko, na co Gloria zarumieniła się. Darshan uśmiechnął się szeroko na ten widok. 
- Podobno prowadzisz bibliotekę - zaczął. - Bibliotekarko - mruknął, a flirciarski uśmiech wdarł mu się na twarz chłopca. - Możesz mi o sobie opowiedzieć. 

BibliotekarkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz