Kobiety przebiegły obok śniadego wierzchowca, który przywiązany był do drzewa, a który na pewno nie należał o nich i wpadły do stodoły.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła się im w oczy, to wściekły William, który za wszelką cenę próbował nie rzucić się na Toriasza. Książę skrzyżował ręce na piersi i spoglądał wyzywająco na żołnierza, jak gdyby nie obawiał się jego, co przecież było kłamstwem. Gdyby mógł, to już dawno narobiłby pod siebie i uciekł z krzykiem, tym razem coś nie pozwalało się jemu ośmieszyć. Dopiero po chwili zwróciły uwagę na drobną dziewczynę, która siedziała na ziemi i cicho łkała.
Wyglądała na około szesnaście lat, była niezwykle drobna i śliczna. Spod białego czepka, wysuwały się rudawe loczki, których można było tylko pozazdrościć. Jednak całą uwagę przykuwały oczy, które były dość duże, jak na taką małą osóbkę i zielone jak kamienie szlachetne. Nos miała prosty i zgrabny, a usta pełne i w kolorze malin. Eleonora prychnęła cicho, to oczywiste, że ta mała stosowała coś, żeby uzyskać taki efekt.
Ubranie nieznajomej mogło sugerować, że jest jedną z zamkowych służących. Prosta sukienka i fartuszek, którego najprawdopodobniej zapomniała się pozbyć, brudziły się teraz, kiedy mężczyźni stali na przeciw siebie, gotowi rzucić się w każdej chwili na przeciwnika.
— Kochanica księcia nas śledziła — wyjaśnił William, nie spuszczając wzroku z przeciwnika.
— To nie jest moja kochanica! — wykrzyczał Toriasz i prawdopodobniej chciał jeszcze coś dodać, ale dziewczyna zerwała się na równe nogi i pochwyciła władcę za rękę.
— Jestem jego narzeczoną — pisnęła, ocierając łzy. Teraz to ona spoglądała wyzywająco na żołnierza, który był w takim szoku, że nie był w stanie się poruszyć. Wyprostowała się dumnie i uśmiechnęła się kpiąco. — Będę wiernie trwać u boku króla, kiedy wy, łajzy, będziecie się kąpać w gorącej smole.
Jej ukochany drgnął, kiedy mówiła i skrzywił się, jakby jej słowa były wyssaną z palca bzdurą. Nie odezwał się już jednak ani słowem, nadal stał w odważnej pozie, czekając na ruch rywala. Eleonora musiała przyznać, że trochę jej to zaimponowało, raczej spodziewała się, że przyszły król rzuci się na ziemię z płaczem albo ucieknie. Jedynie drżenie rąk zdradzało, że się boi, ale to nie było takie istotne.
— Daniela wraca do zamku — zarządził po chwili milczenia. Ta opcja była najsensowniejsza i nawet William powstrzymał się od dalszej walki. Jednak służąca wydęła usteczka i zmarszczyła gniewnie brwi.
— Ależ to doprawdy zły pomysł! — wykrzyknęła — Jak mój gołąbek poradzi sobie bez swojej Danielki? Przecież zmierzacie do prawdziwej dziczy, a tam nie ma takich doskonałych służących jak ja!
— Sądzę, że gołąbeczek poradzi sobie bez ciebie — prychnęła Deborah — Od twojego gadania rozbolała mnie głowa.
Zielarka odwróciła się i zaczęła zbierać fiolki z wywarami na różne dolegliwości, które porozrzucała w przypływie alkoholowej nieświadomości. Robiła to bardzo ostrożnie, zważając na delikatność buteleczek. Jednak nie było jej dane dokończyć zadania, ponieważ królewska kochanka wbiła paznokcie w ramię kobiety i zmusiła ją do odwrócenia się.
— Ty parszywa suko! Chcesz mieć Toriasza tylko dla siebie!
Przez krótki moment wyglądała jak kundel walczący o ostatnią kość, jednak szybko straciła zainteresowanie Deborah i ponownie wtuliła się w swojego ukochanego, prawiąc jemu komplementy i przekonując o konieczności zabrania jej w drogę. Książę nie dał się długo przekonywać i kuszony upojnymi nocami podczas podróży, oznajmił towarzyszom, że Daniela zasili szeregi ich drużyny.

CZYTASZ
Biały Kruk
FantasyMija dokładnie sto lat od kiedy Lanvania została oskarżona o kradzież świętego ptaka z Krainy Siedmiu Gwiazd. Sto lat wojen, strachu i cierpienia. Kiedy podczas bitwy ginie jeden z ukochanych synów królowej, ta zwraca się o pomoc do młodej wojownicz...