Plątanina kresek i plam nie wglądała zachęcająco i nawet pobierane lekcje geografii, nie pozwalały Williamowi zrozumieć podziału Lanvanii. Z niezadowoleniem spoglądał na pożółkłą mapę, którą Eleonora rozłożyła po przybyciu do miejsca ich przymusowego noclegu, i której historię miała jemu przybliżyć.
Teraz jednak kobieta skupiona była na biesiadowaniu razem ze swoją przyjaciółką. Ocierając tłuszcz z kącika ust, śmiała się z historii wyśpiewanej przez zielarkę i kołysała się w rytm pieśni. Lub z nadmiaru piwa, które najwidoczniej uwielbiała, ponieważ nalała sobie kolejny kufel, który podniosła wysoko.
— Aj! Aj! — wykrzyknęła i wskoczyła na stos worków, które najprawdopodobniej miały zostać dostarczone do zamku. Książę, który ułożył się już do snu, podniósł na chwilę głowę, żeby posłać jej pełne nienawiści spojrzenie i ponownie ułożył się wygodnie na swoim podróżnym łożu. — Wypijmy za błędy, które popełnimy! Za trupy, które napotkamy! Wypijmy za życie, żeby trzymało się nas jak najdłużej! I dzikie zwierzęta, które uwolnią nas od pewnego ciężaru.
Ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem, mrużąc przy tym złowrogo oczy. Deborah roześmiała się zdecydowanie za głośno, jak na gusta Williama i próbowała wstać, żeby dolać sobie alkoholu, jednak runęła na ziemię, potykając się o swój kociołek. Leżąc na brudnej ziemi, chichotała cicho i mamrotała jakieś niezrozumiałe słowa.
Była jak obraz nędzy i rozpaczy, czerwona na twarzy od nadmiaru trunków, z błyszczącymi oczami. William wzdrygnął się z obrzydzeniem, kiedy zauważył jej nieudane próby wstania i reakcję jej przyjaciółki. Eleonora wydawała się być niewzruszona stanem zielarki, która przecież odpowiedzialna była za ich zdrowie i po takiej chwili nieodpowiedzialności, następnego dnia będzie bezużyteczna. Z poważną miną podsunęła kobiecie miskę z alkoholem i czekała cierpliwie, aż tamta zacznie łapczywie go pochłaniać.
— Nie wydaje się tobie, że to jest przesada? — Żołnierz nie mógł już patrzeć na żałosny stan towarzyszki. Jednym kopnięciem pozbawił ją napitku i przez chwilę nawet miał zamiar pomóc jej w przedostaniu się do kupki siana, gdzie mogłaby spocząć, jednak zrezygnował z tego, kiedy Deborah zwymiotowała obok jego butów, po czym padła na plecy i zasnęła.
Obrzydliwa, taka teraz była. Całkowicie pijana i pozbawiona honoru, traciła resztki szacunku, jakim ją obdarował. W tej chwili bardzo radował się z tego, że widział rozkładające się ciała, których zapach był zdecydowanie gorszy od tego kobiety. W innym wypadku, smród jej wymiocin, zmieszany z potem i aromatem duszonych ziół, stałby się przyczyną choroby Williama.
Trochę dziwił go całkowity brak reakcji ze strony księcia, który powinien być pierwszy do wyrażenia swojego sprzeciwu, w związku z panującymi warunkami. Nie mógł uwierzyć, że Toriasz miał tak twardy sen, że nie czuł odoru.
Pochylił się nad śpiącym chłopakiem i ostrożnie uniósł jego głowę. Królewski syn nawet nie drgnął, gdyby nie to, że co jakiś czas jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, można by było uznać go za zmarłego. Coś jednak nie pasowało w tym wszystkim, w zamku potrzeba było wielu godzin, żeby Toriasz dał radę odpłynąć do krainy snów, a tutaj stało się to nagle.
Wiedziony wyuczoną podejrzliwością, jeszcze bardziej pochylił się i spróbował wyczuć substancję, która mogła wpłynąć na stan władcy. Przez chwilę myślał, że jego nos zawodzi albo chłopak naprawdę był tak zmęczony po podróży, że padł jak martwy. Nagle jednak wychwycił delikatny aromat ziół, który uczeni podawali chorym, żeby złagodzić ból podczas operacji. W myślach dziękował matce za wycieczki do lasu i udzielane lekcje, które teraz mogły ujawnić spisek.
— Jeśli chcesz go pocałować, to się radzę zrobić to szybciej. Musimy porozmawiać. — William zerwał się na równe nogi i pochwycił miecz, który odłożył, żeby sprawdzić stan towarzysza. W myślach karcił się za swoją głupotę i zignorowanie intelektu Eleonory, która teraz siedziała na drewnianej beczce i wydawała się być niezwykle zadowolona ze swojego działania. Uśmieszek nie schodził jej z twarzy, a nawet powiększał się, kiedy żołnierz chwycił ją za ramię i przycisnął do ściany. Czuła zimne ostrze, które stykało się z jej skórą, jednak wiedziała, że nie stanie się jej krzywda. Jeszcze nie teraz.
— Jesteś wiedźmą? — Pomimo tego, że zadał pytanie, wyczuwała w jego głosie coś na wzór przekonania. Roześmiała się i próbowała poklepać go w ramię, jak to zwykle robili przyjaciele, jednak William zwiększył uścisk, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch rękoma.
— Czy gdybym była wiedźmą, to mieszkałabym na drzewie, obawiając się ataków dzikich zwierząt?
Jeszcze chwilę trzymał ją z ostrzem przy szyi, z zamiarem pokazania, że z nim się nie zadziera. W końcu jednak musiał ją puścić, ponieważ była jedyną osobą, zaraz po nim, która mogła dotrwać do końca wyprawy i może nawet powrócić bezpiecznie do rodziny.
— Jesteś zbyt łatwowierny — skomentowała — Równie dobrze mogłam blefować, a z ciebie zostałaby teraz tylko mokra plama. Trzeba nad tym popracować.
William wymamrotał tylko pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa, które mogły być groźbą i wskazał ręką na zielarkę i księcia. O ile Toriasz spał spokojnie i skutki ziół nie powinny być odczuwalne następnego dnia, o tyle Deborah skazana była na potworny ból głowy, kiedy wytrzeźwieje i świadomość utraty honoru.
Na chwilę otworzyła oczu i zdołała wychrypieć Aj! Aj!, zanim skuliła się w cierpieniu i po raz kolejny zwymiotowała. Eleonora podbiegła do niej z mokrą szmatą i starannie obmyła twarz przyjaciółki, po czym złapała ją za ręce i przeciągnęła na prowizoryczne łoże, utworzone z siana i peleryny wojowniczki.
— Co ona tobie zrobiła, że tak ją skrzywdziłaś? — Nie mógł tego wszystkiego zrozumieć. Przyglądając się tej scenie, odnosił wrażenie, że Nora naprawdę martwi się o przyjaciółkę i próbuje jej pomóc. Dlaczego więc doprowadziła ją do takiego stanu? Musiała być świadoma jej odporności na trunki, mogła oszczędzić im wszystkim takiej sytuacji.
— Deborah jest kochana, to najbardziej oddana mi osoba. Dlatego musiałam ją usunąć na ten jeden wieczór. — Przez chwilę milczała, przyglądając się kobiecie, o której była mowa. W końcu okryła ją kawałkiem płótna i usiadła obok towarzysza. — Deborah jest taka kochana, ale jednocześnie nieświadoma zagrożenia czekającego na nas za granicami Lanvanii Królewskiej. Chcesz poznać nasz kraj, a ja chcę tobie przekazać wiedzę, ale jednocześnie nie mogę pozbawić jej tej niewinności. Wiary w dobro. Jest wiele spraw do omówienia, a Deborah i księciunio tylko by przeszkadzali.
— Dlaczego jej nie uśpiłaś, tak jak tego gamonia?
— Myślisz, że to takie łatwe? — prychnęła — Podaj zioła nasenne osobie, która zajmuje się nimi zawodowo i nawet przez sen może je rozpoznać.
Może i miała rację. W końcu co to by była za zielarka, która sama wpada w sidła roślin? William nadal uznawał postępowanie Eleonory za godne potępienia, jednak przynajmniej rozumiał motywy, które nią kierowały. Prawie.
Wydawało się jemu dziecinne to, że próbuje uchronić przyjaciółkę przed złem świata, sama wciągając ją w szeregi drużyny. Skoro tak bardzo chce ją chronić, to dlaczego nie zostawiła jej w domu, gdzie oprócz zwierząt i nudy, nie było groźnych sytuacji. Skoro jednak uczucia wzięły górę nad rozumem, to powinna traktować wszystkich na równi. Wkroczyli na zabójczą ścieżkę, na której niebezpieczeństwo będzie codziennością. Deborah i Toriasz byliby bardziej użyteczni, gdyby chociaż zawali sobie sprawę z zagrożenia.
Eleonora, swoim postępowanie, straciła wiele w jego oczach.

CZYTASZ
Biały Kruk
FantasyMija dokładnie sto lat od kiedy Lanvania została oskarżona o kradzież świętego ptaka z Krainy Siedmiu Gwiazd. Sto lat wojen, strachu i cierpienia. Kiedy podczas bitwy ginie jeden z ukochanych synów królowej, ta zwraca się o pomoc do młodej wojownicz...