rozdział 1

49 12 7
                                    

*Pół roku wcześniej.*

Zakochałem się. Naprawdę się zakochałem. Byłem w tym momencie najszczęśliwszą osobą na całej ziemii. Czułem przepełniające mnie uczucie radości. W każdym skrawku mojego ciała i umysłu nie było cienia zmartwień. Targały mną same pozytywne emocje. Absolutnie nie chciałem słuchać pieprzenia Oscara. 

-Stary, dlaczego nie widzisz jak ona cię wykorzystuje. - nie dopuszczałem do siebie żadnej negatywnej opinii na temat Camili. Była całym moim światem. Myślałem o niej tylko w pozytywny sposób i zmuszałem do tego wszystkich do okoła. Reszta bez niej nie istniała. Nie obchodziło mnie nic prócz mojej pani. Gdy się z nią kłóciłem byłem w stanie zniszczyć wszystko co było w zasięgu ręki. To uczucie totalnie mnie zaślepiło. Była wszystkim co miałem. No właśnie, była.

-To już wszystkie kartony? - spytałem znudzony. 

-Tak. Pomóc panu wnieść je na piętro?- spytał mężczyzna a ja odmówiłem i wyregulowałem płatności. Spojrzałem na wielki wieżowiec i z westchnieniem wypuściłem powietrze z płuc. 

Podniosłem pierwsze pudło i zataszczyłem je po kilku schodach pod drzwi windy. Powtórzyłem czynność z resztą kartonów. Wchodząc do nowego mieszkania poczułem smak nowego, lepszego życia. Przygaszona iskra nadziei w moich oczach zabłysnęła trochę jaśniej niż dotychczas.

Dużo tych pudeł nie miałem, bo tak naprawdę to nie miałem nic. Jeden karton z ciuchami, drugi z talerzami i sztućcami, trzeci z butami i kurtkami, czwarty z rzeczami kosmetycznymi i detergentami i na tym kończył się mój wielki majątek. No tak, jeszcze mój wspaniały rower. 

Spojrzałem w powiadomienia, które nagle zaczęły przychodzić. Oprócz siedmiu nieodebranych połączeń od Nicole i kilku wiadomości z wyzwiskami nie było niczego ciekawego. Zadzwoniła po raz kolejny.

-Tak, słuch...- przerwał mi głośny krzyk.

-CO TY SOBIE WŁAŚCIWIE WYOBRAŻASZ?!? MYŚLISZ, ŻE BĘDĘ TWOJĄ DRUGĄ OPCJ..- nie miałem ani ochoty ani nastroju na słuchanie jej piskliwego i irytującego głosu. Rozłączyłem się i wyłączyłem telefon. Nie był mi potrzebny.

W nowym mieszkaniu nie było zbyt wielu rzeczy. Komoda w sypialni, telewizor w salonie, skromna kuchnia z płytą indukcyjną i mała łazienka na końcu niewielkiego korytarza.

Przeprowadziłem się do Bay Village głównie z dwóch powodów. Tu chciałem studiować. Druga przyczyna była zdecydowanie ważniejsza ale wolałem mówić tylko o jednej. Nie znałem tu nikogo. Podsumowując. Chciałem zacząć nowe życie w nowym mieszkaniu, w nowym mieście, z nowymi znajomymi i nowymi przygodami. 

***

-To do dna! - było głośno a ja ledwo kontaktowałem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że niewiele będę pamiętał z pierwszego wieczoru w moim nowym miejscu. Potrzebowałem tego. Chciałem żeby urwał mi się film. 

Wstałem i chwiejnym krokiem postanowiłem odszukać wyjścia klubu. Było mi niedobrze. Chciałem już wrócić do domu. Telefon mi się rozładował a w pobliżu nie było nikogo na tyle trzeźwego żeby zapytany o możliwość zadzwonienia po taksówkę nie zrzygałby się na moje buty. Postanowiłem, że wrócę pieszo. 

Pomijając fakt, że nie miałem pojęcia gdzie jestem i w którą stronę mam iść to był to całkiem dobry pomysł. Włóczyłem się po ciemnych ulicach miasta wgapiając się w gwieździste niebo. Różne dziwne myśli nachodziły mnie po pijaku. Raz zastanawiałem się jak bardzo można było skrzywdzić dziecko dając mu na imię Jeff, a innym razem zaczynałem zastanawiać się nad sensem życia i tym co by było gdyby... Miałem tak wiele pytań i wciąż zero odpowiedzi. Ostatnio najczęściej nurtującym mnie tematem była kłamliwość.

Don't break my heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz