rozdział 2

24 8 5
                                    

Przepuściłem Millie w drzwiach. Rozejrzała się po pustym korytarzu ale nawet na nią nie spojrzałem. Poszedłem do pomieszczenia, które udawało sypialnię choć tak naprawdę był tam materac, pościele a ciuchy leżały w torbach, w których je kupiłem. 

-Daj mi jakieś ubrania. Mogą być twojej dziewczyny. Wypiorę i oddam. - powiedziała brunetka idąc za mną i wciąż trzęsąc się z zimna. 

-Nie mam dziewczyny. - odparłem i chwilę zastanawiałem się co wymyślić. Miałem kilka koszulek ale w życiu jej ich nie dam. - Owiń się w koc i wróć do domu. - mruknąłem wciąż myśląc o jej słowach. "Twojej dziewczyny". Przypomniała mi się Camila. Szybko się otrząsnąłem i spojrzałem na Millie. 

-Chyba cię pogięło! - krzyknęła brunetka. - Zostaję tu na noc. Mam mokre włosy i ani mi się śni przeziębiać. - dodała patrząc mi w oczy. 

-W takim razie śpisz nago i na podłodze. - uśmiechnąłem się łobuzersko a dziewczyna spojrzała na mnie marszcząc brwi. -No dobrze, śpij na materacu i łap. -nie wierzyłem, że to robię. Rzuciłem jej swoją koszulkę. 

Zawsze uważałem, że moje ciuchy to świętość i absolutnie nikomu nie dałem chociażby mojej skarpetki. To po prostu było moje i już. 

Wyszedłem z pokoju i idąc w stronę kuchni ściągnąłem koszulę, którą na sobie miałem. 

Otworzyłem lodówkę po czym pod nogami poczułem kałużę wody. 

-Pieprzony grat. - zakląłem pod nosem i wytarłem wodę ręcznikiem. Wyciągnąłem z lodówki ser, sałatę i dwa pomidory. 

-Jestem uczulona. - powiedziała Millie podchodząc do stołu w jadalni. Spojrzałem na nią pytająco. - Pomidory. - dodała ze słabym uśmiechem. Skinąłem głowę i wyjąłem też ogórki.
-Ile kanapek? - spytałem rozkładając wszystko na blacie. 

-Dwie. - odparła. - Kupiłeś meble? - dodała podnosząc fakturę z ławy. Podrapałem się po karku patrząc na brunetkę siadającą na jednym z dwóch krzeseł, których już nie zdążyłem wynieść. Miała na sobie moją o pięć rozmiarów za dużą koszulkę. 

Mała żmija. 

Kusiło mnie żeby dosypać jej czegoś do tej kanapki ale stwierdziłem, że może jeszcze się z nią pomęczę. Może się na coś przyda.

-Podano do stołu. - przyniosłem dwa talerze i usiadłem na przeciwko dziewczyny. -Smacznego. - dodałem biorąc do ręki kawałek chleba. 

-A modlitwa? - Millie spojrzała na mnie ze śmiertelną powagą. Wytrzeszczyłem oczy niedowierzając. Ona?!?!? Taka świętojebliwa? Naprawdę? Ja jestem antychrystem od dzieciaka. Odłożyłem kanapkę z powrotem na talerz wciąż obserwując jej twarz. Nie wytrzymała i roześmiała się głośno.

Co za gadzina. 

Spojrzałem na nią z udawaną obrazą i w ciszy zacząłem gryźć kolację. Brunetka wciąż się śmiała ale widząc moją minę położyła swoją dłoń na mojej ręce, która leżała przy talerzu.

-Jeff, nie obrażaj się na mnie! - spojrzała na mnie i zrobiła minę niewiniątka. Bardzo starałem się to powstrzymać ale mimowolnie się uśmiechnąłem. 

-Zjadłaś? To spać. Jutro, a właściwie dzisiaj muszę wstać bardzo wcześnie więc będziesz musiała szybko wrócić do domu. - powiedziałem wciąż udając złego. 

-Odwieziesz mnie? - tylko nie to. Jeff, zachowuj się normalnie. 

-Miałem lekką kolizję i auto jest u mechanika więc niestety nie. Poza tym, dlaczego miałbym cię odwozić? - uniosłem pytająco brew. 

Don't break my heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz