-Millie! Zaczekaj! - jestem pewien, że zgubiłbym ją gdyby nie wyróżniała się z tłumu trochę wyższym wzrostem niż ta banda dzieciaków. Co ją dziś ugryzło. Od rana zachowywała się strasznie dziwnie. Normalny dzień, jak każdy inny. I właśnie wtedy mnie oświeciło. Zatrzymałem się między grupką bachorów i sprawdziłem datę wyjmując telefon z tylnej kieszeni spodni.
-Moje urodziny. - powiedziałem pod nosem. Skąd ona o tym wiedziała? Pojęcia nie mam.
-Przestań się tak ociągać. Nie mamy całego dnia! - usłyszałem krzyk. Rozejrzałem się bo Millie już nie było w tym miejscu co wcześniej. Stała prawie na drugim końcu długiej kolejki mniejszej młodzieży. Pomachała mi a ja podbiegłem w jej stronę.
-To naprawdę z okaz... - nie zdążyłem dokończyć a nie wiem w jaki sposób znalazłem się na siedzeniu największej karuzeli w całym wesołym miasteczku. To zdecydowanie nie moje klimaty ale gdy już zszedłem cieszyłem się, że tam wszedłem.
-Chyba chciałeś coś powiedzieć przed wejściem. - stwierdziła brunetka zatrzymując się w kolejce po watę cukrową.
-Już nie pamiętam. - skłamałem. Pomyślałem, że to wszystko może być formą jakiejś niespodzianki więc postanowiłem nie psuć jej zabawy. Brunetka posłała mi zdziwione spojrzenie ale nie dopytywała.
Gdy już najedliśmy się watą, goframi i lodami Millie zaczęła kierować się w stronę kolejki górskiej na co ja od razu się nie zgodziłem.
-Nie ma mowy. Nie namówisz mnie na to. - stanąłem w miejscu i nie zrobiłem ani jednego kroku więcej.
-Jeff, nie przesadzaj. - roześmiała sie Millie na co od razu posłałem jej mordercze spojrzenie. - No dobrze, już dobrze. - zmieniła kierunek spaceru. - Ale to jeszcze nie koniec atrakcji na dzisiaj. - dodała na co zmarszczyłem brwi.
Wracaliśmy tą strasznie dłuuuuugą drogą z powrotem do domu. Znów wlokłem się za dziewczyną niczym jakiś wrak człowieka i wciąż marudziłem, że mi nogi poodpadają.
-Mogę wejść do domu? - spytałem gdy doszliśmy w końcu do bloków przy mojej ulicy.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę po czym stanowczo zaprzeczyła.
-To absolutnie niewykonalne. - odparła i skierowała się w przeciwną stronę klatek schodowych.
-Dlaczego?- zmarszczyłem brwi i niechętnie udałem się w ślady brunetki. Zacząłem grzebać w kieszeniach spodni. Sam nie wiem dlaczego. -Chyba zgubiłem klucze. - dodałem zatrzymując się.
-Nie wierzę. Jak z dzieckiem. - Millie przewróciła oczami. -Gdzie mogłyby ci wypaść? - dodała krzyżując ramiona i podeszła bliżej.
-Zastanówmy się...- udałem zamyślonego. - Może w wesołym miasteczku? Może po drodze przez pół miasta w te i z powrotem? - dodałem wkurzonym tonem.
Ah tak?! - brunetka chyba się zdenerwowała. -To ja staram się zapewnić ci jakąś rozrywkę bo masz urodziny, próbuję sprawić żeby twoje życie było chociaż odrobinę ciekawsze a ty odpłacasz mi się pretensjami za to, że jesteś nieodpowiedzialny i nieuważny?!- wykrzyczała po czym odwróciła się i poszła.
Po prostu nie wierzę. Wyciąga mnie z domu do WESOŁEGO MIASTECZKA. Dorosłego faceta zabiera do miejsca dla bachorów po czym drze się na mnie, że zgubiłem klucze od mieszkania.
Udałem się w stronę domu. Może istnieje szansa, że zostawiłem go otwartego. Wątpię w to, że ktoś chciałby mnie okraść. Gdyby jakiś złodziej przyszedłby szukać pieniędzy, szukałbym razem z nim.
Usiadłem na schodach przed drzwiami do mieszkania sąsiadów i zacząłem zastanawiać sie o co tak naprawdę pokłóciłem się z Millie. Zwykła pierdoła. Wziąłem głęboki wdech i przez głowę przeszła mi myśl dotycząca wywarzenia wejścia. W końcu ojcu się to udało. Przemyślałem swój debilny pomysł i doszedłem do wniosku, że wciąż nie mam samochodu, a okłamałem Millie, że stoi u mechanika.
Nie mam pojęcia ile tak siedziałem ale po jakimś czasie usłyszłem z dołu otwieranie i zamykanie drzwi, przez któe wchodzi się do bloku a po minusie pisk windy zatrzymującej się na moim piętrze.
-Wszędzie cię szukałam. - Millie usiadła obok mnie więc humor odrobinę mi się poprawił. Wspominałem już, że się zabujałem? To naprawdę straszne. Nie chcę niczego do niej czuć i znając mnie będę musiał to spieprzyć.
-Prędzej wymienię zamki niż znajdę te klucze. - zaśmiałem się lekko i spojrzałem na dziewczynę.
-Co jeśli powiem ci, że nie będziesz musiał bo to ja je mam? - brunetka była lekko zestresowana. Prawdopodobnie moją reakcją.
-Słucham?! - podniosłem głos i rzuciłem jej mordercze spojrzenie.
Dziewczyna wyjęła z kieszeni komplet kluczy z moim breloczkiem.
-Zaraz zobaczysz, tylko proszę, nie krzycz na mnie. - Millie zrobiła minę zbitego psa i omijając wkurzonego mnie podeszła i odkluczyła zamek. Popchnęła drzwi i zapaliła światło.
-WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!! - usłyszałem głośny krzyk.
-Sarlett? Alex? Oscar? Aiden? - byłem nieźle zszokowany. - Ale jak udało ci się ich tu ściągnąć tak żeby wszystkim pasowało? - spojrzałem na Millie. Nigdy jeszcze nie udało mi się zgrać w czasie więcej niż dwóch osób. Pomijając wielkie imprezy. Brunetka wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko.
***
Po pierwsze, nic z wczoraj nie pamiętam. Po drugie, zliczyłem całą kasę jaką dostałem i jestem do przodu o pięć tysiaków. Po trzecie, na koncie mam dwadzieścia koła co oznacza, że gdy wydam wszystkie oszczędności, będę miał samochód. Po czwarte, dlaczego Millie śpi obok mnie?!
Zerwałem się na równe nogi starając przypomnieć sobie czy do czegoś doszło. Nie ogarnąłbym jeśli mój pierwszy raz z Millie odbył się po pijaku a ja niczego bym nie pamiętał.
-Hej, obudź się! - zacząłem szturchać brunetkę.
-Co? - dziewczyna odparła zaspanym głosem.
-To ja się pytam co, a dokładniej co ty robisz w moim łóżku? - chyba zdała sobie sprawę, że nic nie pamiętam.
-Jeff, kretynie. Zchlałeś się wczoraj w trzy dupy i Oscar poprosił żebym z tobą została bo się martwił. - powiedziała i przewróciła się na drugi bok zasypiając znowu.
Złapałem się za głowę, odetchnąłem i poczułem ogromny ból spowodowany kacem. W salonie stało pełno butelek po piwie, wódce i kilka niedopitych win. Udałem się do kuchni po tabletki przeciwóblowe i zastałem tam małą paczuszkę opakowaną w kartonik owinięty czerwoną wstążką. Zdziwiłem się bo wszystkie prezenty zostały rozdane wczoraj. Po otworzeniu ujrzałem kluczyk od wymarzonego samochodu i karteczkę z napisem "kocham cię synu". Nie wiem jak, nie wiem kiedy ale nie będę się sprzeciwiał.Następny rozdział w sobotę
CZYTASZ
Don't break my heart
Romance-Proszę nie rób tego. - powiedziałem łamiącym się głosem. -Dlaczego nie? Ktoś musi jej to w końcu powiedzieć. - wzruszył ramionami i skierował się w stronę pokoju dziewczyny. -To złamie jej serce... - szepnąłem, ale przyjaciel zlekceważył moje słowa...