Życie miało płynąć dalej. Zmuszałem się aby nie podchodzić do Millie na korytarzach i gdy ona próbowała cokolwiek do mnie mówić, zlewałem ją. Może to głupie ale znam siebie na tyle, że dobrze wiem do czego doprowadziłaby ta relacja. Nie chcialem jej skrzywdzić. Rządziło mną coś innego niż dotychczas i obawiałem się, że mogła to być miłość. Bałem się o nią ale starałem się nawet nie patrzeć w jej stronę. Nie chciałem mieć z nią nic wspólnego chociaż doskonale wiedziałem, że skoczyłbym za nią w ogień. To uczucie było okropne i nie dawało mi spokoju.
Wciąż zastanawiałem się co aktualnie robi, o czym myśli, czy za mną tęskni, czy kogoś pokochała. Nie czułem tej obojętności tak jak w relacjach z każdą inną dziewczyną. Millie była wyjątkowa. Wiedziałem tylko to, że nie mogę pozwolić sobie zakochać się w kimkolwiek.
Minęło pół tygodnia od dnia, w którym rozmawiałem z brunetką po raz ostatni. Siedziałem w domu "zapijając smutki". Nie miałem ochoty na żadne towarzystwo więc totalnie zlałem uporczywe pukanie w drzwi. Z myślą, że osoba, która za nimi stoi w końcu się znudzi i wróci do domu, przeszedłem z kuchni do salonu i położyłem się na sofie. Dzwonienie i walenie wciąż nie ustawało. Po jakimś czasie usłyszałem wolanie.
-Jeff, wiem, że tam jesteś! Otwórz, proszę! - to była ona. Obiecałem sobie, że będę trzymać się od niej z daleka ale jej o tym nie powiedziałem. Może myślała, że się obraziłem. Nie chciałem otwierać ale przez alkohol każdy najcichszy dźwięk odbijał mi się echem w głowie. Nie mogąc znieść hałasu dobiegającego z korytarza wstałem.
-Słucham? - musiałem być ostro narąbany bo dziewczyna od razu zauważyła obecność procentów w moim organizmie.
-Mogę wejść? - spytała Millie a ja zaprosiłem ją do środka proponując wódkę, wino albo piwo.
Usiadła na kanapie przed telewizorem.-Nie chcę pić, chcę porozmawiać ale widzę, że średnio się nadajesz. - spojrzała na mnie z politowaniem. - Kontaktujesz jeszcze? Ile wypiłeś? - rzuciłem jej zdziwione spojrzenie i wskazałem na ławę stojącą tuż obok sofy. Na twarz Millie wpełzł strach? Zmartwienie? Sam nie wiem. -Człowieku! Opróżniłeś trzy litry wódki?! Czy ty się dobrze czujesz?! - zaczęła na mnie krzyczeć.
-No tak średnio dobrze. Boli mnie brzuch i serce. - wymamrotałem pod nosem. Nie mam pojęcia czy to usłyszała czy nie.
-Idź do łazienki i natychmiast pozbądź się tego z siebie! - wrzasnęła na co w podskokach wykonałem zadanie. Przeczyściło mnie ostro. Czułem jakbym rozerwał całe gardło. Wypłukałem usta a gdy wróciłem do pokoju dziewczyny nie było.
-Millie? - krzyknąłem na co głos odezwał się w kuchni. Dziewczyna zrobiła mi kolację i ciepłą herbatkę. Wciąż zastanawia mnie jakim cudem pamiętam to wszystko co działo się tego wieczoru. Wziąłem łyk napoju po czym z trudem go połknąłem starając się nie okazywać koszmarnego bólu po zwymiotowaniu całej wątroby. Chwilę potem mój spóźniony zapłon zorientował się, że herbata była gorąca więc dopiero po momencie poczułem oparzenie języka.
-Wcinaj kanapki. - dziewczyna uśmiechnęła się i podsunęła talerz bliżej mnie na co się skrzywiłem.
-Muszę? - czułem się jak dziecko proszące mamę aby mogło zjeść mięsko a ziemniaczki zostawić.
-Gardzisz moją kolacją? - złapała się pod boki i spojrzała na mnie morderczo - smutnym wzrokiem o ile w ogóle taki istnieje. Coś w stylu "starałam się, zjedz proszę" pomieszane z "JA CIĘ NIE PROSZĘ. NIE MASZ INNEGO WYBORU WIĘC JEDZ BO ZACZNIEMY ROZMAWIAĆ INACZEJ".
Mniej więcej.
-Nie mamusiu, już jem. - uśmiechnąłem się półgębkiem i niechętnie wziąłem kawałek chleba do ręki po czym ugryzłem jak najmniejszy kęs. Millie patrząc na moją minę próbowała powstrzymać się od śmiechu ale wiedziałem, że nie mam co liczyć na ułaskawienie. - O czym chciałaś porozmawiać? - dodałem po chwili. Widocznie uznała, że już nadaję się do wszelkich negocjacji i zaczęła mówić.
CZYTASZ
Don't break my heart
Romance-Proszę nie rób tego. - powiedziałem łamiącym się głosem. -Dlaczego nie? Ktoś musi jej to w końcu powiedzieć. - wzruszył ramionami i skierował się w stronę pokoju dziewczyny. -To złamie jej serce... - szepnąłem, ale przyjaciel zlekceważył moje słowa...