01.

2.4K 230 122
                                    

#kmlwatt

PRZED

F

Nie powinno mnie tu być.

Na pokładzie zajebiście drogiego jachtu mojego ojca. W towarzystwie jego znajomych, skromnie zwanych śmietanką towarzyską tego zasranego miasta. Pani prokurator? Obecna. Najlepszy chirurg w okolicy? Obecny. Szeryf? Obecny. Pani burmistrz? Obecna. Nowy wspólnik wraz z rodziną? Obecni. Roderick Franco jako wodzirej tej nudnej imprezy? Obecny.

I jestem jeszcze ja.

Flynn Franco, który wolałby być nieobecny – w każdym tego słowa znaczeniu. Nie ukrywając znudzenia rozmową o planach na rozwój miasta, popijam już trzeci kieliszek szampana. Oczywiście pod naciskiem ostrego spojrzenia ojca, który w ten sposób karci mnie bez słów. Wiem, co sobie myśli – nie wypada, bym upił się wśród elity, nie wypada, bym w ogóle pił.  Ale czy się tym przejmuję? Absolutnie nie. Do czasu. Unoszę naczynie i z uśmiechem opróżniam całą zawartość.

— Flynn?

Odrywam wzrok od napoju, a potem zerkam ulotnie na butelkę szampana. Aż dziw mnie bierze, że kosztował ponad dwieście dolców, skoro smakuje jak szczyny. Potem ze zdegustowaną miną, bo na języku wciąż czuję dziwny posmak, spoglądam na mężczyznę, który siedzi przy moim ojcu – to nowy przydupas Rodericka, potrzebny tylko po to, by zaprojektować mu nowe biuro. Potem pójdzie w odstawkę. Tak jak każdy, z kogo nie można czerpać już korzyści. Ramieniem obejmuje żonę. Kolejne miejsce zajmuje jego córka. I natrętnie mi się przygląda wielkimi, brązowymi ślepiami.

— Jak w Europie? — zagaja dalej mężczyzna, choć nie przejawiam żadnych oznak tego, że chciałbym z nim dyskutować na jakikolwiek temat. Nie pamiętam nawet, jak się nazywa.

— Wyśmienicie — mruczę zbywająco, okręcając w dłoni kieliszek.

Jeśli jest się synem Rodericka Franco, to ściemnianie wchodzi w krew. Dlatego nawet nie drga mi powieka. Co innego miałbym powiedzieć? Że nie wiem? Bo ojciec wcisnął wszystkim bajeczkę, że ostatnie trzy miesiące spędziłem na zwiedzaniu Europy, chociaż wcale nie opuściłem kraju? Z ojcem woleliśmy schodzić sobie z drogi, dlatego kiedy on podróżował sam, ja cieszyłem się spokojem.

Na szczęście ktoś z obsługi czyta mi w myślach i prędko serwuje dolewkę szampana.

—Widziałeś Koloseum? Albo Wieżę Eiffla? Może masz jakieś fotki? — dodaje od siebie młoda dziewczyna i uśmiecha się niewinnie, ale przy tym znacznie pewniej niż wcześniej. Kręcę głową. Jedyne zdjęcia, jakie można znaleźć na moim telefonie to screeny czegoś, o czym dawno zapomniałem. — Och, rozumiem. Pewnie nawet nie miałeś czasu ich robić.

Nie, myślę. Ja po prostu nie miałem przy sobie telefonu przez ostatnie trzy miesiące. Byłem odcięty od świata, bo informacje z zewnątrz podobno mogły zaburzyć leczenie. Próbowałem w to wierzyć. Nie chciałem zaczynać od zera, choć powrót do domu wcale nie był moim marzeniem. Już lepiej byłoby zgnić.

—Mhm —mruczę. Nie mam ochoty na tę rozmowę.

Dziewczyna pochyla się, opiera brodę na dłoni i rozmarzona wpatruje się we mnie tak, jakbym miał opowiedzieć jej ciekawą historię, na podstawie której można byłoby nakręcić niezły film. Czując się przez to trochę nieswojo, drapię się po wytatuowanej ręce, co nie umyka uwadze Rodericka. Nie komentuje tego, ale wiem, że nie cieszy go fakt, że jego jedyny syn, który powinien się dobrze prezentować, ma na sobie tak dużo tuszu.

Ale tatuaże to jedyny sposób na radzenie sobie z moim życiem. Zastępuje ból psychiczny, bólem fizycznym. Dlatego w przeciągu ostatniego roku zrobiłem ich tak dużo, że na obu rękach prawie nie widać skóry. Nadrabiam zaległości. Ojciec oczywiście tego nie popiera, uważa, że wyglądam jak żywy brudnopis, co nie zgadza się z jego wizją schludnego chłopaka.

Koszmar minionego lataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz