04.

1.2K 169 56
                                    

R

Od niecałej godziny trzymam przed sobą pustą kartkę.

W końcu się poddaję.

Nie jestem w stanie nic narysować, chociaż woda na tle zachodzącego słońca i napływające zewsząd statki wyglądają przepięknie. Jak z bajkowego krajobrazu, którego nie potrafię idealnie odwzorować. Zirytowana chowam rysownik i ołówek do torby. Wstaję z piasku, otrzepując tył spódniczki z niewielkich ziarenek. Odwracam się i... nie wierzę własnym oczom, bo Riley, ta skromna dziewczyna, która sobotnie wieczory spędza ze mną na oglądaniu serialów, bawi się w najlepsze w towarzystwie mojego pajacującego brata i paru innych chłopaków, których ledwo kojarzę z widzenia.

Nie wiem, co zrobić – udać, że tego nie widzę, czy zainterweniować, bo na plażę przyszłyśmy przecież razem. Powtarzam sobie w duchu, że jeśli nie chcę komplikować naszej relacji, powinnam dać Riley trochę swobody, nie narzucać swoich racji i do niczego jej nie przymuszać. To przecież jej życie – jest dorosła, potrafi podejmować odpowiedzialne decyzje. A przynajmniej tak było.

Mimo wszystko bojąc się, że popełni nieodwracalny błąd, którego będzie żałować, decyduję się jednak o nią zahaczyć i tym samym się pożegnać. Widząc w okolicy chłopaka w czapce z daszkiem, domyślam się, co było tak ważne, by ją zatrzymać. Zauważa mnie tylko Ford. Riley jest zbyt zaabsorbowana nowym towarzystwem, by zwrócić uwagę na cokolwiek innego. Macham do brata. Postanawiam, że nie będę się wtrącać. I tak nie mam na to czasu. Spóźnię się.

Ostatecznie zmierzam do wyjścia z plaży.

— River!

Ktoś nawołuje mnie z boku. Nie sposób zignorować ten zachrypły głos. Zaskoczona odruchowo odwracam głowę. Widok osoby, która pędzi w moją stronę, wcale nie napawa mnie entuzjazmem. Nienaturalnie przyśpieszam, przebierając nogami jak zwinny pajączek po ścianie, byle tylko zwiać jak najdalej. Nie potrzebuję z nim rozmawiać, jeśli to nie jest konieczne.

Czego w ogóle mógłby ode mnie chcieć?

— Hej, River!

O, rany. Mogę go zignorować?

Chciałabym. Ale to okazuje się nierealne, kiedy ledwie wyhamowuje na piasku i prawie na mnie wpada. Na szczęście udaje mi się stąpnąć w bok i uniknąć niepotrzebnego zbliżenia. Zadzieram głowę w samą porę, by nadziać się na jego zamroczony, mętny ja dno jeziora wzrok.

— Zgubiłeś coś? — pytam szorstko, by od razu pokazać mu swoje nastawienie. Jest już tak blisko, że moja dalsza ucieczka traci sens. Nie zwieje mu, bo mam krótsze nogi, więc dwa moje kroki, to jego jeden. Zwalniam, a on dotrzymuje mi tempa, choć idzie tyłem do kierunku, w którym zmierzam.

Flynn natychmiast potrząsa głową.

— Ale ty chyba tak.

Nie wspomina dokładnie, co ma na myśli, ale jego wzrok wędruje w kierunku Riley i wszystko staje się jasne. Odwracam głowę, bo ciężko mi znieść niemal mordercze spojrzenie, jakim z daleka raczy mnie przyjaciółka. Z pewnością jej uwadze nie umknął fakt, że Flynn coś do mnie mówi. A przecież tego nie chcę! Mimo to zaczynam czuć się... winna. Jakbym zrobiła coś złego. Jakby przyłapała mnie na kradzieży ostatniego ciastka z opakowania, którym miałyśmy się podzielić.

— Może chcesz ją z powrotem? — proponuje, a potem nachyla się tak, że jego chłodne spojrzenie srebrno-niebieskich oczu wyłania się spod czapki. Popełnia największy błąd. Uśmiecha się do mnie, trochę leniwie, choć odnoszę wrażenie, że ten uśmiech sprawia mu ból. — Jest trochę męcząca. I lekko wstawiona.

Koszmar minionego lataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz