10.

895 107 24
                                    

F

W moim życiu zazwyczaj nie ma miejsca na porażki, nie ma miejsca na potknięcia. Tego wymaga ode mnie ojciec. Dlatego każda pomyłka zatruwa mi organizm jak najgorsza choroba. Trawi organy, nadgryza nerwy, zasnuwa umysł. Wszystko to jest spowodowane tym, że gdzieś w głowie cały czas pojawia się głos Rodericka, który mnie krytykuje – bez względu na to, czy zachowam się dobrze, czy źle. Według niego wszystko robię nie tak.

Może właśnie dlatego od kilkunastu minut nerwowo krążę po trawniku. Muszę naprawić popełnione błędy, bo czasu niestety nie da się cofnąć, a nawet jeśli to byłoby możliwe... pewnie zachowałbym się tak samo. W moim umyśle panuje chaos. Nie potrafię pozbierać myśli, bo rozrzuciły się w takich miejscach, do których nie mogę dotrzeć.

Wreszcie pukam do drzwi, czekam paręnaście sekund i już mam odejść, do końca życia zmagając się z wyrzutami sumienia, jednak słyszę, jak ktoś przekręca zamek. Zamieram w bezruchu, jakby nogi utknęły w tafli lodu. Ze stresu chcę uciekać, ale za każdym razem, kiedy próbuję zwiać, potykam się o własne słabości.

Sekundy podczas których obserwuję, jak drzwi się otwierają, zamieniają się w wieczność. Pragnę mieć to za sobą, a odnoszę wrażenie, że ktoś zatrzymał czas za pomocą magicznego pilota, by trochę mnie pomęczyć.

Wreszcie mogę ją zobaczyć – najbardziej bezbronną istotę, jaką znam. Tak bladą, że prawie przezroczystą. Włosy w kolorze gorzkiej czekolady stanowią jakiegoś rodzaju osłonę, chociaż doskonale widzę jej zaczerwienione oczy z sińcami w kształcie półksiężyca i opuchnięte policzki. W ten sposób się kryje. Musiała płakać. Przeze mnie? Łudzę się, że nie. Kiedy ona dostrzega mnie w progu, momentalnie próbuje zamknąć drzwi, jednak szybko zatrzymuję je ręką.

— Riley, poczekaj — proszę. — Porozmawiamy?

Krzywię się na sam dźwięk tego słowa, bo kojarzy mi się tylko z ojcem. Nie jestem dobry ani w przepraszaniu, ani w słowach. Najchętniej w ogóle bym tutaj nie przychodził, ale po prostu czuję, że powinienem to zrobić. Dla Riley. Ale również po to, by River zobaczyła, że potrafię być dobrym człowiekiem. Kiedy nie piję i nie ćpam, bo wtedy całkowicie nad sobą nie panuję.

Kiwa głową, przez co oddycham z ulgą.

— Chciałem cię... przeprosić — mówię pewniejszym głosem. Dłonie chowam w kieszeniach spodni i bujam się na piętach. Nie wierzę, że to robię.— Chujowo wyszło. Ja zachowałem się... chujowo. Nie powinienem cię na to narażać. Pewnie liczyłaś, że będę cię bronił, a ja tak po prostu cię zostawiłem...

Czy chcę mówić jej więcej niż to konieczne?

— W porządku. — Uśmiecha się ciepło, a ja czuję, jak ogromny głaz spada z mojego serca i rozwala się na kawałki. Naprawdę nie chciałem jej świadomie zranić. — Nie gniewam się.

Wypuszczam z ulgą powietrze przez usta. Odwzajemniam uśmiech. Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu mi odpuściła. Czym sobie na to zasłużyłem? Zastanawiam się, czy lubi mnie tak bardzo, aby od razu mi wybaczyć? Czy w ogóle ktoś może lubić mnie w ten sposób? Ktoś poza Fordem?

— Jak się czujesz? — pytam z czystej grzeczności, chociaż mam ochotę stąd uciekać. Nadal nie wiem, co tu jeszcze robię. Czuję się niekomfortowo w jej towarzystwie, z myślą, że żywi do mnie pozytywne uczucia. Przywykłem do tego, że Ford jest jedyną prawdziwą osobą w moim życiu, która mnie znosi. Inni przychodzą i odchodzą, kiedy tylko im się podoba.

— Dobrze — mówi, opierając się o futrynę. — Chociaż trochę boli mnie głowa.

Wykrzywiam twarz.

Koszmar minionego lataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz