Leżąc na długim narożniku w kształcie litery L, obitym miękką, czarną jak heban skórą, tępo patrzyłem na ścianę przed sobą, która była pokryta szarą farbą. Wisiały na niej dyplomy oraz rodzinne zdjęcia. Na jednym z dyplomów widniało pogrubionym drukiem, zajęcie pierwszego miejsca w konkursie na najlepszego gitarzystę. Był to dyplom sprzed 10 lat, co dało się odczytać po dacie widniejącej w lewym, górnym rogu kartki. Obok wisiało zdjęcie rodziny. Było widać na niej wysokiego, postawnego mężczyznę z grobową miną o czarnych włosach, który jedną dłoń miał opartą o ramię chłopca przed nim. Po prawej stronie mężczyzny stała kobieta o czerwonych, falowanych włosach z szerokim, radosnym uśmiechem na twarzy. Ona również trzymała dłoń na drugim ramieniu chłopca. Miał może z osiem lat na tym zdjęciu i nie wyglądał na zadowolonego. Na jego twarzy widniał grymas lub zirytowanie. Miał czarną czuprynę jak mężczyzna za nim i można śmiało stwierdzić, że mieli podobne rysy twarzy. To był Kastiel ze swoimi rodzicami, którzy odegrali małą rolę w jego życiu. Od kiedy pamiętał, często zostawał sam, skazany na własną łaskę. Jego ojciec był pilotem, a jego matka stewardessą i w domu pojawiali się od święta. To było oczywiste przy takim zawodzie, ale nie mógł pojąć czemu w takim razie go nie zmienią. Dlaczego rówieśnicy w szkole ciągle widywani są ze swoini rodzicami, czemu jako jedyny jest zawsze sam. Pamiętał jak babcia prosiła rodziców, aby jedno z nich zostało w domu i zaopiekowało się chłopcem, że potrzebuje rodziców a jeśli to jest zbyt ciężkie, to chociaż jednego z nich. Jak matka z walizką za sobą, kucała przed nim i prosiła żeby był grzeczny. Nienawidził tych momentów kiedy wyciągała rączkę, aby pociągnąć za sobą walizkę i zniknąć za drzwiami. Natomiast kiedy wracała na parę dni, nie potrafił się przekonać do jej obecności. Im dłużej zostawał sam i im starszy był, czuł że to dla niego obcy ludzie. Z ojcem nigdy nie miał dobrego kontaktu. Zawsze mu powtarzał o dyscyplinie, nauce i determinacji, twierdził że gra na gitarze to marnowanie czasu na pierdołę. Tylko mama w pewien sposób mu kibicowała, choć po jakimś czasie nie zależało mu na tym. Robił to dla siebie, przede wszystkim i miał gdzieś opinie innych. Jako nastolatek przestał ich potrzebować a pustkę w sercu małego chłopca, wypełniła muzyka i gitara.
- Tylko ja, muzyka i gitara...
Przymknąłem oczy i zacisnąłem szczęki, na powrót wspomnień, które od dawna chciałem wymazać z pamięci. Nigdy nie byłem typem beksy, czy pesymisty ale wspomnienia z dzieciństwa ciążyły na mnie jak potrzeba ugaszenia pragnienia, kiedy nie pijesz parę dni. Nie winiłem się za obrót spraw czy relacji z rodzicami. Byłem do tego przyzwyczajony od najmłodszych lat, dzięki temu potrafiłem być samowystarczalny i nauczyłem się nie polegać na nikim innym. Ani się nie przywiązywać.
Usłyszałem stukot pazurów o panele położone na podłodze, a po chwili dotyk zimnego, mokrego nosa po uchu. To był Demon, mój pies. Był moim najlepszym i jedynym przyjacielem od lat. Oczywiście dopóki nie poznałem Lysandra, z którym po jakimś czasie założyliśmy szkolny zespół. Mimo że mieliśmy totalnie odmienne charaktery to rozumieliśmy się bez słów. Wiedział aby nie naciskać jeśli miałem gorszy dzień i rzucałem wszystkim o ścianę, klnąc pod nosem. I za to byłem mu wdzięczny, że po prostu był kiedy go potrzebowałem. Nie była to przyjaźń jak u dziewczyn. My nie podawaliśmy sobie nawzajem chusteczek kiedy jakaś laska dała nam kosza, ani nie jedliśmy lodów oglądając smutne, miłosne bzdety. My po prostu się wspieraliśmy, jak kompan kompana, jak kamraci.
Uchyliłem jedno oko i wyciągając rękę spod głowy, potarmosiłem psa po łbie. Wiedział, że dziś jest jeden z gorszych dni kiedy jestem sam. Ale kto nie miewa gorszych dni? Grunt to podnieść tyłek i iść do przodu. Jak zwykle zachęciłem go do zabawy i już po chwili przewracaliśmy i siłowaliśmy się na narożniku. Od kiedy dostałem Demona, moje dzieciństwo się zmieniło. Już nie czułem się samotny. Pies wynagradzał mi brak obecności rodziców i w taki sposób stał się pierwszą osobą, a raczej po prostu kimś na kim mi zależało. Po paru minutach zabawy, zwinnie przeskoczył przez mebel i stanął pod drzwiami, donośnie szczekając. Dopiero po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie ruszając się chociaż kawałek z narożnika, krzyknąłem aby wejść i sięgnąłem po pilota od telewizora, który leżał na szklanym stole obok. Na ekranie pojawił się jakiś kanał z muzyką, na którym aktualnie leciał wywiad z jakimś zespołem. Zza drzwi wyłoniła się srebrna czupryna, która już od wejścia przekupywała owczarka, psim przysmakiem.
CZYTASZ
Razem| Kastiel
Storie d'amoreChloe został rok do końca liceum. Po wielu przeciwnościach losu tworzy parę z Kastielem-największym dupkiem w liceum i największą miłością jej życia. Czy ich związek przetrwa? Co stanie im jeszcze na drodze? A może ich dalsze życie będzie usłane ró...