A teraz... — Wyszeptałem, odrywając się od jego ust i patrząc na przerażenie w oczach, bo moc mi wróciła i to ze zdwojoną siłą.
Zabij.
— Urwę ci łeb i spale go razem z tym domem.
Zabij go Jimin...
— C-czym ty jesteś...?
Zignorowałem go, coraz to mocniej zaciskając dłonie. Nie mogłem przestać, pragnienie zabicia go było tak mocne.
— Demonem. — Usłyszałem za sobą, więc lekko rozkojarzony puściłem Namjoona na ziemie, a ten pogładził się po popękanej skórze na szyi.
Było blisko.
— Hoseok. Jung Hoseok. — Warknąłem. — Nie mogłeś się spalić razem z domem Jungkooka?
— Ciebie też miło widzieć, a wracając do twojego pytania. Nie łatwo było się pozbierać po tej akcji. Straciliśmy przez ciebie dużo pieniędzy.
— Wiesz to jednak nie było zbyt mądre. Bomba w domu? Pogratulować mózgu. Wiadome było jak to się wszystko skończy.
— Co się stało to się nie odstanie, ale porozmawiajmy o aktualnym stanie rzeczy. Jak mniemam nie wiedziałeś, że jesteś demonem?
— Co? Brałeś coś? Jestem człowiekiem.
— Nie, nie jesteś. Nie widziałeś się w lustrze dziś?
— Co? — Hoseok rzucił mi telefon z włączonym aparatem. Gdy spojrzałem na swoje odbicie telefon wypadł mi z dłoni.
Miałem rogi...
MIAŁEM JEBANE ROGI.
Dotknąłem ich dłonią.
Nie były duże... Wielkości połowy mojego kciuka, ale były tam.
Czym ja do cholery jestem? Demonem?
— Nie dziwne, że wszyscy tak do ciebie lgnęli Jimin. Demony to bogowie uwodzenia samym wzrokiem, a jak jeszcze nie wiedzą czym są to jest w ogóle broń w rękach seryjnego mordercy. — Spojrzałem na niego z ukosa. — Już wiemy jak to się stało, że Jungkook się zakochał... — W mgnieniu oka pojawiłem przy Namjoonie i złapałem go za kołnierz od koszulki podnosząc go w górę.
— Powtórz. — Wysyczałem.
— Jungkook nie kocha cie ze względu na twoją osobę, po prostu jego instynkty muszą cię uwielbiać, a to, że mógł pić twoją krew nakręciło cały system. — Uderzyłem plecami Namjoona wpierw o szafkę, a potem o ścianę.
— Kłamiesz! — To nie może być prawda...
Zabij.
Moje dłonie znów odnalazły szyję Namjoona.
Jego skóra kruszyła się pod moimi dłońmi.
— Mam dla ciebie prezent Jiminie. — Nie zwracałem uwagi na Hoseoka. — Możesz wejść Jeon.
— Co? — Do pokoju luźnym krokiem wszedł Jungkook, wyglądało to co najmniej jak by wchodził do kuchni po sok, a nie oglądać jak jego chłopak próbuje oderwać głowę jego ojcu. — Co? — Powtórzyłem już mniej pewnie.
Chłopak patrzył na mnie z bólem w oczach.
— Dlaczego nie chcesz dać sobie pomóc? — Zapytał łamiącym się głosem. — Dlaczego chcesz robić wszystko sam?!
Hoseok wyszedł z pomieszczenia, zostawiając naszą trójkę bez opieki.
— J-Jungkook...
— Nie! Przestań! Co ty sobie myślałeś idioto?! Że sobie tu poradzisz?! Z nim?! — Wskazał na Namjoona.
CZYTASZ
You won't run away || Jikook / Kookmin || ZAKOŃCZONE ||
FanfictionZ cyklu "Jesteś uzależniona od Jikook" *gdy zmieniasz wszystko jedną niekoniecznie złą decyzją* Jedna (niekoniecznie) zła decyzja to za dużo powiedziane. Było ich wiele, ale z każdą utwierdzałem się w przekonaniu, że gorzej już nie będzie, ale co je...