25

452 26 3
                                    

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Spojrzałem w tamtą stronę. Zobaczyłem
dziewczynę w krótkich zielonych (neonowych) włosach.

Ahn Hye-jin wraca do gry!

— Hwasa!

— Jungkook! Chodź tu! — Podeszła do niego i uderzyła go w tył głowy. — Oszalałe...?! — Zatrzymała się w połowie słowa. Jak by coś poczuła. Odwróciła się gwałtownie w moją stronę.

Jej zachowanie zupełnie się zmieniło. Podeszła do mnie i ze śmiertelnie poważną miną obejrzała mnie dookoła.

— Jimin, tak? — Pokiwałem tylko głową. — Cześć jestem Hye-jin, ale wole jak mówią Hwasa. — Podała mi dłoń, a ja ze zdziwienia złapałem ją dopiero po kilku sekundach.

— M-miło poznać. — Nie wiem czemu, ale aura tej kobiety wręcz wbijała mnie w ziemie. Miałem problem z wypowiedzeniem słów.

Hye-jin na pewno nie jest człowiekiem.

Staliśmy tak dobre kilka minut, mierząc się wzrokiem.

Nie łatwo było wytrzymać jej, wręcz palący, wzrok. Czułem jak przeszywa mnie i całem moje ciało.

Czułem się jak ofiara stojąca naprzeciwko swojego oprawcy, czekającej aż zrobi malutki krok, jak zmniejszy odległość, a ona będzie uciekać, biec najszybciej jak potrafi, ale i tak nie ucieknie.

Nie poddałem się jej oczom. Nagle zbliżyła się, łapiąc mnie gwałtownie za kark, tym samym przyciągając do siebie.

— Wiesz kim jesteś? — Zapytała szeptem wręcz do mojego ucha.

— Zależy o którego mnie pytasz. — Położyłem dłonie na jej ramionach, również szepcząc.

— Co? — Zapytała zdezorientowana.

— Zapytałaś kim jestem, tak? A więc sprecyzuj pytanie, do której części mnie zamierzasz mówić. Do demona czy do człowieka? — Sam byłem zdziwiony tym, że takie słowa w ogóle opuściły moje usta. — No dalej kochana... Zabrakło ci języka? — Wyśmiałem ją, a moje słowa wręcz ociekały jadem.

— P-przepraszam. — Tyle zdołała wydusić i wręcz uciekła ode mnie. Złapała Jungkooka za ramie i wyszarpała go za drzwi, na zewnątrz.

Gapiłem się na drzwi zdezorientowany.

Dlaczego przeprosiła?

Jin hyung spojrzał na mnie lekko podenerwowany. Chyba ta sytuacja wyprowadziła go z równowagi.

Szybkim krokiem podszedł do mnie, łapiąc mnie pod ramie.

— Chodź. — Pociągnął mnie do innego pokoju, a w salonie został tylko zdezorientowany Taehyung z Yoongim.

Przycisnął mnie do ściany.

— Jak to zrobiłeś? Czym ty jesteś?! — Ryknął, a ja się wystraszyłem.

— C-co...? — Zdołałem wydukać. Poczułem jak brakuje mi tlenu w płucach.

Naprawdę się go bałem, to nie był ten sam człowiek, który mnie uratował.

Teraz widziałem wampira.

Jego dłoń znalazła się na mojej szyi.

— Kim jesteś, że nawet Hwasa musiała się przed tobą ugiąć? — Wysyczał mi prosto w twarz, a mnie przeszedł nieznajomy dreszcz i znów zadałem to samo pytanie.

— Zależy, o którego mnie pytasz. — Ja... już się nie bałem. W tej chwili czułem tylko jakąś chorą ekscytację całą tą sytuacją.

Oni powinni się bać czyż nie? Demon jest wyżej. W tej chwili to ja muszę kontrolować sytuacje. Jakiś byle wampir nie będzie mną pomiatać. Również chwyciłem go za szyję, ignorując ścisk wzmacniający się z sekundy na sekundę.

— Jesteś demonem, prawda?

— Teraz zauważyłeś? — Wyśmiałem go. Puściłem jego szyję, zastanawiając się za ile sekund wpadnie tu Jungkook po otrzymaniu informacją, że Seokjin mnie tu zaciągnął. Złapałem nadgarstek chłopaka.

Drzwi się otworzyły.

Wiedziałem.

— Jin... Puść go... — Jeon był mocno wytrącony z równowagi. Jego oczy były czerwone, zdenerwował się i to porządnie.

— J-Jungkook... — Spojrzałem na Jeona, błagając o pomoc, a on rzucił się na ratunek.

Złapał Jin hyunga za ramię i odepchnął go, łapiąc mnie za dłoń i ciągnąc mnie na piętro.

Weszliśmy do naszej sypialni.

— Oni wiedzą. — Stwierdziłem, siadając na miękkim materacu.

— Nie mogę pojąć czym ty jesteś. — Odezwał się po dłuższej chwili Jungkook, a mnie zamurowało. — Hwasa... Kobieta, która króluje w świecie demonów musiała cię przeprosić, a teraz Jin źle reaguje... Sam czuję tą przytłaczającą aurę od ciebie, wiesz? — Odwrócił się do mnie twarzą. — To tak jak byś z sekundy na sekundę rósł w siłę. Hwasa stwierdziła, że nie możesz być demonem średniej klasy jak to podejrzewał Namjoon... Słodka krew... Cholera.

Oni się ciebie boją Jimin.

Boją się... Czyż nie o to ci chodziło? Czy może jednak zmieniłeś zdanie i chcesz bym się wycofał?

Co? Czym ty jesteś?

Tobą kochaniutki... No, tą lepszą, nie cipowatą, wersją ciebie. W życiu byś się tak do nikogo nie odezwał gdyby nie ja, ani nie dostał byś tej mocy.

O czym ty mówisz?

— Jimin! — Wyrwałem się z zamyśleń.

— P-przepraszam... Zamyśliłem się. — Spojrzałem przepraszająco na zdenerwowanego Jungkooka. — Ja... Ja sam nie rozumiem co się dzieje. Byłem pewny, że jestem człowiekiem... A teraz już sam nie wiem jak się mogę określić. Nie chcę by się bali... Mamy współpracować, tak? Możesz im wytłumaczyć, że nie chcę by się mnie bali?

Jungkook usiadł obok mnie na łóżku., przytulając się do mnie.

— Nie wiem jak można się bać tak słodkiej kulki jak ty. — Zaśmiał się, gładząc moje plecy.

— Dziękuje. — Złapałem go za policzki i złożyłem delikatnego całusa na jego nosie. — Nie jesteś głodny?

— Czytasz mi w myślach czy co? — Uśmiechnął się, pokazując te swoje białe zęby. Jego oczy zmieniły kolor na czerwony.

— Może tak, może nie. Gryź gdzie chcesz. — Chłopak zaczął całować mnie po szczęce, zjeżdżając coraz niżej, do szyi. Po czym szybkim ruchem wbił swoje kły w jedną z moich żył. Przeszedł mnie dreszcz.

W takich momentach czuję się jak masochista, dając się gryźć Jungkookowi, wampirowi.

A co by było gdyby cię kiedyś zabił? Pozwoliłeś zrobić z siebie przenośny worek z krwią. Wystarczy, że będzie na ciebie porządnie zdenerwowany, a twoja krew, cała krew zacznie krążyć w jego organizmie, nie w twoim.

Przestań, nie będę tego słuchać.

A jednak musisz. Siedzę w twojej głowie, więc tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, Jimin. Zostaje ci tylko słuchać.

— Jesteś dzisiaj mocno zamyślony Jimin. — Odezwał się Jeon, zlizując resztki krwi w mojej skóry. — Powiedz mi co dzieje się w tej głowie. Chcę wiedzieć.

— Szukam rozwiązania. — Nie powiem mu prawdy, uzna mnie za kompletnego wariata. — Jak pozbyć się Namjoona. Chciałbym po prostu tam pójść, odrąbać mu łeb i spalić go razem z jego domem...

— To, to zrób. Będę z tobą. Lepszego nic i tak nie wymyślimy, a to go prawdopodobnie zaskoczy, gdy przyjdziemy tak po prostu. — Jego słowa mocno mnie zdezorientowały. — Ale nie możemy powiedzieć innym. Nie puszczą nas, zwłaszcza Hwasa.

— Czyli na spontanie. Tego bym się po tobie nie spodziewał. — Uśmiechnąłem się pod nosem. — Jak zaśnie dom... Wyruszymy.

You won't run away || Jikook / Kookmin || ZAKOŃCZONE ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz