17

546 40 6
                                    

Obudziłem się, otwierając oczy, ale znów je zamknąłem, za bardzo raziło mnie światło.

Cholera... W niebie jestem czy jak? Ale czy w niebie tak irytująco coś pika za uchem i boli wszystko?

Kurwa przeżyłem?! Gwałtownie podniosłem się do siadu jednak od razu upadłem z powrotem na pościel. Za bardzo bolało.

Otworzyłem oczy, czekając, aż przyzwyczaję się do światła. Gdy już mi się to udało rozejrzałem się po sali.

Przy moim łóżku ktoś siedział.

Ciemnowłosy chłopak. Czekaj... Czy to...?

— Jungkookie...? — Wyszeptałem lekko, bo moje suche gardło nie pozwoliło mi na więcej.

Palcem dotknąłem czubka głowy chłopaka, a ten gwałtownie się podniósł. Spojrzał na mnie zaspany. Zajęło mu to dobrą chwile, ale wrócił do żywych i po prostu się rozryczał.

— T-tak bardzo się bałem, że cię zabiłem! Ja nawet nie wiem co się stało... Otrząsnąłem się, a ty leżałeś na mnie... Tak bez życia... — Jungkook przytulił się do mojego brzucha. Pogłaskałem go po jego jedwabistej czuprynie ignorując nieprzyjemne pulsowanie w miejscu gdzie chłopak ułożył głowę.

— Możesz mi podać wody? — Wychrypiałem.

— Jasne. — Podał mi szklankę z wodą, która leżała na stoliku obok. Na raz wypiłem całą jej zawartość. Teraz mogę mówić.

— Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz Jungkookie. Pomęczę cię jeszcze trochę. — Ucałowałem czubek jego głowy, kładąc szklankę na pościeli.

— To będą najcudowniejsze męki w moim życiu. — Uśmiechnąłem się na jego słowa.

— Kocham cię. — Powiedziałem, szczerząc się jak głupi.

— Ja ciebie też kocham. — Wziąłem głęboki oddech.

— To jeszcze nie koniec, prawda? Czeka nas jeszcze Namjoon. — Zepsułem atmosferę, ale taka była rzeczywistość. Musieliśmy się za to jak najszybciej wziąć inaczej on nie da nam spokoju.

— Czemu on nie może po prostu zdechnąć? Ile by było prościej...

— Życie to nie bajka Jungkookie, nie można mieć wszystkiego. — Podsumowałem, a Jungkook splótł nasze dłonie razem.

— Ja mam wszystko, nawet w nadmiarze. — Chłopak podniósł się i ucałował moją zabandarzowaną dłoń. Czułem jak cały się trząsł, aż w końcu po jego policzku spłynęła łza. — Ty jesteś moim wszystkim Jiminnie.

— Przestań, bo ja też się rozpłacze się — Uśmiechnąłem szeroko od ucha do ucha.

— Calutkim moim światem, wszechświatem i jeszcze miliard kilometrów za nim. Nie wiem co bym sobie zrobił gdybyś stracił życie z mojej winy. — No i się rozpłakałem.

— No mówiłem przecież! — Zaśmiałem się, ocierając łzy. — Gdzie my się teraz podziejemy Jungkook? Zaproponowałbym mój dom, ale zapewne tam też już są pułapki albo już jest zrównany z ziemią.

— Musimy to jak najszybciej zakończyć. Nie mogę pozwolić byś po raz kolejny wylądował w szpitalu. — Chłopak złapał moją dłoń i przytulił do niej policzek. — Tak bardzo się o ciebie bałem... Czasami zastanawiam się o ile by było nam prościej gdybym był zwykłym człowiekiem...

— Gdybyś był zwykłym człowiekiem to nigdy byśmy się nie spotkali. — Pocałowałem go w czoło. — Dawno już byś nie żył. Prawdę mówiąc... Nie przeszkadza mi taki obrót sytuacji. Co prawda grozi nam niebezpieczeństwo, ale damy radę... Poradzimy sobie i w końcu będziemy mogli być ze sobą w spokoju.

— Ekhem, nie przeszkadzam? — Usłyszałem z drugiego końca pokoju. Wystraszyłem się, widząc Yoongiego.

— Co ty tu robisz? — Zapytałem, lekko się rozluźniając.

— Przyszedłem dopomóc mojej miłości w zamordowaniu ojca jej chłopaka.

— Yoongi... — Warknął Jungkook, podnosząc się.

— Jezus... Spokojnie krwiopijco! Przecież ci go nie zabiorę. Tak jak powiedziałem, jestem tylko by pomóc. — Jungkook dalej nie wydawał się przekonany, ale nie odezwał się więcej, a ja zastanawiałem się skąd Yoongi wiedział z kim walczymy.

***

Przyszedł do nas lekarz. Był dość mocno zdenerwowany, że Jungkook go nie powiadomił o moim przebudzeniu, ale w końcu jednak machnął na to ręką i powiedział, że wypuszczą mnie za dwa dni. Tylko nadal zagadką dla niego są te wszystkie ślady na moim ciele, a zwłaszcza na szyi.

Pytał czy bolą i jak powstały.

Odpowiedziałem, że w sumie nie za bardzo wiem jak powstały, ale nie bolą.

Dał mi jakiś papierek i kazał się skierować do jakiegoś tam lekarza w związku z tymi śladami, a ja tylko podziękowałem, bo w twarz mu nie powiem, że może mi go nie dawać, bo wiem co to i do żadnego lekarza nie pójdę.

Odetchnąłem z ulgą gdy poszedł sobie.

— Cholera... Czemu ci lekarze są tacy ciekawscy? — Zapytał Jungkook.

— Ty byś nie był? Człowiek nie mający pojęcia o istnieniu twojej rasy jest ciekawy śladów, które zostawiasz choć nie mają pojęcia co to. Taka natura ludzka i tego nie da się zmienić albo jest to bardzo trudne.

— Przykro mi, że takie ślady zostawiłem. Będziesz miał blizny do końca życia.

— Dla mnie to będą wspomnienia. Zwłaszcza po Namjoonie jak już się go pozbędziemy. Zawsze będę pamiętał, że sam na wampira jestem bezbronny i muszę nauczyć się walczyć albo nosić broń, ale będą to też te dobre wspomnienia. Na przykład to jak poznałem to kim jesteś. — Przejechałem palcem po dwóch wypukłych śladach, które były pierwsze. — Albo to jak pierwszy raz dałem się ugryźć z własnej woli... Jest tego dużo. — Powiedziałem, uśmiechając się cały czas. Obecność Jungkooka i to, że mam coś po nim na sobie po prostu sprawia mi przyjemność, daje poczucie odwzajemnianego szczęścia. — To są takie wyjątkowe tatuaże. Tylko moje, tylko dla mnie.

— Podoba mi się to co powiedziałeś. — Stwierdził Jeon, łapiąc moją dłoń, którą puścił gdy przyszedł lekarz, by ten mógł mnie zbadać. — Lubie gdy w ogóle się odzywasz. Nie ważne czy krzyczysz czy się śmiejesz... Twój głos jest dla mnie kojący. Mógłbym go słuchać cały czas.

— Kocham cię. — Wyszeptałem. — I to tak bardzo mocno.

— A co jeśli powiem ci, że ja bardziej?

— Chciałbyś. — Zaśmiałem się. Uwielbiam się z nim droczyć.

***

Przez dwa dni, które leżałem w szpitalu mieliśmy błogi spokój. Jungkook nie odstępował mnie na krok cały czas w gotowości, bo przecież nie mieliśmy pojęcia czy Namjoon postanowi pozbyć się mnie dziś, jutro czy za tydzień może dwa. Pojęcia nie mamy kogo wezwie do pomocy, bo Jungkook nie odda mnie tak łatwo i że ja tez będę walczył, a utwierdził go w tym sytuacja z jego pieskiem Hoseokiem. Wysadziliśmy mu chatę i posłańca.

Gdy wyszedłem z tego szpitala pomógł nam Yoongi. Zabrał nas do siebie. Jedyne co zdziwiło mnie to, że po jego domu pląta się mnóstwo kotów. Najróżniejsze rasy i kolory.

Dostaliśmy całe piętro dla siebie.

Min powiedział, że możemy tu siedzieć dopóki nie załatwimy sprawy z Namjoonem i nie znajdziemy sobie mieszkania.

Byłem mu tak cholernie wdzięczny. Wątpię by Namjoon nas tu znalazł, bo przeszliśmy przez jakiś magiczny portal gdzie gdy trafiliśmy na miejsce rzygało mnie przez półgodziny. Podobno jednak to normalne dla ludzi. Magia jest ciężko strawna, tylko szkoda, że nikt nie powiedział mi o tym wcześniej...

You won't run away || Jikook / Kookmin || ZAKOŃCZONE ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz