5-Reneseme

15 2 4
                                    

Rozkojarzona Renesme szła wolno brukowaną drogą.

Dokładnie znała swój cel, drogę, którą przemierzała tysiąc razy, więc nie musiała się zastanawiać, kierując instynktem.

Czuła się obco we własnym ciele, w tym mieście i na tej drodze, ponieważ nagle zmieniło się to co ją definiowało,to czym sama lubiła się określać.

Odkąd pamiętała była uczennicą Mistrza i wielu jej rówieśników nawet nie znało jej imienia,nazywając ją po prostu ''Mistrzyni''.

Później ludzie podzielili się na grupy, niektórzy jej zazdrościli, inni podziwiali,ale z braku czasu z nikim nie utrzymywała bliższych relacji.

Nie była jednak samotna. Miała Mistrza i miała magię, to zabierało jej najwięcej czasu. Zapewnienia o tym, że będzie mogła uczyć młodych nie pomagały jej. To nie było to samo.

Renesmee każdy brak rozwoju traktowała jak regres, a na to zgodzić się nie mogła. Ale czy miała inny wybór?

Może wiedza teoretyczna powinna ją zadowolić i powinna czuć się wyróżniona, bo przecież tak wielki mistrz wybrał właśnieją na swoją następczynie. Jednak coś głęboko w jej sercu, jakaś drzazga, nie pozwalała jej cieszyć się z sytuacji.

Dzięki latom praktyki chciała zmienić świat na lepsze,swoją magią i swoimi umiejętnościami, a nie suchym treningiem kolejnych młodziaków, którzy zostaną mistrzami lub wyniosą się daleko stąd do kraju zza morza. Kraju, gdzie magia była powszechna i pożądana.

Spojrzała na zachód, po raz pierwszy od lat myśląc o tym drugim kontynencie. Świecie, do którego mogła pasować.

Droga zmieniła się w żwirowy deptak. Podążała na targ trochę oddalony od miasta, gdzie kupowała potrzebne jedzenie, ale także rzeczy sprowadzane z krajów tak dalekich, że nie miała o nich bladego pojęcia.

Chodziła tam już jako dziecko, za rękę z mamą, która pokazywała jej cuda i nowinki orientalnych kultur. Teraz to ona przejęła obowiązki.

Weszła w labirynt straganów i stoisk zaciągając kaptur swojego czerwonego płaszcza na czubek głowy. Nie chciała być rozpoznana, nie tym razem.

Z koszykiem na zgięciu łokcia mijała różnych ludzi, dziwne półwiedźmy nawołujące ją do kupna magiczne kamieni i wonnych ziół. Młode kobiety naiwnie kuszące się na podrobione talizmany i mężczyzn z iskierką w oku patrzących na srebrnemiecze i zagraniczne zbroje.

Trzeba było się bardzo pilnować, bo sakiewka z pieniędzmi potrafiła tu zniknąć niczym kamfora, a takie małe akcje złodziejstwa uchodziły na sucho. Nikt tu się o nic nie nie pytał, panowała powszechna zmowa milczenia.

Dlatego też, kilka kilogramów żywego mięsa kupowanych przez zakapturzoną dziewczynę, nie robiło na nikim wrażenia.Szczelnie owinęła je folią i kupiła jeszcze trochę owoców i warzyw, którymi zakryła swój dziwny zakup.

Pogrążona w melancholii zaczęła wracać w stronę miasta, gdy jej uwagę przyciągnął tłum dzieciaków zebranych wokół dziwnego przybysza.

Od razu wiedziała, że mieszkał za granicą, bo ostre słońce jej państwa opalało skórę każdego mieszkańca na ciemny, czasem wręcz czekoladowy kolor, a ten jegomość był blady jak ściana. Jego szczupłe ramiona co chwilę wzlatywały w górę obficie gestykulując. W jego oczach zaś mogła dostrzec nutę magii. Podeszła cicho niezobowiązująco przyglądając się gromadzie.

Nagle zza jego pazuchy wyskoczyło małe, przypominające jaszczurkę stworzenie, które to zawinęło się wokół jego szyji zostawiając po sobie ogon barw i światła.

Gdy tylko dzieci zaczęły krzyczeć i piszczeć zachwycone tym widokiem, stworzenie wystroszyło swój kołnierz cicho sycząc.

Mężczyzna pogłaskał ją i zaśmiał się serdecznie. Nie potrafiła się poruszyć, przerażona tym, jak bardzo nielegalne jest posiadanie magicznego stworzenia i co mogłoby się stać gdyby ktoś z milicji to zauważył. Nie mogłą jednak zaprzeczyć pięknu jakie jest w stanie stworzyć tylko magia.

-Skąd pan to ma?- zapytała jedna dziewczynka.

-To nie przedmiot tylko Gacek.- odparł mężczyzna bawiąc się końcówką ogona stworzenia.- Jest dumnym przedstawicielem rasy Coloris lacerti i jest z moją rodziną od pokoleń. Odradza się w coraz to nowych ciałach, ale dusza jest ta sama. Może wyglądać niepozornie i śmiesznie, ale jest bardzo niebezpieczny jeżeli się go zdenerwuje. Ale spokojnie, ne zrobi krzywdy, póki wy go nie skrzywdzicie.
Wszystkie magiczne stworzenia atakują wyłącznie gdy poczują się zagrożone.

- Są inne magiczne stworzenia?-zapytał cicho mały chłopiec.- Tam skąd pochodzę, to znaczy zza morza, są ich tysiące, a nawet setki tysięcy. Wy tutaj nie macie magicznych stworzeń. Umarły albo przeniosły się do nas, nikt wam o tym nie opowiadał? Pewnie wiecie, że wasi dziadkowie wrócili ze swoich serc magię i zakazali jej używania w pierwotnejformie. Traktuje się ją tu jak machinę lub dodatkowy mięsień.Pamiętajcie jednak dzieci, magia nie służy człowiekowi tylko człowiek służy magii. Tam skąd pochodzę magię traktuje się jak dar, jak powołanie i szanuje, nie wykorzystując, a korzystając. Tam wszyscy żyjemy w zgodzie z naturą potrafimy współgrać ze stworzeniami, które nie są nam poddane, tylko są naszymi przyjaciółmi. Nie potrzebujemy siły i trudu, by pozyskiwać surowceone potrafią rosnąć na drzewach lub same wyskakiwać do nas z ziemi. Jeżeli tylko będziemy chcieli magiczne stworzenia pomagają nam i wspierają nasze moce. Z nimi jesteśmy niepokonani.

Nagle wszystkie dzieci rozgadały się pytając naraz o milion rzeczy rzeczywiście. Renesmee pamiętała ze swoich młodzieńczych lat, że o krainie zza morza wspomina się, aczkolwiek głównie w kontekście historycznym- wojen i klęsk.Wspomina się o niej jako o wrogu, a nie o kulturze i ludziach, którzy tam są.

Wszystko co wiedziała ponad to było plotkami, rówieśników opowieściami takimi jak tego włóczęgi oraz fragmentami wspomnień, które czasem pokazywał jej On.

Przyspieszyła kroku. W jej sercu zaczęła kiełkować nagła chęć poznania.

Nagła chęć, która miała ją zapędzić w miejsca, o których na razie miała tylko mgliste pojęcie.

Dotyk MagiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz