10-Reneseme

8 2 1
                                    

Dziewczyna wtuliła głowę w poduszkę by nie było słychać szlochu. W głowie poczuła pytające spojrzenie smoka, lecz potrafiła szepnąć tylko by poczekał.

Renesmee nie wiedziała co się właśnie wydarzyło, ale to musiał być jeden z tych proroczych snów, o których czytała w szkole. To się czasem zdarzało- któryś z magów czystej krwi setki lat temu doznawał wizji przyszłości lub swojego przeznaczenia. Biada mu jeżeli nie podążał wyznaczoną drogą.

Próbowała zrozumieć dokładnie co miała oznaczać ta wizja, ale nie umiała tego wytłumaczyć. Wiedziała tylko jedno- ten mężczyzna na wyspie potrzebował pomocy.

Nawet nie wiedziała kiedy znów usnęła, ale tym razem był to sen spokojny, nawiedzany nie wizjami, tylko spokojnymi i pięknymi okbrazmi wysyłanymi przez smoka.

***

Rano zwlekła się z łóżka około południa. Nigdy nie pozwalała sobie tak pofolgować, jednak skoro nie miała dziś żadnej pracy nic nie pchało jej do działania.

Dziwnie było po tylu latach wstać gdy słońce było już zenicie i bez pośpiechu zwlec się z łóżka. Nieumyta i nieprzygotowana na trening idąc po drewnianych schodach w głowie nadal dudniła jej nocna wizja.

Nie miała pojęcia co powinna z tym zrobić. Nie wiedziała gdzie szukać pomocy.

Zatrzymała się nagle słysząc ciche głosy z salonu. Rozpoznała w nich głosy rodziców.

-Dlaczego płaczesz kochanie?- zapytał ojciec.

- Ja... - próbowała odpowiedzieć mama jednak szloch znów zabrał jej głos. -Przeczytaj... - udało jej się wykrztusić.

Renesme chciała zbiec i przytulić mamę, jednak coś kazało jej poczekać.

- Szanowni państwo Akimura, z przykrością informujemy, iż w państwa syn został wzięty do niewoli przez wrogie nam wojska magów. Dokonujemy wszelkich starań, aby uwolnić go oraz innych pojmanych, jednakże jest to proces długi i trudny. O wszelkich postępach będziemy państwa informować. Prosimy o zachowanie spokoju, wiarę w wielkość naszych wojsk i modlitwę do wszelkich znanych bóstw. Podpisano: dowódca wojsk państwa Kra...

Usłyszała tylko jak ojciec upada ciężko na fotel. Sama zsunęła się po barierce i przykucnęła siadając na schodku.
Bała się, że poinformują o jego śmierci, jednak pojmanie nie było o wiele lepsze. Wojska magów nie były w bitwie jakoś niewiarygodnie okrutne, to raczej było domeną wojska jej państwa, jednakże jeżeli chodzi o przetrzymywanie pojmanych żołnierzy, słyszała okrutne opowieści o ich losie.
Nigdy nie widziała żadnego żołnierza, który żywy wróciłby z takiej niewoli.
Nawet ciał nie oddawano i niezaznające ukojenia rodziny usypywały wały grobowe, mogiły, w których chowano ubrania czy najbliższe dla zmarłego rzeczy.

Ale oni mieli rodzinny grobowiec. I jeżeli już za późno i... to chociaż niech spoczywa w nim.

Choć nie musiało tak być.
W wizji musiał ukazać jej się brat. A skoro widziała go zaledwie w nocy to mógł jeszcze żyć. Nie był w najlepszej kondycji, ale pozostawała nadzieja, że jeszcze trochę wytrzyma. Że jej rodzice nie będą musieli już cierpieć. Że wróci do domu żywy lub martwy.

Na schodach słychać było tylko tupot jej stóp. Podjęła decyzję.

Nigdy tak szybko nie biegła. Jej rude loki rozrywały się i pękały na wietrze, a peleryna ciągnęła za nią jak skrzydła.

Spakowała tylko najważniejsze rzeczy, które teraz boleśnie obijały się o jej plecy. Zostawiła list, chodź tego nie planowała. Nigdy nie była blisko z rodzicami, więc wyglądał on raczej niezręcznie. Zaznaczyła, że usłyszała ich rozmowę i nie może biernie czekać na powrót brata. Że spróbuje się dostać do wojsk i go odbić. Żeby się nie martwili, bo posiada moc, której nie rozumieją i nie znają. Błagała ich o przebaczenie, jeżeli ani ona, ani brat nie wrócą. Zapewniła, że ich kocha.

Tyle wystarczyło.

Choć czuła, że powinna napisać więcej. Przeprosić za lata ignorancji i tego usilnego pragnienia samodoskonalenia. Może gdyby była lepszą córką potrafiłaby osuszyć ich łzy.
Jej policzki stały się mokre.

Jednak jedyne co teraz mogła zrobić to biec dalej i nie oglądać się za siebie.
Gdy już prawie dobiegała do szopy zobaczyła jak drzwi otwierają się z trzaskiem, a Atris wyskakuje, a wręcz wylatuje, z nich z szaleństwem w oczach.

-Spokojnie, spokojnie!- krzyknęła wyciągając ręce do łba smoka.
Szybko przytuliła go do siebie.
-Przemyślałam wszystko i już wiem co robić. Przepraszam jeżeli Cię wystraszyłam, ale musimy iść.

Spojrzał na nią z pełnym zrozumieniem sytuacji, jakby tylko pytał co czego ona oczekuje. Dla niej zrobiłby wszystko.

-Czy jesteś w stanie polecieć? Tak za chwilę?

Nie była pewna czy po dwuletnim nielataniu i diece, składającej się głównie z surowego mięsa, jej smok wogóle może latać. Niezależnie od tego co we wcześniejszych życiach robił, jego teraźniejsze mięśnie nie były do tego przystosowane.

Adris jednak jakby się uśmiechnął i parsknął cicho, co zrozumiała jako tak. Przełożyła nogę przez jego grzbiet i przytuliła do wystających kolców.

-Więc lecimy.

Takiego uczucia szczęścia jakie ją wypełniło nigdy nie znała.
Przez chwilę zapomniała o wszystkim nie przejmując się nawet tym, że smok rozkłada swoje wielkie skrzydła i biegnie w stronę przepaści. Wtuliła się w niego mocniej czując wiatr na skroniach i zaśmiała, gdy na chwilę oderwali od ziemi. Ukłucie strachu dotknęło ją dopiero, gdy zaczęli spadać, ale szybko znów unieśli się do góry.
Było tak jak w wizji- wszystko malutkie, tylko ona i jej smok na bezkresnym niebie.

Wyciągnęła rękę chcąc dosięgnąć chmur i pierwszy raz w życiu poczuła, że wie co robi. Uratuje brata i dzięki temu oszczędzi cierpień rodzicom. Poleci do krainy, w której jej magia będzie coś znaczyć.
Zrozumie w końcu kim jest u boku swojego smoka.

Dotyk MagiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz