12-Renesme

5 1 0
                                    

Renesme przebudziła się z długiego snu.

Słońce oświetlało ją, jednak powietrze przeszywało zimnem. Jak dobrze, że wzięła koc, a łuski smoka rozgrzały się przyjemnym ciepłem.

Nad jej głową unosiły się samotne chmurki, przybierające finezyjne krztałty i kolory. Otaczały ją i przemykały tuż nad głową. Wyciągnęła dłoń i sięgnęła nią aż do zimnej, mokrej chmurki.
Smok parsknął wesoło i poruszył radośnie wielkimi skrzydłami.

-Witaj... - odezwała się nie poznając swojego zaspanego głosu.

Jej głowę wypełniło ciepło, które zinterpretowała jako "witaj". Smok pokazał jej to co sam widział; wielkie góry, które wychodziły na pokryte zielenią pola i łąki. Byli tak wysoko, że drzewa były wielkości wykałaczek, a zwierzęta-ziarenek piasku. Zachwyciła się i zachłysnęła tym widokiem mimowolnie wychylając. Była jednak w pełni bezpieczna- smok leciał spokojnie, jego grzbiet się nie ruszał, tylko skrzydła wachlowały czasem majestatycznie. Łuski oświetlane przez słońce mieniły się na tysiące kolorów, a każdy mięsień i ścięgno były napięte, gotowe do długiego lotu.

Po raz pierwszy w życiu poczuła, że nic jej nie brakuje.

Po kilku kolejnych godzinach zrobili sobie przerwę w ostatniej dolinie gór. Z grzbietu widziała, że dalej jest tylko plaża i morze. Nie mogła się doczekać aż je przekroczą, polecą na całkiem nieznane jej tereny. Zasmakuje całkiem nowego świata.
Ale nie chciała przemęczać swojego kompana. Leciał już całą noc i dzień i, choć nie narzekał, wolała dmuchać na zimno.
Zdała sobie sprawę jak niewiele wie o mitycznych stworzeniach.

-Adris? - zwróciła się do niego.

Poczuła, że na nią patrzy.

-Dopóki nie znajdziemy mojego brata będziemy musieli przemieszczać się jak najszybciej. Przepraszam, jeżeli Cię to męczy, ale nie możemy sobie pozwolić na spóźnienie.-spojrzała niewidzącym wzrokiem w stronę morza.- On gdzieś tam jest.

Poczuła delikatne, że łeb smoka deliaktnie się o nią pociera, tak, jakby chciał ją pocieszyć. Przekazał jej, że nie jest zmęczony. Mógłby lecieć jeszcze całą noc i dzień.
Zbliża się jednak sztorm. Zobaczyła kłębiące się gdzieś na choryzoncie gęste, czarne chmury. Poczuła ogarniające ją zimno, naelektryzowane, niebezpieczne powietrze.

Przełknęła nerwowo ślinę. Sztorm nie mógł pokrzyrzować im planów.
Adris przecież sobie z nim poradzi.

-Dajmy sobie dwie godziny. Jeżeli do tego czasu się nie rozpada to ruszamy.
Zgodził się, ale w tych pełnych mądrości oczach zobaczyła... smutek?

Przespali się chwilę, otuleni wewnętrznym ciepłem smoka. Jej sny były nerwowe, pełne piorunów i śmierci.
Coś się zbliżało, ale ona nie dopuszczała tej myśli do siebie.

***

Sztorm ich jednak nie ominął.
Zaczął się od ostrej, siarczystej ulewy, którą jednak długo omijali szybując nad poziomem chmur. Tak jak smok mógł na tym poziomie spokojnie oddychać, to dziewczyna niestety nie bardzo. Długo radziła sobie za pomocą magii, ale w końcu musiała przyznać, że powietrze na tej wysokości jest dla niej za rzadkie. Smok też męczył się lecąc tak wysoko.

Pozostało więc zmierzyć się z żywiołem.
Schowała koc i przywiązała torbę do jednego z wystających kolców. Dla niej samej nie starczyło liny, ale nie przejmowała się tym.
Miała przecież magię.
Gdy więc zniżali lot chroniła skrzydła i bok smoka odrzucając wielkie fale. Wymagało to ogromnego wysiłku- nigdy jeszcze nie walczyła z żywiołem-ale smok dzielnie wspierał ją duchowo. Użyczał tyle swojej mocy, że poczuła się niepokonana.
Otoczyła go swoją mocą, by choć przez chwilę mógł odpocząć od deszczu.
Wzleciał wysoko, aż pod granicę chmur. Wiatr się zmienił i zadął mocno, natarczywie, zimnym, morskim powietrzem.
Z jednej strony pioruny, z drugiej wzburzone morze.
Skupiła całą swoją siłę kurczowo trzymając się grzbietu. Jej wszystkie zapory zniknęły nagle pozostawiając smoka samemu sobie.
Nagle wiatr zadął mocniej, a piorun wystrzelił zaraz koło lewego skrzydła. Spłoszony zrobił unik, ale ostry żywioł pchnął go w dół. Nie potrafił się mu oprzeć, za bardzo osłabiony lotem i używaniem magii.
Zapikowali w dół.
Pęd powietrza zmusił ją do otwarcia oczu.
Nie tylko oni walczyli o przetrwanie. Dwa statki, tuż pod nimi, miotane były siłami wody i wiatru, ledwo utrzymując się na powierzchni.

-To ten!- krzyknęła zachrypniętym głosem.
To był statek z jej wizji. Ten, na którym miała zobaczyć brata w kajdanach.
Smok parsknął, ale z żalem.

Potem wszystko wydarzyło się tak szybko.

Smok podleciał chcąc ją wysadzić na pokładzie.
Gdy jednak byli kilkanaście metrów nad nim ujrzała nagłe światło. Huk, przebijający się przez odgłosy sztormu i jasność, która oślepiła jej oczy.
Ostry, przejmujący ryk wypełnił przestrzeń. Adris został trafiony.
Zamilkł nagle i ciepło w jej sercu zamieniło się w chłód. Widziała jego oczami jak wielkie ciało uderza w morze i ginie w odmętach.
Chciała krzyknąć, ale nie mogła.
Resztką magii jaka jej została ochoroniła się przed zderzeniem z pokładem.
Ostatnim co zobaczyła przed utratą świadomości był krwawy księżyc

Dotyk MagiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz