Na zawsze i na wieczność

834 20 2
                                    


Zima powoli dobiegała końca i nie było nikogo, kto by nad tym ubolewał. W tym roku dała im się we znaki: śnieg sypał niemal codziennie, ledwie profesorowie zdołali oczyścić teren przy zamku, a już znowu padało. Nawet jeśli udało im się przedrzeć przez zaspy i wyjść na dziedziniec, mroźny wiatr zaganiał ich z powrotem do środka; a skąpany w bieli krajobraz nazbyt mocno kojarzył się z przykrymi zdarzeniami okresu świat, by chcieli dłużej na niego patrzeć. Wszyscy czuli się znękani i ograniczeni, toteż z niecierpliwością wyczekiwali wiosny, jakby poza poprawą pogody miała przynieść powiew wolności.

A jednak nie był to taki zły okres — naturalnie, kiedy już przyzwyczaili się do zmian w funkcjonowaniu szkoły — choć z pewnością najdziwniejszy na tle dotychczasowej edukacji Hermiony. Z końcem stycznia minister postanowił, że dalsze ukrywanie strażników nie ma sensu; taki „straszak" sprawdzał się, kiedy miał za mało ludzi do obstawienia całego zamku i trzeba było sprawiać wrażenie, że są wszędzie. Teraz faktycznie było ich dość, by mogli obserwować cały teren, bo patrolowali raptem kilka korytarzy, dziedziniec, bibliotekę i Wielką Salę. Uwięzionym w tej przestrzeni uczniom ufano znacznie bardziej niż wtedy, gdy mogli swobodnie przemieszczać się po całym Hogwarcie i błoniach, toteż uznano, że lepiej, jeśli będą wiedzieli, kiedy mają wsparcie aurorów, a kiedy mogą liczyć tylko na siebie; a może to napad na Hogwart-Express im to uświadomił. Tak czy inaczej, strażnicy z radością porzucili zaklęcia kamuflujące i rozgościli się w zamku, a z ich komentarzy wynikało, że niewidzialność doskwierała im znacznie bardziej niż tym, którzy czuli się przez nich nieustannie śledzeni.

— Wiesz, jak trudno mi było udawać, że mnie nie ma? — obruszona Tonks zwróciła się do Ginny, która zarzuciła jej, że dobrze się bawiła, podglądając uczniów. — Musiałam uważać na wszystkie głupie zbroje i posągi, a tych gratów w Hogwarcie nie brakuje.

Niemniej Tonks miała w zanadrzu sporo ciekawych historyjek o uczniach, którymi zabawiała słuchaczy, głównie dotyczących zachowania ludzi, gdy myślą, że są sami. Rzadko mówiła o konkretnych osobach, ale zdarzało jej się robić czytelne aluzje do nocnych wędrówek — i schadzek — niektórych uczniów. A kiedy Hermiona i Ginny patrzyły na nią wymownie, kręciła głową i uśmiechem zbywała ich wątpliwości.

— No co? Podskoczą w rankingu o kilka punktów. Nic tak nie poprawia publicznego wizerunku, jak potajemne spotkania. Przynajmniej w tym wieku. Chociaż wy nic o tym nie wiecie, bo nie funkcjonowałyście w babińcu. A skoro tak gardzicie ploteczkami, to nie powiem wam, co robią po ciszy nocnej wasi nauczyciele!

I chociaż natychmiast przykuła ich uwagę, rzeczywiście nic więcej na ten temat nie usłyszały.

Strażnicy zajęli kwatery obok uczniowskich i bez skrępowania przysiadali się do nich w Wielkiej Sali, jakby byli dobrymi znajomymi; co trudno było wytłumaczyć inaczej niż tym, że obserwowali ich bardzo uważnie i zdążyli się zżyć z poszczególnymi osobami. Było to trochę przerażające, ale nowe towarzystwo szybko zostało zaakceptowane, bo większość stanowili młodzi aurorzy i członkowie magicznej policji, znacznie lepiej czujący się wśród kilka lat młodszych kolegów niż pomiędzy nauczycielami, przed którymi jeszcze niedawno sami odpowiadali na egzaminach. Ale wyglądało to dziwnie, kiedy zdecydowaną większość podczas posiłków stanowili dorośli; rzecz dotąd niespotykana w Hogwarcie.

Hermiona miała często do czynienia zwłaszcza z dwójką aurorów: Tonks oraz Marcusem Higstance'em, który był prywatnym strażnikiem Malfoya; jednym z dwóch towarzyszących mu od wakacji, aktualnie osamotnionym.

— Gdzie twój kumpel Jaelly? Wyrzucili go wreszcie? — zapytał drwiąco Malfoy, kiedy Higstance, po raz pierwszy jawnie, podążał za nimi do biblioteki.

Dramione - Naprzeciwko [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz