Intermedium część 2

671 19 1
                                    


Czas mijał powoli na czytaniu książek, przyswajaniu zaklęć, pojedynkach i szachach. Weasley był tak znudzony łatwym wygrywaniem z Potterem, że zaproponował rozgrywkę Draco i tę rundę, choć nie bez walki, również zwyciężył, jako że Draco nigdy nie przykładał się do szachów; nawet zimą, w ciemne i mroźne popołudnia, wolał raczej latać na miotle, ku niezadowoleniu matki. Po tym, jak Weasley bezczelnie cieszył się z jego porażki, obiecał sobie więcej z nim nie grać, uznając, że obrywanie od Pottera w pojedynkach i od Weasleya w szachy to zbyt wiele, ale dni były długie i brakowało mu innych zajęć.
W pojedynkach nadal spuszczali mu manto, ale tłumaczył sobie, że mieli więcej czasu na ćwiczenia, więc to oczywiste, że są lepsi. Włożył wiele trudu w przekonanie samego siebie, że musi nadal przegrywać, jeśli chce kiedykolwiek wygrać, bo umiejętności i refleksu nie nabędzie inaczej niż poprzez praktykę. Raz próbował przyspieszyć dzień zwycięstwa i użyć pewnej sprytnej klątwy, której nie mogli znać, jeśli istotnie gardzili czarną magią tak bardzo, jak twierdzili; ale spudłował. W ramach odwetu Weasley przywalił mu tak mocną Drętwotą, że musieli z Potterem równocześnie rzucić Enervate, żeby się ocknął. Postanowił więcej się tak nie bawić; przynajmniej dopóki nie nauczy się rzucać tego zaklęcia niewerbalnie.
Innym razem Weasley o włos minął go Sectumsemprą, a Potter natychmiast przerwał pojedynek, żeby na niego nawrzeszczeć za używanie zbyt mocnych zaklęć. Kątem oka zerkał na Draco, jakby się obawiał, że przypominanie mu o incydencie w łazience Jęczącej Marty, kiedy sam prawie go zabił tą klątwą, sprawi, że Draco natychmiast spakuje manatki i odejdzie, trzaskając drzwiami. Dobre sobie. Nie potrzebował żadnego przypomnienia; wątpił, by kiedykolwiek zdołał zapomnieć, jak cholernie był przerażony, kiedy krew zaczęła się sączyć z każdego miejsca na ciele. Pamiętał też doskonale, że biała twarz pochylonego nad nim Pottera wyrażała dokładnie taki sam strach.
Później jeszcze dwa razy dostał Sectumsemprą, raz od Selwyna i raz od kochanej cioteczki Bellatriks, ale to były zaledwie draśnięcia i szybko je sobie uleczył. Zresztą nawet klątwa Pottera nie była najgorszym, czym oberwał, chociaż wtedy chyba po raz pierwszy się przestraszył, że naprawdę może umrzeć. Później ta myśl zaczęła go nawiedzać tak często, że nawet nie zauważył, kiedy w ogóle przestała go opuszczać.
Po kilku dniach zmienili system i zamiast walczyć parami, pojedynkowali się we trzech. Początkowo próbowali walczyć dwóch na jednego, pozorując atak, ale nie najlepiej im to szło, bo Draco nie potrafił współpracować, a już zupełnie nie radził sobie z nimi dwoma naraz. Dlatego w końcu zaczęli walczyć każdy z każdym, co okazało się najlepszym rozwiązaniem dla nich, ale na pewno nie dla mieszkania, które po pierwszym takim pojedynku wyglądało jak pobojowisko. I takie pozostało, bo żaden z nich nie znał zbyt wielu zaklęć naprawiających, dopóki mała Weasley nie podpowiedziała im przez lusterko dwukierunkowe kilku formuł.
Chociaż Potter ewidentnie zwyciężał w większości pojedynków, a może właśnie dlatego, po serii walk bywał najbardziej zmęczony: siadywał w pewnym oddaleniu i na długie minuty zastygał pochylony, z głową schowaną w dłoniach. Początkowo Draco myślał, że może bardzo źle znosi obrywanie zaklęciami — ostatecznie czasem zdarzyło mu się dostać jakąś klątwą — bo, jak na aroganta przystało, uważa, że zawsze powinien bez problemu wygrywać. Ale to nie było to. Któregoś dnia, gdy Weasley akurat okupował łazienkę z nieodłącznym radiem i zrobiło się ciszej, Draco usłyszał szmer szeptu; dopiero po chwili zorientował się, że to Potter. Gdy bezszelestnie podszedł bliżej, usłyszał powtarzane jak mantra zdanie:
— Nasza kryjówka to chata na zachodnim skraju Simonburn. Nasza kryjówka to chata na zachodnim skraju Simonburn. Nasza kryjówka to chata na zachodnim skraju Simonburn. Nasza kryjówka to chata na zachodnim skraju Simonburn.
— Co robisz? — zapytał Draco nieco piskliwym głosem, w którym pobrzmiewała panika.
Natychmiast skarcił się w myślach, zwłaszcza że całkiem przytomne spojrzenie Pottera świadczyło o tym, że jednak nie oszalał. Za to zarumienił się gwałtownie i uciekł spojrzeniem.
— Nic takiego... — mruknął, ale Draco nie dał się spławić.
— Czemu mamroczesz pod nosem, gdzie jesteśmy?
Draco rozejrzał się dyskretnie, szukając lusterka albo czegoś, dzięki czemu Potter mógłby przekazywać komuś wiadomość, ale nic takiego nie spostrzegł. Wcale go to nie uspokoiło.
— Fidelius. — Dobiegł go szept Pottera.
— Co?
— Fidelius! — powtórzył znacznie głośniej Potter, po czym natychmiast zerknął w stronę łazienki, jakby się obawiał, że jego krzyk sprowadzi Weasleya. Nerwowym ruchem przeczesał czuprynę. — Czasami... ciężko utrzymać zaklęcie. Fidelius mnie dręczy, czuję, jak mi się wyrywa, to zaklęcie chce, żeby je przełamać... No wiesz, zdradzić tajemnicę. Gadanie do siebie trochę pomaga.
Draco zamrugał gwałtownie, zdziwiony tym wyznaniem; chyba mniej by go wytrąciło z równowagi, gdyby Potter jednak powiedział, że zwariował z napięcia.
— Naprawdę? — zapytał głupio. — To... działa w ten sposób?
— Tak — potwierdził zmęczonym tonem Potter. — Nie wiem dlaczego, wcześniej nie było aż tak źle... Może dlatego, że to kolejna kryjówka, im częściej rzucam zaklęcie, tym trudniej utrzymać wszystkie tajemnice.
— Chcesz powiedzieć, że nie zdejmujesz Fideliusa z poprzednich kryjówek, jak je opuszczasz? Potter, ty idioto! — Merlinie, nawet Draco wiedział, że to beznadziejny pomysł. — Przecież utrzymywanie tylu zaklęć na raz zupełnie pozbawi cię sił!
— Nie wiem, jak zdjąć Fideliusa — warknął w odpowiedzi Potter. — Zresztą tamte zaklęcia nie są silne, skoro domy stoją puste... A nawet jeśli ktoś tam zamieszka, to tego kogoś zaklęcie nie obejmuje... Właściwie wtedy powinno przestać działać...
— Albo dom jest niewidzialny nawet dla jego właścicieli po tym, jak rzuciłeś zaklęcie bez ich wiedzy. — Draco parsknął śmiechem, wyobrażając sobie ogłupiałych mugoli wracających z wakacji do domu, który w tym czasie nieoczekiwanie zniknął z oczu osób nieobjętych czarem. — Musisz poznać przeciwzaklęcie. Albo po prostu pozbyć się tych wszystkich tajemnic, opowiadając komuś, gdzie były kryjówki. Teraz to chyba i tak bez znaczenia, prawda?
— Mówienie wam nic nie da, bo jesteście pod moim Fideliusem — zauważył Potter.
Draco zaprzeczył ruchem głowy.
— Poprzednie zaklęcia mnie nie obejmowały, więc powinno zadziałać. I masz jeszcze małą Weasley w lusterku. To powinno trochę pomóc.
Przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko Pottera.
— Zaczynaj.
Nawet jeśli Weasley, po wyjściu z łazienki, uznał za dziwne to, że Potter, zdanie po zdaniu, recytuje mu listę dziwnych miejsc w formie „Nasza kryjówka znajdowała się w...", to nie powiedział ani słowa.

Dramione - Naprzeciwko [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz