Rozdział trzeci

2K 153 166
                                    


Wkładał do szafki ostatnie książki kiedy poczuł jak ktoś przylega do jego pleców. Nie ktoś, a raczej Eleanor uśmiechająca się do niego niewinnie. Czuł jak jego mięśnie się spinają ponieważ lada chwila mógł pojawić się tutaj Harold i nie chciał by ten ujrzał go w tak dwuznacznej sytuacji. Nie wiedziałby jak mu się z tego wytłumaczyć, nie robiąc z siebie głupca. W końcu jego najszczersze wilcze wyjaśnienie, czemu ta się do niego tak kleiła nie byłoby dobrym wyjaśnieniem dla człowieka.

– Alfo, wyjdziemy gdzieś razem? – ta szepcze w jego szyje, a on wzdycha z politowaniem i przegraną. Nie lubił krzywdzić nikogo tym bardziej wrażliwych omeg jednak ona nie dawała za wygraną i mimo jego licznych odmów wciąż próbowała licząc, że będzie tak jak niegdyś ustaliły sobie ich rodziny będące w bliskiej przyjaźni i ona wyjdzie za alfę stada. Ale wszystko się zmieniło, jego ojciec nie żyje, a on mimo iż czuje się w obowiązku trzymać się słów jego woli to wie, że nigdy nie skaże żadnej omegi na to by poślubiła go bez miłości której on nigdy nie odwzajemni. Zużywa zbyt wiele siły by zamknąć szafkę ponieważ ta mocno hałasuje, a omega przy nim wzdryga się przestraszona. On od niej nieco ucieka i drapie się po zaroście szukając łagodnych słów odmowy.

– Wybacz kochana, jestem już umówiony. Może innym razem. – mówi prawdziwie patrząc na dziewczynę która się nieco krzywi. Nie wygląda na zranioną raczej na urażoną i niedowierzającą. Jakby zaraz miała pobiec i się poskarżyć jego siostrom, że ich brat znowu zrobił coś nieodpowiedniego. Szczerze nie zdziwiłby się gdyby to było jej następnym krokiem. Często tak robiła, a te małe paskudy wspierały ją mówiąc, że tacy są chłopcy w jego wieku. Był zbyt miękki by dobitnie rozwiać w niej złudzenia. Dziewczyna machinalnie zakłada ręce na piersi i pyta z lekką kpiną.

– Tak? Z kim niby?

Znów wzdycha masując skronie ale jego wyraz twarzy zmienia się na bardziej pokrzepiający kiedy widzi tę osobę idącą w kierunku szafek już w swoim staromodnym płaszczu i dziwnych butach. Przeprasza wtedy Eleanor i idzie w stronę mężczyzny który również jak go zauważa to jego kąciki lekko się unoszą. On nie ogląda się za siebie żeby zobaczyć minę dziewczyny ale zgaduje, że ta nie jest zachwycona. Sama była chyba jedną z nielicznych którym chłopak nie przypadł do gustu. Widział to po jej kapryśnej minie w czasie lekcji i sposobie w jakim o nim mówiła. Jakby była niezadowolona, że ktoś przyłączył się do ich klasy. I pewnie byłby bardziej tym zainteresowany gdyby nie mężczyzna przed nim który zanurza palce w swoich błyszczących lokach i opiera się dłonią o biodro.

– No cześć – mówi to tak długo i w taki dziwny przeciągnięty sposób, że aż przechodzi go dreszcz. Ale ten przyjemny jakby rozlewające się w ciele ciepło kiedy obserwuje usta z których wychodzą słowa i dołeczki które się formują kiedy kończy.

– Cześć śliczny chłopcze. Gotowy na to bym zabrał cię na najlepszy gorący napój jaki w życiu piłeś? – pyta dłonią zapraszając by chłopak szedł pierwszy, a ten zanim to robi językiem przechodzi po swoich wargach i patrzy na niego znacząco.

– Piłem w życiu wiele wybornych rzeczy, ciężko będzie ci to przebić Louis – on się śmieje na jego słowa i kiwa głowa z udawaną dezaprobatą.

– Sprawdź mnie.

Kiedy wychodzą na zewnątrz uderza go świeży powiew wiatru. Zaciąga się nim zadowolony mogąc iść ramie w ramię z wysoką postacią. Kiedy szli ocierali się o siebie ramionami w subtelny ale miły sposób. Chyba pierwszy raz w życiu żałował, że jego specjalna kawiarenka z której kupował gorącą czekoladę była tak niedaleko bo chętnie dłużej by pospacerował z mężczyzną którego obcasy hałasowały przy każdym kroku, a uśmiech poszerzał się gdy on przeklinał cholerne błoto które umazało jego trampki.

• „Be Mine!"• || larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz