Drugi na dziś. Będę wdzięczna za jakieś komentarze, opinie.Miłego czytania i do zobaczenia niebawem (;
____________________________
W następnych dniach nie było więcej ofiar. Jednak on nie miał zamiaru odpuścić. Nie wierzył w zbiegi okoliczności. W mieście musiał być jakiś zimnoskóry, a on tym razem nie spocznie póki się go nie pozbędzie.
Prawie nie wracał do domu razem z innymi wilkami wciąż patrolując teren oraz zajmując swój wolny czas polowaniem na krwiopijcę. Nawet jak po kilkunastu dniach wielu odpuściło wracając do normalnego życia on nie miał zamiaru spocząć póki czegoś nie znajdzie.We wtorkowy wieczór myślał, że mu się wreszcie poszczęściło. Że zaraz pozbędzie się mordercy i poczuje upragniony spokój. Przechodził między blokami kiedy nagle usłyszał czyjejś jęki i błagania o pomoc. Chwile później krzyk ustał, a on powoli podążał za zapachem człowieka którego słyszał. Trafił w ciemny zaułek. Kilka metrów przed sobą zobaczył postać w czarnym płaszczu która pochylała się nad człowiekiem, który już nic nie mówił tylko leżał bezwładnie w jej ramionach. Poczuł jak dreszcz przechodzi go wzdłuż kręgosłupa i ogarnia go wściekłość. Zaraz ruszył biednemu śmiertelnikowi na ratunek. Chwycił za ramiona białoskórego próbując odepchnąć go od człowieka. W końcu mu się udaje i całą siłą jaką ma w tej chwili udaje mu się odrzucić wampira na ziemię w miejsce z którego nie ucieknie póki on będzie zajmował się rannym. Dotyka palcem szyi poszkodowanego by wyczuć puls jednak nic nie wyczuwa. Chłopak na jego rękach jest zimny, a jego oczy są zamknięte. Chce go reanimować i próbuje wyczuć oddech przysuwając swoje ucho do jego ust. Jednak nic nie słyszy. Powinien rozpocząć resuscytację.
– Jego serce już nie bije. Nie ma czego ratować. – słyszy znajomy głęboki głos. Jak na zawołanie wstaje i z wściekłością wpatruje się w Harolda który już teraz bez kaptura na głowie z szelmowskim uśmieszkiem opiera się plecami o ceglany murek i powoli przy pomocy stojącego obok kontenera ze śmieciami wstaje z ziemi. To on. On zabił tego chłopaka. Nie odszedł. Tylko jest tutaj i patrzy się na niego z nieznanym mu wcześniej drwiącym wyrazem twarzy. Zazwyczaj był miły i uprzejmy lecz teraz nawet nie starał się wyglądać w jego oczach na dobrego. Cały czas to był on. Jego szukał. Twarz wampira wciąż jest piękna, a usta pulchne i malinowe. Zręcznie je oblizuje jakby pokazując swoje zadowolenie. Nie rozumiał jednak jego wyrazu zadowolenia. Był w ślepym zaułku. Nie miał dokąd uciec.
– Pozwoliłem ci łaskawie odejść, a ty masz czelność być tutaj i zabijać mieszkańców mojego miasta? Czy nie zrozumiałeś tego co ci powiedziałem? – mówi ostro głosem alfy chwytając gwałtownie wampira za płaszcz i jeszcze mocniej przyszpilając go do ściany. – Jesteś głupcem. Dałem ci szansę żyć. A ty ją zmarnowałeś. – trzyma mocno Harolda. Ten nie ma szans na ucieczkę. Dlaczego wrócił. Na prawdę chciał zginąć? Widzi jak ten się uśmiecha lekko przekrzywiając głowę i patrząc na niego spod rzęs, prześwietlająco tymi swoimi wielkimi zielonymi oczami. Cóż on myśli, że zyska. Czego oczekiwał. Przecież właśnie mu pokazał kim na prawdę jest. Mordercą. Zabił tego niewinnego chłopca leżącego metr od nich. Nie podoba mu się to. Nie chciał go zabijać. Jego serce krwawi. To sprawi mu ogromny ból. Ale to zrobi. Nie jest tchórzem.
– Zrozumiałem. Ale wybacz, musiałem wrócić. Po za tym stęskniłem się za tobą. – wychodzi z ust wampira, a ten nie wydaje się zbyt przerażony. Znów go próbuje omamić. Zagadać. Tak jak Mitch. Jak każdy głupi wampir. Nie może na to pozwolić. Ani słuchać tego co mówi. To jest kłamstwo. Ten właśnie zamordował bezbronnego. On już nie odpowiada. Nie będzie wchodził dalej w tą bezsensowną dyskusje. Zaciska szczękę i chwyta Harry'ego za szyję. Jest mu bardzo przykro. Ale musi.
CZYTASZ
• „Be Mine!"• || larry
FanfictionAu w którym Louis jest alfą stada w miasteczku w Glasgow, a także uczniem ostatniej klasy liceum starający się pilnować porządku na swoich terenach przed ohydnymi krwiopijcami. A Harry to młody wampir szukający dla siebie nowego miejsca do polowani...