²⁷

442 38 16
                                    

    Z przyzwyczajenia do porannych spacerów z psem wstałem trochę wcześniej. Zerknąłem ospałym wzrokiem na twarz wciąż śpiącego Tylera. Zauważyłem, że jego włosy oraz czoło są mokre od potu, a policzki chłopaka pokrywa ciepły rumieniec. Z rozchylonych warg uchodziły ciche, spokojne oddechy, których odgłos neutralizował wszystkie moje zmartwienia. Sam brunet zdawał się zajmować większość łóżka, gdy ja leżałem zaledwie na krawędzi. Jak zwykle bardzo mnie to rozczuliło i mimowolnie uniosłem kąciki ust w górę, wciąż nie odrywając wzroku od chłopaka.

    W pewnej chwili Tyler zaczął się budzić. Otworzył ciężko oczy, patrząc na moją twarz niewyraźnym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, ale ten tylko spojrzał na mnie apatycznie i po prostu obrócił się plecami. Tak niewielki gest, a tak bardzo mnie zabolał. Naprawdę przez chwilę myślałem, że między nami jest już w porządku i nie mam zbytnio się czym martwić. Jednak życie nie było takie proste i musiałem pogodzić się z konsekwencjami własnych błędów. Musiałem znieść jego zachowanie i poczekać do momentu, aż to on będzie gotowy coś zmienić.

    Nie zamierzałem dłużej z nim leżeć, jeśli tego nie chciał. Wstałem więc i szybko się ubrałem zostawiając go w pokoju samego. Wcześniej miałem w planach poprosić mojego brata by wyszedł z Jimem, bo po prostu chciałem trochę pobyć z Tylerem. Jednak z powodu jego zachowania szybko się rozmyśliłem. Byłem zły na to jak mnie potraktował. Miałem dość mojej bezsilności i każdej zmarnowanej sekundy przez próby odzyskania jego zaufania. Nie rozumiałem, dlaczego to wszystko musiało być takie trudne i skomplikowane. Czemu tak ciężko było sprawić, żeby Tyler znów się przede mną otworzył? Czemu nie chciał znów mnie pokochać, czemu się tak przed tym bronił? Czy ja w ogóle na niego zasługiwałem, nie potrafiąc nawet obronić go przed jego własnym ojcem?

   Wściekle rzuciłem patykiem w stronę ośnieżonej polany, patrząc jak złota sierść znika za nim w białych krzakach. Wziąłem głęboki, palący moje płuca oddech i szybkim krokiem ruszyłem w ich stronę. Pies wyskoczył z gąszczu i przybiegł tuż pod moje nogi, by oddać mi ośliniony kawałek drewna. Wziąłem go szybko i zacząłem biec pod górę, uniemożliwiając psu jego złapanie. Po chwili znów rzuciłem nim przed siebie, jednak biegłem dalej. Przyspieszałem z całej siły, o mało co nie wywracając się na śliskiej powierzchni. Nie patrzyłem na to jak mocno kręci mi się w głowie, jak bardzo moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa i jak strasznie niedobrze zaczęło mi się robić.

   Nie wiedziałem po co się tak wykańczałem. Szczególnie, że byłem świadomy tego,  jak działa na mnie bieganie, gdy odpowiednio się nie rozgrzeję, a temperatura na dworze sięga poniżej zera. Może właśnie to pomagało mi się trochę odstresować, może właśnie tym sposobem starałem się jakoś wyżyć? Na pewno na własnym zdrowiu, bo po przebiegnięciu prawie połowy kilometra padłem na kolana z atakiem odruchów wymiotnych. Mimo złych warunków byłem trochę zawiedziony własną wytrzymałością, jednak to w jakiś sposób dało mi trochę ulgi i przynajmniej wiedziałem, że szybko nie wybuchnę przy kimś z nadmiaru kipiących we mnie emocji.

   Prawie od razu na przemarzniętej twarzy poczułem mokry język mojego psiego przyjaciela, który zdawał się o mnie martwić. Westchnąłem ciężko i podniosłem się z ziemi. Stojąc już na nieco drżących nogach poklepałem Jima po jego włochatej głowie i ostatni raz rzuciłem mu patyk w stronę zalesionego terenu. Po chwili razem wróciliśmy do domu. Wszedłem do środka i pozwoliłem Jimowi wejść razem ze mną. Nie mogłem pozwolić by siedział tyle czasu na takim zimnie.

    Mama już krzątała się w kuchni, przygotowując wszystkim śniadanie. Wiedziałem, że specjalnie zrobiła swój niesamowity omlet, bo wyznałem jej, że ten ostatni bardzo smakował Tylerowi. Przy okazji stwierdziłem, że jej trochę pomogę i przygotowałem tacę, chcąc zanieść chłopakowi śniadanie do łóżka. Nie potrafiłem długo się na niego gniewać i miałem nadzieję, że takim niewielkim gestem uda mi się go udobruchać. Zresztą, jak zwykle martwiłem się o niego, że tak mało je. Poza tym, po tak ciężkim zabiegu powinien raczej przyjąć porządną dawkę kalorii, a połowa niedogotowanych ziemniaków wcale nie przypominała porządnego dania, którym mógłby zregenerować siły.

Feel Different || JøshlerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz