"Bomba w górę" czyli o wyścigach z Makareną - Breeders' Cup

140 27 3
                                    

   Witam, witam! Jestem Makarena i dołączyłam do redakcji KONIEcznika zaraz po wydaniu pierwszego numeru. Pewnie część z Was mnie nie zna, ale myślę, że niektórzy przynajmniej kojarzą mnie i moje wypociny o koniach wyścigowych. Raczej nie piszę już opowiadań i nie publikuję ich z taką częstotliwością i zapałem jak kiedyś, ale nadal z chęcią tworzę projekty związane z wyścigami. Przez słomiany zapał zwykle one nie wychodzą, ale to już nieistotny szczegół.

   W tym numerze przychodzę do was z Breeders' Cup, czyli wydarzeniem, na które co roku czeka każdy fan wyścigów – no chyba, że jego zainteresowanie tym sportem ogranicza się do obejrzenia filmu ,,Ruffian" i wstawianiem petycji na Howrse, by stworzyć boskiego konia o tym imieniu z +10000 do galopu i prędkości. Oczywiście, nie ma w tym nic złego, sama byłam kiedyś takim typem osoby.

   Czym właściwie jest ten słynny ,,Puchar Hodowców"? 

   Breeders' Cup to coroczny cykl czternastu prestiżowych gonitw, organizowany w Stanach Zjednoczonych nieprzerwanie od 1984 roku. Na początku ludzie dosyć sceptycznie do tego podchodzili, ale wkrótce wydarzenie zyskało sympatię i ogromną popularność – do tego stopnia, że zaczęło wypierać inne gonitwy, które dawniej były bardzo popularne i liczące się w środowisku sportu; Jockey Club Gold Cup, niegdyś wspaniałe trofeum, dziś mało kogo obchodzi. Marlboro Cup zostało całkowicie zlikwidowane zaledwie trzy lata po „narodzinach" Breeders' Cup, gdy ostatnia edycja przyciągnęła tylko pięć koni, a transmisją gonitwy była zainteresowana jedynie amerykańska kablówka.

   Breeders' Cup stanowi podsumowanie całego sezonu i często przesądza o przyszłych zdobywcach nagród w danych kategoriach (koń roku, najlepszy trzylatek, najlepszy dwulatek itd.). Dla wielu wierzchowców jest także ich łabędzim śpiewem, finałem kariery – masa uczestników przechodzi po tym na emeryturę.

   Mierzą się tam ze sobą nie tylko najlepsze amerykańskie konie, ale także przybysze z Europy czy Japonii. Łączna pula nagród we wszystkich tych biegach zmienia się co roku, ale zwykle wynosi około 25-30 milionów dolarów. Wiecie ile płyt Shreka Forever na DVD można kupić za 30 milionów? Ja też nie, ale strzelam, że bardzo dużo.

   W każdym z czternastu biegów może wystartować maksymalnie czternaście koni (lub mniej, jeśli warunki na torze na to nie pozwalają). W dostaniu się do Pucharu Hodowców pomaga tzw. Breeders' Cup Challenge, odbywające się pod hasłem „Win And You're In!". System ten polega na tym, że zwycięstwo w ważnej gonitwie objętej nim gwarantuje miejsce w jakimś konkretnym wyścigu. Przykładowo, dzięki wygranej w Ogden Phipps Stakes koń automatycznie może wziąć udział w Distaff, a zwycięzca Whitney Stakes ma prawo do startu w Classic. Pozwala to wyeliminować słabsze konie, które znalazłyby się w stawce tylko dzięki bogatym właścicielom.

   Breeders' Cup odbywa się zawsze w ostatni weekend października lub pierwszy weekend listopada. Gdy liście opadają z drzew, dzieci wycinają dziwne kształty w dyniach, a na zewnątrz robi się coraz chłodniej, ludzie każdego poranka wychodzą ze swoimi końmi na tor, by przygotować je do udziału w najdroższym weekendzie w sporcie. Gromadzi na trybunach dziesiątki, a nawet setki tysięcy widzów, a wyniki są śledzone przez właściwie cały wyścigowy świat.

   Gdyby ktoś mnie spytał, gdzie odbywa się to wydarzenie, odpowiedziałabym: ,,wszędzie". Nie żartuję. Co roku inny tor bierze na klatę promocję wyścigu, załatwianie personelu, zapewnienie bezpieczeństwa czy atrakcji dla wymagających, wkurzających i często obrzydliwie bogatych ludzi. Pierwsza edycja odbyła się na torze Hollywood Park w stanie Kalifornia, ale kilka lat temu zrównano go z ziemią i obecnie budują tam kasyno czy jakiś inny syf. W zeszłym roku odpowiedzialność za Puchar Hodowców wziął tor Churchill Downs w stanie Kentucky, w tym odbyło się na kalifornijskim Santa Anita Park, za rok zabawa przeniesie się do Keeneland, a w 1996 wyjątkowo zorganizowano to na kanadyjskim Woodbine. Najczęściej cykl odbywa się na Santa Anita Park – tor ten organizował go już dziesięć razy! Nie można się temu dziwić; słynny tor położony w Arcadii w stanie Kalifornia ma kasę, sławę, możliwości i piękne pasmo górskie dodające klimatu krajobrazowi. Nie da się jednak ukryć, że z powodu licznych wypadków i klaunów zamiast rządzących, w tym roku SA Park zajęło pierwsze miejsce na liście TOP 5 znienawidzonych torów wyścigowych w USA i zapewne na świecie. Spoiler: zajęło także drugie, trzecie, czwarte i piąte miejsce.

KONIEcznik - listopad 2019Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz