Jesienne dos and don'ts,
czyli co robić, a czego lepiej nie, kiedy padoki pokryją się liśćmi (lub błotem).
Jesień trwa w najlepsze już od kilku dobrych tygodni, lecz dopiero teraz, kiedy październik się skończył, a wraz z nim ostatnie promienie złotego słońca, zaczynamy dostrzegać, że dobre czasy zostały daleko w tyle. Zabranie do stajni jedynie klucza od szafki i kilku(dziesięciu) marchewek pozostały tylko wspomnienia, teraz liczą się jedynie ocieplane bryczesy i grube, toporne, dodające kilogramów termobuty. W tym wszystkim oczywiście wciąż najważniejszą rolę odgrywa mistyczne stworzenie, które niejedną już istotę ludzką obdarło z chęci i pieniędzy — koń. Kiedy zajęci jesteśmy narzekaniem na panującą na dworze pluchę, warto poświęcić swojemu oczku w głowie, chociaż chwilę dodatkowej życiowej energii i przyjrzeć się naszym wskazówkom, co zrobić, a czego nie robić, by wraz z opadającymi liśćmi, nie opadł komfort mieszkania naszych rumaków.
Przede wszystkim:
Bez kopyt nie ma konia!
Kiedy błoto na stałe zagości na padokach, w większości wypadków zaczyna być tak, że konie znaczną ilość czasu spędzają w stajni. Możliwe, że chcecie uchronić je w ten sposób przed staniem po kopyta w lodowatej wodzie, twierdząc, że zwierzak złapie jakieś choróbsko lub nabawi się grudy. I macie stuprocentową rację, jednak należy przy tym pamiętać o jednej rzeczy. Jeżeli koń spędza więcej czasu w boksie, wymiana ściółki powinna następować częściej. Inaczej klops i figa z makiem z Waszej profilaktyki. Brudna ściółka może spowodować dokładnie te same powikłania co błoto, to znaczy grudę, gnicie strzałki, a nawet podrażnienie górnych dróg oddechowych spowodowane amoniakiem w ściółce.
Salon piękności z błotem w roli głównej.
Kilka dni temu staliście się właścicielami derki, kupionej za skrzętnie zaoszczędzone przez Was pieniądze. Derka jest wprost niesamowita, widniejące na niej wzory ciągle radują Wasze oczy, a przede wszystkim łagodzą ból serca po minusowym stanie karty kredytowej. Zapach nowości ciągle jeszcze unosi się wokół, kiedy z namaszczeniem kładziecie ją na koński grzbiet i przestrzegacie swojego rumaka:
— Spróbuj ty tylko coś z nią zrobić, to się policzymy — mówicie do niego, a koń odpowiada czymś na kształt skinienia głową. Wiecie, że zrozumiał. A przynajmniej macie taką nadzieję. Czterokopytny odbiega w najdalsze zakątki wybiegu, a Wy staracie się ignorować czającą się w ciemnych zakątkach umysłu myśl: "A co jeśli..."
Wieczorem wracacie, derki nie ma. Koń (najpewniej siwy) jest umorusany błotem od kopyt po czubki uszu. Nawet w tej przyprawiającej o palpitacje serca chwili warto pamiętać, że:
Wyczesywanie mokrego błota może uszkadzać okrywę włosową.
Powiedzmy sobie szczerze, nawet warta miliony derka nie prezentowałaby się dobrze, gdyby model stanowił uosobienie obrazu nędzy i rozpaczy. Jeżeli okrywa włosowa Waszych podopiecznych nie jest w najlepszym stanie, nie ma się co łudzić. Nie podbijecie końskiego świata mody.
Zeskrobywanie mokrego, niezaschniętego błota nie jest najlepszym pomysłem, nawet jeśli pozostały do treningu czas odchodzi w niepamięć, to nie dość, że jest to niesamowicie czasochłonne, może wywoływać ból! Jeżeli „panierka" znajduje się jedynie na kończynach, warto pomyśleć o obmyciu nóg, a jeżeli nie to cóż... możecie pokazać te argumenty trenerowi i niech się dzieje wola Nieba...
Gzzz, gzzz, gzzz, słyszycie?
Tak to właśnie one. Najbardziej znienawidzone przez jeździecki świat owady znowu wchodzą do gry, tym razem jako... nowe pokolenie znanych nam już giez letnich. Kiedy mama gza i tata giez bardzo się kochali, postanowili złożyć jaja na trawie porastającej wybiegi/pastwiska/padoki (wybierz jedno). Wszystko działo się w okresie wakacyjnym, kiedy krwiożercze insekty atakowały chmarami i nie można było wyściubić nosa ze stajni, bo mali terroryści tylko na to czekali. Konie zjadają te jaja, a larwy wykluwają się i pomieszkują sobie w ich jamie ustnej, by koniec końców przemieścić się do żołądka i niekorzystnie wpływać na trawienie. To właśnie dlatego jesień jest idealnym momentem, by przeprowadzić dodatkowe odrobaczanie przeciw gzawicy.
Problemy z połykaniem, czy niechęć do przyjmowania pokarmów to jedne z objawów, widocznych we wczesnym stadium rozwoju larw, mniej więcej w okolicach października/listopada. Odrobaczając konia z ukierunkowaniem na gzawicę, możemy uniknąć późniejszych etapów takich jak nawracające kolki, widoczne najczęściej u młodych koni chudnięcie czy anemia.
Po co kochać ludzi skoro można kochać jedzenie?
Jesień wiąże się nie tylko ze zmianą ubrań na cieplejsze, lecz także zmianą sierści. Sierść może powiedzieć nam całkiem sporo o kondycji rumaka, więc warto zwrócić uwagę na kilka aspektów, warunkujących zdrowy wygląd. Przede wszystkim dla koni żywiących się tradycyjnie: owsem i sianem, liczy się suplementacja.
W okresie najbardziej intensywnej wymiany okrywy włosowej warto podawać koniowi biotynę, wpływającą nie tylko na sierść, ale też kopyta. A jak wiadomo: bez kopyt nie ma konia (patrz: początek). Nie tylko gwarantuje lśniący połysk, którego nie powstydziłby się topowy producent rozświetlaczy, lecz także wspomaga zrzucanie letniej warstwy włosów. Same korzyści!
Niesamowicie ważne jest również wzbogacanie diety konia o włókno. Energia, dzięki której koń ogrzewa się, jest produkowana poprzez trawienia paszy objętościowej, więc należy również zwiększyć jej dawki (tylko bez szaleństw, nie chcemy tutaj zwiększonego ryzyka poniesienia z barankami). Trawienie włókna pomaga za to utrzymać osiągniętą temperaturę — można podawać koniowi wysłodki buraczane lub po prostu spojrzeć na punkt dotyczący paszy objętościowych i podwoić porcje siana. Wcale nie potrzeba tak wiele — siano jest wysokowłókniste, więc to jak dwie pieczenie na jednym ogniu.
Wasza jedyna i niesamowita,
Pep_Siii
CZYTASZ
KONIEcznik - listopad 2019
RandomNowy, jesienny numer KONIEcznika składa się z kontynuacji tematów z pierwszego wydania, czyli między innymi kolejnej części artykułu o umaszczeniach oraz zupełnych nowości, takich jak artykuł o wyścigach. Wiele artykułów utrzymanych jest w lekkiej...