Bo wystarczy jeden uśmiech, jeden dotyk oraz jedno słowo, by nasze życie legło w gruzach bądź odzyskało sens. Lecz co zrobić w przypadku, gdy dostaje się i jedno, i drugie?
zmieniony wiek;wulgaryzmy;top!kth;depresja;szpital;krótka historia
Chłodny wiatr owiewał dość mocno bladą twarz dwudziestolatka, który w luźnej, bordowej koszuli i ciemnych spodniach siedział na drewnianej ławce, która w większości była popękana, a brązowa farba odchodziła z niej dużymi płatami. Spod jego powiek powoli spływały drobne łzy, które ostatecznie spadały na splecione dłonie, które z sekundy na sekundę robiły się coraz chłodniejsze. Spory szkicownik leżał rzucony niechlujnie obok niego, a wiatr od czasu do czasu odkrywał kilka nieco zarysowanych kartek postaci, którym jeszcze nie nadano imion, kształtu i ostatecznego wyglądu. Spory ogród, w którym siedział już zatracił swe piękne kolory, ukazując szarą rzeczywistość, od której tak wiele nastolatków - w tym i Jeon - chciało uciec, by ostatecznie zatracić się w swych kolorowych, czasem magicznych krainach. Dawniej czerwone i pomarańczowe róże aż prosiły się o adorację, lecz z początkiem kalendarzowej zimy straciły swój urok, wyglądem przypominając bardziej zniekształconą łodygę. Ogromne dęby i klony posadzone wzdłuż małej alejki straciły swe zielone liście, ukazując potężne, nagie konary.
Już nawet nie wyczuł drobnych kropel deszczu, które leniwie spadały z szarych chmur, które kłębiły się nad głową bruneta. Już nawet nie zauważył jak większość spacerujących ludzi ze szpitala poznikało za potężnymi, brązowymi drzwiami. Już nawet nie zauważył jak sam powoli zatracał się w wietrze, w swych przygnębiających go myślach oraz we wspomnieniu subtelnego uśmiechu gościa, którego imienia nie znał. Nie pamiętał ile dni temu go widział, czy minęło więcej czasu niż przypuszczał, czy może widział go zaledwie wczoraj. Dla Jeona zegar nie istniał, godziny i minuty zlewały się w monotonną całość, a dzień i noc nie wyróżniały się niczym szczególnym na tle tych miesięcy, które zdążył już tutaj spędzić.
— Jeongguk? — Niski głos gdzieś w zakamarkach jego głowy, odbijał się potężnie o puste ściany w jego umyśle równie głośno i mocno jakby ktoś w kompletnie pustym pomieszczeniu ustawił radio na całą głośność. — Och, Jeonggukie — Ciche westchnienie i ciepła dłoń na mokrym od łez oraz deszczu policzku sprawiła, że w jego wyobraźni powstał cholernie długi, wąski korytarz, a na jego końcu pojawił się nieznajomy o czerwonych włosach. Dwudziestolatek nieświadomie ruszył w jego stronę widząc ten delikatny uśmiech, który niczym rzadki promień słońca przedostawał się przez te szczelne ściany, nadając im innego koloru niż ciągła czerń. I wtedy Koreańczyk otworzył oczy jednocześnie rozchylając nieco popękane wargi. Tuż przed nim stał ten sam przystojny nieznajomy, którego już raz dane było mu go zobaczyć. Trzymał nad ich głowami spory, czarny parasol, a swoją dużą dłoń na zimnym niczym lud, policzku pacjenta. Bez słowa wpatrywali się w swoje oczy kompletnie zatraceni w swych spojrzeniach, które przepełnione troską i ogromną ilością bólu aż przyprawiały o gęsią skórkę.
— To ty — wyszeptał, kładąc nieświadomie swoją nieco kościstą dłoń na tę należącą do chłopaka o czerwonych włosach.
— Chodź, musimy wracać do środka. Jest już cholernie zimno, a ty jesteś zupełnie przemoknięty i w dodatku bez żadnej kurtki — Jego głos przebijał liczne ściany w umyśle młodszego, szybko i celnie, tak jakby był zawodowym strzelcem. Tym samym sprawiając, że dotychczas szklane mury wokół małego Kookiego rozpadły się, a ich odłamki zamieniły się w ostre ostrza pędzące w nieświadomego bruneta. Ciepła kurtka i stanowcze wtulenie w ciepły tors były niczym tarcza, której nic nie było w stanie przebić, dosłownie nic. Nawet odłamki szkła, które daremnie pędziły w stronę dwudziestolatka.
— Co tu robisz? Miałeś wyjechać.
— Och, ostatni raz widzieliśmy się dwa miesiące temu. Nie pamiętasz? — Starszy zerknął na niego kątem oka, prowadząc go spokojnie alejką w stronę sporych drzwi, które były jego własnym więzieniem. Drugim, bo tym najgorszym był jego poraniony umysł.
— Nie liczę dni, nie używam zegarka. Żyję z dnia na dzień — odparł machinalnie, nieświadomie wtulając się w tors czerwonowłosego. Przystali, by nieznajomy mógł go wtulić w siebie jednocześnie wciąż trzymając parasol nad ich głowami, nie przejmował się tym, że przez oddanie kurtki Jeonggukowi było mu zimno. W tamtej chwili liczyła się ta drobna istotka, która odnalazła chwilowe ukojenie w jego szerokich, bezpiecznych ramionach.
Pokój Koreańczyka był surowy, mroczny, wręcz odpychający. Zimne płytki, nagie i nieco popękane ściany, ogromne oraz zakratkowane okna. A widoku dopełniało małe biurko z lampką, oraz średniej wielkości łóżko ze świeżo zmienioną pościelą. To miejsce nie koiło pod żadnym względem, lecz pobudzało ciemniejszą stronę człowieka, który w nim przebywał.
— Idziesz do kuzynki? — Niespokojny szept dotarł do uszu Taehyunga w momencie, gdy przekroczył próg szarego pokoju. Dwudziestoczterolatek położył tacę z obiadem na biurku i przysiadł na krawędzi niewygodnego łóżka. Ujął w swoją nieco większą dłoń tę mniejszą, głaszcząc delikatnie kciukiem jej szorstką powierzchnię.
— Śpi pierwszy raz od dłuższego czasu, nie chcę jej budzić. Niech odpoczywa — Delikatny uśmiech przyozdobił jego śliczną twarz, która była idealnie gładka i symetryczna.
— Zostajesz ze mną?
— Jeśli tylko będziesz tego chciał to zostanę. Nigdzie mi się nie śpieszy.
— Zostań. Tak, zostań — Przytaknął, by zaraz przysunąć się bliżej nieznajomego, którego imienia wciąż nie znał.
— Taehyung jestem — wyszeptał do ucha bruneta jakby czytając jego poplątane myśli, by zaraz wtulić go w siebie jednocześnie okrywając przy tym jego plecy ciepłym, szarym kocem. I Ggukie się uśmiechnął, minimalnie, wręcz niezauważalnie. Lecz to był jego pierwszy uśmiech od dwóch lat, który wywołał spokojny ton głosu Kima. Koreańczyka, w którego ramionach czuł się bezpiecznie oraz odczuwał przyjemne ciepło. Ciepło wywołane drugim, nieco większym ciałem, które stanowiło niewidzialną tarczę dla małego wciąż jeszcze przerażonego Kookiego, który w swym umyśle uderzał pięściami o niewidzialne ściany, chcąc wreszcie je opuścić.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
~***~
Myślę, że rozdziały będą podobnej długości. Na pewno nie będą przekraczać 2 tyś. słów.
Chcę by czytało się to szybko i łatwo bez zbędnych rzeczy, które nie pomogą Wam zrozumieć kilku rzeczy.